7,2 105 tys. ocen
7,2 10 1 104660
6,8 42 krytyków
Watchmen. Strażnicy
powrót do forum filmu Watchmen. Strażnicy

Oto mamy rewolucję. Rewolucję nieco spóźnioną, a dla zaznajomionych z pierwowzorem Alana Moore'a wręcz niepotrzebną, ale już na polu filmowym jest to (wreszcie!) coś świeżego. Zack Snyder nie zmarnował jednej z najważniejszych i najwybitniejszych historii o superbohaterach i w ciekawy, acz ryzykowny sposób przełożył ją na język filmowy. Ryzykowny, bo dość wierny - "Strażnicy" to nie "Sin City" i przeniesienie pewnych kadrów czy zaakcentowanie niektórych kwestii może się wydawać chybione. Co na papierze emanowało wdzięczną przenikliwością, na ekranie bywa problematyczne w odbiorze. Snyder stawia jednak na właściwe karty - w sporym stopniu gra kiczem i patosem, czyniąc z nich silne oręże. Jego historia, gdy musi jest wizualnie spektakularna, ale wszystkie pozostałe sceny składają się na błyskotliwą demitologizację komiksowych tradycji i próbę obnażenia ludzkiej natury. Wspaniale się to uzupełnia - bo cóż może być lepszego niż pokonanie wroga jego własną bronią? "Strażnicy" wykorzystują najbardziej podstawowe elementy amerykańskiej opowieści o superbohaterach i nie boją się przy tym obciachu - postacie są karykaturalne, ich stroje groteskowe, deklaracje patetyczne, a na całości ciąży oczywiście los świata. Ale jednocześnie brak tu idealizowania właściwie czegokolwiek - tło "Strażników" to rynsztok wypełniony ludzkimi słabościami.

20 lat temu dzieło Moore'a bezczeszcząc wizerunek amerykańskiego superbohatera, wyznaczyło nowe standardy dla opowieści obrazkowych. Oto sumienie Ameryki zyskało nową, zaskakująco niejednoznaczną... ludzką twarz. Okazało się bowiem, że wymyślne maski często skrywają zmęczenie, samotność, strach, pychę - uczucia zarezerwowane dla antagonistów komiksowych opowieści. Bohaterowie stali się więc antybohaterami, a w najlepszym razie udręczonymi jednostkami, spadli z boskiego piedestału popkultury do rangi zwykłych celebrities. Co ciekawe, zreformowana w ten sposób istota amerykańskiego komiksu ignorowana jest przez filmowców nawet teraz, w dobie boomu na ich filmowe adaptacje. Konserwatywne jednowymiarowe historie (którym króluje Marvel) wciąż generują zbyt duże dochody, by twór tak oryginalny jak "Strażnicy" nie budził szoku "oszukanych", którzy spodziewali się tradycyjnego bum-bum, a otrzymali medytację nad losem superbohatera. Tutaj herosi w maskach bywają zagubieni w swych działaniach, ścigają ich własne demony, starzeją się, popełniają błędy, zbrodnie. Są zawistni, bezlitośni, a przede wszystkim przestaje im zależeć na losie ludzkości. Patrząc na krytyczne komentarze, dla wielu jest to mur niemożliwy do przeskoczenia. A przecież nie tak dawno temu olbrzymie triumfy święcił "Mroczny Rycerz", który uwodził dychotomią dobra i zła...

Zapomnijmy jednak o filmie Nolana - jeśli rewolucja ma mieć gdzieś swój początek, to właśnie tutaj. Snyder podszedł do oryginału Moore'a bez lęku i nie złagodził jego historii w miejscach, gdzie wydawało się, że zrobić to powinien. "Strażnicy" korzystają więc z zestawu wykluczających się składników i stosunkowo łatwo wyciągnąć z nich choć jeden, którego się nie trawi - brutalność, kicz, spektakularność, nihilizm, naiwność, patos. Ale mieszanka ta współgra niemal idealnie, a przeniesienie jej na ekran dało dodatkowe możliwości, jakich forma obrazkowa jest pozbawiona. Świetny jest tutaj przede wszystkim dobór muzyki, który poprzez swoje pochodzenie uzupełnia wydarzenia - piorunujące wrażenie robi np. przemiana Jona Ostermana w Dr Manhattana, zinterpretowana za pomocą utworu Phillipa Glassa z "Koyaanisqatsi". Niesamowita jest czołówka, która wygląda jak zdjęcia Anne Leibovitz wprawione w ruch. O tak, dzięki filmowej materii "Strażnicy" zyskują dodatkowy kontekst tam, gdzie cierpią z niemożności przeniesienia pewnych elementów z pierwowzoru. Bo nie oszukujmy się - trylogia Moore'a to szalenie złożone dzieło o olbrzymim filozoficznym zapleczu i upchnięcie choćby połowy jego aspektów nawet do 163 minutowego filmu jest niemożliwe. Na szczęście Snyder tnie i upraszcza tylko tam gdzie musi, przez co właściwa wymowa zostaje zachowana. Fundament amerykańskości ulega podważeniu, a wraz z nim doszczętnie zostaje obnażona ludzka natura. Bo cóż triumfuje w finale? Problematyczna, zbudowana na obłudzie utopia, którą zaprowadzono według zasady "mniejsze zło".

ocenił(a) film na 9
eon_blue

Dobrze prawisz, ale nawet w ten przelomowej produkcji rezyser nie ustrzegl sie kilku dziwnych/slbych momentow - ostatnie dwiesceny po wyjsciu z piramidy sa strasznie lukrowe i powoduja, ze napiecie calego filmu nagle pada. Kolejnymi scenami sa: akcja ratunkowa z plonacego budynku i akt milosny tuz potem z dziwna jak dla mnie do zrozumienia piosenka Allelujahh, ale to sa male czastki filmu, ktore nie przyslaniaja tego bardzo ciekawego filmu. Brawo zatem dla Snydera za obalenie w filmie wzorowych bohaterow, nieugietych, prawych, niesmiertelnych. 8/10 chyba jak najbardziej zasluzone za lamanie konwencji.
Zapraszam na tematsymbolicznego? uzycia Ending Glassa do sceny przemienienia Jona w Dr Manhatanna. PZDR

ocenił(a) film na 8
herbatkaherbatnik

Jestem jak najbardziej za i nie żałuje spędzonego czasu w kinie.
Z początku sądziłem że będzie to film pokroju batmana bądź innej marvelowej produkcji, później doszły mnie słuchy że film jest przegadany więc zaczęły mnie nachodzić złe myśli (czyżby kolejny badziewny spider 3).
Oglądając film dotarło do mnie jak bardzo się myliłem, jak dla mnie ten film mógł obejść się bez efektów walki które doświadczyłem w 300(oczywiście scena miłosna jak na mój gust trochę niepotrzebna).
Treść filmu powala symbolika i pewne aluzje dają do myślenia, byłem oczarowany i żałuje że nie zapoznałem się wcześniej z lekturą.
Ludzie bardziej obeznani ze światem komiksu powinni raczej się oczarować tym filmem.
Daję temu filmowi 9/10 ze względu na wyżej wymienione sceny które można śmiało wyciąć.

ocenił(a) film na 10
skarlok

Jeśli chodzi o porównanie do The Dark Knight, moim zdaniem Watchmen są dużo epsi, TDK był stanowczo zbyt długi, za mało bale'a, praktycznie cały film to joker. Mało batmana w batmanie, nie jest to zły film, ale mniej ciekawy niż wspomniani Strażnicy.

ocenił(a) film na 8
herbatkaherbatnik

Tylko ze te wszystkie sceny są bardzo potrzebne dla filmu, zresztą były też w komiksie w niemalże identycznej formie. Nie wyobrażam sobie tego filmu bez "Ludzie chodzą w dziwne miejsca i robią dziwne rzeczy i czasem po prostu nie mogą o nich mówić" i pw. keczupu spadającego na koszulkę- przecież to esencja Strażników. Mam nadzieje ze w rozszerzonej wersji będzie więcej New Frontiers Mena.

Co do aktu miłosnego.... no tutaj w komiksie było zmysłowo, a w filmie humorystycznie i moim zdaniem obie wersje maja racje bytu. W sumie filmowa nawet bardziej- Jusepczyk to krypto-nimfomanka, która nie umie się przyznać do słabości takich samych jak matka i tylko przed nią odgrywa dewotkę. A Niteowl ... heh... życiowy nieudacznik, prawiczek i na dodatek staje mu tylko w kostiumie superhero.

Poza tym nie zapominajmy ze Watchemni to też spora dawka czarnego, szyderczego humoru, satyra społeczna i zbieranina karykatur. No i to wszystko to przecież tylko.... Żart.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 8
RiDeR882

Podpowiem ci jak powstał. Nakręcili go. Ot cała tajemnica :)

ocenił(a) film na 10
Subterranean

Jedno słowo, ręce opadają. The Dark knight to dużo prostszy i mniej skomplikowany film, stawiający na akcję, nie ma porównania do strażników, którzy są adaptacją komiksu, TDK natomiast nie jest adaptacją żadnego z komiksów o batmanie. Jeżeli ktoś zna się na komiksie i czytał/lubi watchmen, wtedy może ocenić jego adaptację, ponieważ jest to bardzo wierna adaptacja, żaden fan nie ma i nie powinien mieć zastrzeżen. Dla tego właśnie jest to bardzo dobry film. Postacie, kadry, większość dialogów są takie same. Nie lubisz watchmen - nie jesteś fanem komiksu, nie znasz się na nim, ten komiks to było największe zwięczenie/rozliczenie oraz epilog amerykańskich komiksów począwszy od lat 30stych, uznawany we wszystkich rankingach za najlepszy komiks jaki kiedykolwiek powstał. ende.

ocenił(a) film na 9
RiDeR882

Że sparawrazuję pewnego jegomościa: "na pytanie, jak ten film mógł powstać, odpowiadam mógł, skoro powstał".
A Watchmeni mieli po troszę takim ironicznym komediodramatem być. A Batman to Batman, sfilmowany tyle razy, że nikt nie jest już wstanie wykrzesać z niego nic nowego, powiela wzorce, jest sztampowy etc. No Watchmeni... no wreszcie coś nowego w komiksowych adaptacjach.

ocenił(a) film na 10
RiDeR882

Wydawałoby się, że tylko dzieciaki piszą totalne brednie, a mając tych latek już trochę wypada być mądrzejszym, jednak udowadniasz starą prawdę, że miarą dorosłości/dojrzałości/obycia etc. nie jest wiek. Brutalne, jak ten film, jak życie, i jakże prawdziwe.