Film, kiedy obejrzałem go po raz pierwszy, wgniótł mnie w fotel.
Snyder, który równie dobrze i konsekwentnie przeniósł na ekran "300", perfekcyjnie, idealnie wręcz ujął komiksową
klamrę, którą są postacie Dr. Manhattana i Rorschacha. Ci dwaj bohaterowie to antynomia: Manhattan jest
superbohaterem totalnym, wszechmocnym, realnym supermanem. Rorschach jest cherlakiem z traumatyczną
przeszłością, pozbawionym cech heroicznych, może poza tym, że umie się bić. Pierwszy jest totalnym relatywistą,
moralność postrzega jako trochę śmieszny, trochę tragiczny wymysł ludzki; drugi, wręcz przeciwnie, świat widzi
czarno-biało, trochę jak nasz kochany Pan Prezes.
Obydwaj za swoje superbohaterstwo płacą zatraceniem człowieczeństwa i wygnaniem.
Te dwie postacie, Ci dwaj bohaterowie - to jest to, o czym jest ten film.