*pisane świeżo po seansie przedpremierowym*
Watchmen to najlepszy komiks, jaki kiedykolwiek przeczytałem. Szczerze, kiedy usłyszałem, że ekranizacją dzieła Moore'a i Gibbonsa zajmie się "ten gość od 300", byłem naprawdę wkurzony. W końcu Snyder to specjalista od kosztownego efekciarstwa, przesadzonej przemocy i nadużywania spowolnień, a nie od mrocznych, wielowątkowych i niepokojących historii. Obawiałem się spłycenia lub nawet wypaczenia przekazu komiksu i zbyt dużego nacisku na akcję.
Później trochę ochłonąłem, poczytałem tu i tam o panu Snyderze i dowiedziałem się, że jest on podobnie jak ja wielkim fanem komiksu i traktuje go niemalże z religijną czcią. Obejrzałem mnóstwo materiałów promocyjnych filmu, na Youtube'ie przejrzałem pełno fanowskich reklam artykułów Veidt Enterprises stworzonych na potrzeby filmu (inicjatywa wyszła od pana Snydera, świetny ruch z jego strony), gruntownie przebadałem stronę thenewfrontiersman.net... krótko: wkręciłem się w promocję. I mój sceptycyzm powoli ustępował miejsca optymizmowi. Czułem pasję, czułem ogromny, szczery entuzjazm z jakim reżyser podchodził do tego projektu.
Naprawdę uwierzyłem, że film Snydera będzie godną ekranizacją komiksu. I z takim pozytywnym nastawieniem wszedłem wczoraj do sali kinowej na przedpremierowy pokaz filmu Watchmen: Strażnicy.
Dzisiaj wyszedłem z tej sali, zniesmaczony. Niestety, pan Snyder zawiódł moje zaufanie.
Fabuła: spłycona i uproszczona, niektóre wątki przerobione, inne zupełnie pominięte. Oczywiście rozumiem, że nie sposób zmieścić całego komiksu nawet i w trzygodzinnym filmie, niemniej jednak odczuwam spory niedosyt, zmarnowany potencjał. Zamiast skupić się na narracji, Snyder znowu ucieka do tego, co najwyraźniej lubi najbardziej: szybka akcja, groteskowa przemoc i nieodzowny bullet-time. Ale to, co sprawdziło się w 300, jest kompletnie niepotrzebne w Watchmenach. Nie ta bajka! Komiks stanowił swego rodzaju odskocznię od schematu historii o superbohaterach i zamiast na akcji skupił się na inteligentnych, dojrzałych dialogach i poruszaniu trudnych tematów. Tak więc tam, gdzie Moore zrobił krok do przodu, Snyder robi krok do tyłu. Za dużo tego prania się po pyskach, dziesięciometrowych skoków i sikania krwią po ekranie. Po co to wszystko? W ten sposób Snyder tylko oddala się od wizji Moore'a, choć zarzekał się, że tego nie zrobi. Zresztą największym chyba grzechem reżysera jest...
Zmiana zakończenia: kompletnie niepotrzebna. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego Snyder zdecydował się na ten ruch. Czy oryginalne rozwiązanie z komiksu było zbyt "niewiarygodne"? A może za mało efekciarskie? W końcu to tylko pół miasta, rozwalenie kilku(nastu?) jest o wiele bardziej imponujące. Zresztą, rozwiązanie zaproponowane przez Snydera nie ma sensu. Co i w jaki sposób mógł zobaczyć Komediant? Przecież nie ma żadnej wyspy, którą mógłby przypadkowo zauważyć lecąc samolotem. Zresztą, jako fan komiksu, po prostu odczułem ogromne rozczarowanie brakiem psychopotwora. Duży minus. Zły ruch, panie reżyserze. Zupełnie nie przystoi komuś, kto nazywa siebie fanem komiksu. Jedziemy dalej.
Aktorzy: średnio dobrani i średnio sobie poradzili. Najlepszy był zdecydowanie Rorschach, zresztą w filmie dało się odczuć, że to ulubiona postać Snydera, najbardziej się do niego przyłożył. Najgorszy: Ozymandias. Po prostu błe. Również pani Jupiter senior totalnie nie przypadła mi do gustu. Zresztą w zasadzie wszyscy aktorzy grali tak, jakby nie mieli jasnych wytycznych co do charakterów swoich postaci. Komediant zamiast cynicznego pesymisty jest dziwnie rozchwiany i stanowczo za wesoły. Laurie Juspeczyk... zupełnie nijaka. W komiksie to była prawdziwa baba z jajami, w filmie się tego wcale nie czuje. Samo kopanie tyłków to za mało, potrzebna jest charyzma. Z całej kadry naprawdę najlepiej wypadł Jackie Earle Haley.
Muzyka: nie pasuje. Po prostu. Parafrazując Tarantino, nie wystarczy do filmu o latach osiemdziesiątych wrzucić muzykę z lat osiemdziesiątych żeby wytworzyć odpowiedni klimat. Tutaj potrzeba czegoś więcej, a w Watchmenach soundtrack został ewidentnie zrobiony właśnie taką metodą "na odwal się". Szkoda, bo trailer naprawdę nastrajał pozytywnie w tym temacie (świetny, klimatyczny podkład Smashing Pumpkins). No i to szybkie, wesołe, gitarowe granie na koniec... trochę niesmaczne, biorąc pod uwagę to, że parę minut wcześniej byliśmy świadkami masowej rzezi niewinnych ludzi. Znowu: spłycanie i wypaczanie.
Kończę już moje wywody, bo kiedyś trzeba spać... Jestem strasznie rozczarowany tym filmem. Zmarnowano ogromny potencjał historii opowiedzianej w komiksie. Myślę, że naprawdę najlepiej sprawdziłaby się ona w formie miniserialu, przy zachowaniu stuprocentowej wierności oryginałowi, co do słowa. Faktycznie Zack Snyder stanął przed ogromnym wyzwaniem, próbując streścić 12 tomów komiksu do dwóch i pół godziny filmu, ale tak naprawdę sam sobie strzelił w stopę. Za dużo było tych dopisanych scen akcji, niepotrzebnych zmian w scenariuszu, po prostu za duża samowolka. Trzeba było zaufać Alanowi Moore'owi. Szkoda. Wielka szkoda. Film zdecydowanie poniżej oczekiwań.
4/10
stary mieszasz film z błotem tylko na podstawie tego że nei jest 100% ekranizacją komiksu...zastanów się!
Niektóre rzeczy trzeba zmienić by wszystko było zjadliwe dla widza bo film to nie komiks. Co do muzyki to powiedz ile razy tak naprawdę pojawiła się ta muzyka lat 80tych?
Komediant dokładnie został przedstawiony jako cyniczny pesymista, rozchwiany wydał Ci się może przez scenę płaczu u Molocha która przecież w komiksie była. Co do zakończenia wybacz ale gdyby w kinie na końcu pojawił się komiksowy potwór bez przedstawienia tego jak powstał i całego wątku komiksu w komiksie to raczej wyglądałoby to śmiesznie. Na efekciarstwo raczej nie postawiono, jak dla mnie to bardziej normalne rozwiązanie.
No i cholera nie rozumiem tego wielkiego rozczarowania i takiej oceny, 4/10 można dać filmowi naprawdę średniemu a Watchmen na pewno do takich nie należy.
Ja też byłem na przedpremierowym pokazie i ciesze się, że miałem wejście
za friko bo teraz bym nie poszedł na ten film nawet gdyby mi zapłacili.
Film przegadany. 3/10.
zaiste ciekawe to jest - zalozyciel tematu pisze, ze za duzo akcji, za malo dialogow... ty piszesz , ze film przegadany...
A moze widzieliscie inne filmy?
Ale przecież na DVD i Blu-ray wyjdzie wersja reżyserska - 3,5 godziny. Pewnie nazwą ją rozszerzoną mimo, że to wersje kinowe filmów powinny uchodzić za skrócone. Takie jest kino jaka jest większość widzów (popkornożerców/naciosżerców). Mam nadzieję, że doczekam czasów kiedy filmy będą miały jednocześnie premierę w kinie, na małych nośnikach danych (dvd, blu-ray, pamięci flash). Film na taśmie kinowej ma jakieś 2 Mpiksele (ma dodatkowo zanieczyszczenia jak kurz ;)). Tak samo film na Blu-ray w pełnych HD (bez zanieczyszczeń). Dolby Digital (starożytny system dźwiękowy) na taśmie kinowej ma tylko 320kb/s, na Blu-ray ma 640kb/s. Ale Blu-ray ma dodatkowo nowocześniejsze systemy jak Dolby TrueHD i DTS HDMA.
Nawet cyfrowe kina przeważnie mają projektory 2K (2048 punktów poziomo) czyli torche ponad 2 Mpiksele. Projektory 4K zdarzają się rzadko (zresztą dopiero teraz filmy zaczyna się kręcić w tej rozdziałce, pierwszym polskim był chyba Katyń).
Wielu ludzi nie wie co to prawdziwe HD po naoglądali się na swoich platformach cyfrowych kanałów typu: Discovery pseudo HD, TVN ścierwo HD, TVP niby HD, ... i można tak wymieniać te kanały, które HD mają tylko w nazwie (bo co z tego że mają poprawną rozdzielczość jak bitrate jest 3 do 8 razy mniejszy niż na płytach Blu-ray. Oczywiście 1080i i 720p zawsze mają mniejszy bitrate od FullHD (1080p) ale na naszych platformach cyfrowych różnice są przeogromne.
Czekam na Watchmen w wersji reżyserskiej.
Słuchaj jak jesteś taki dobry w wyszukiwaniu to dziwi mnie twój komentarz ,niewierny komiksowi jestem ciekawy jak byś wysiedział ponad 4 godziny w kinie bo film trwa grubo ponad 4 godziny w wersji reżyserskiej która ma zostać wydana na bluray i została zapowiedziana więc zanim zaczniesz swoje wywody jak to szukałeś to poszukaj jeszcze lepiej. Komiks genialny film jak na taki czas 8,5 zobaczymy bluray-a bo ponoć ma być nawet poruszony wątek chłopca który czyta komiks a to już jest szczegół i co ty na to
kolesss jestes nikim nie zadnym fanem komisku skoror wypisujesz takie głupoty xD przy tym udajac wielkiego znawce ale przykro mi niewychodzi ci to radzilbym ci sie zastanowic jeszcze raz bo narawde głupoty powypisywałes
Mam bardzo podobne odczucia i podobne wnioski. Też czytałem komiks, także uważam go za arcydzieło, ale przez to trudniej mi ocenić jednoznacznie ten film. Znam historie wszystkich bohaterów, wiem, jakimi motywami się kierowali. Mam wątpliwości, czy ktoś, kto nie czytał Strażników połapie się w tym, co widział w kinie. Weźmy np. takiego Veidta - skąd gość ma tak niezwykłą siłę? Jak mu się udaje łapać kule w locie? Jego origin był kompletnie zaniedbany. W zasadzie chyba tylko Komediant i Manhattan zostali nam jakoś bliżej przedstawieni.
"szybka akcja, groteskowa przemoc i nieodzowny bullet-time"
"Komiks (...) zamiast na akcji skupił się na inteligentnych, dojrzałych dialogach i poruszaniu trudnych tematów"
Racja. Zestawienie kina akcji i tematów tak zwanych poważnych powoduje, że dialogi, które miały stanowić główną wartość tej produkcji wyglądają kiczowato i wydają się odstawać od konwencji. Zresztą nie wiem, będę musiał sprawdzić, czy były one żywcem wyjęte z komiksu, czy jakoś zmienione. Bo nie przypominam sobie, żeby ten Złoty Patos, który co chwila atakował mnie w filmie tak często pojawiał się w komiksie.
shamar: "zalozyciel tematu pisze, ze za duzo akcji, za malo dialogow... ty (lantern bzedty) piszesz , ze film przegadany... A moze widzieliscie inne filmy?"
To jest właśnie cena takiego złego kompromisu - albo robimy z tego film akcji, albo coś głębszego, bardziej podchodzącego do dramatu. Reżyserowi się to nie udało, więc jednym brakuje akcji, innym treści. Trzeba się na coś zdecydować.
"Zmiana zakończenia: kompletnie niepotrzebna."
Tutaj nie mogę się do końca zgodzić. Jakoś realniejsze wydaje się takie zakończenie, niż komiksowe. Pomysł nie był rewelacyjny, ale akceptowalny. Tyle że widać tu pewną
niekonsekwencję - nie jest w ogóle wspomniane, że Veidt zajmował się zabawą w inżynierię genetyczną. Dlatego razem z galaretowatą ośmiornicą, z filmu powinna zniknąć Bubastis (oszczędzono by nam oglądania kiepskiej animacji zwierzaka). Czego natomiast absolutnie nie mogę darować, to moim zdaniem rzecz ważniejsza, niż kwestia, co zabiło miliony ludzi. Chodzi mi o komiksowy dialog Veidta z Ostermanem, w którym ten pierwszy ma wątpliwości, czy na pewno jego działania były słuszne. Widzimy wtedy Ozymandiasza jako człowieka, a nie chłodno kalkulującego geniusza. Bardzo niedobrze, że tego nie było - postać pozostała płytka, "no complaints, no regrets".
Jeszcze jedna sprawa dotycząca końcowki - The New Frontiersman. Zdaje mi się, że nazwa tej gazety występuje dopiero pod koniec filmu. Dlatego znowu widz, który nie czytał komiksu może zapytać - a czemu do cholery akurat tam Rorschach zostawił swój dziennik?
"Aktorzy: średnio dobrani i średnio sobie poradzili."
Mi chyba najbardziej pasował Nite Owl, dosyć naturalnie grał. Twarzy Rorschacha nie było widać (duh! :P ), więc ciężko mi ocenić jego grę. Ale na pewno nie przeszkadzał. Pozostali - cieeenko. Stara Silk Spectre wyglądała jak ucharakteryzowana Katarzyna Figura :). Ale co im do łba strzeliło, żeby tak żałośnie zrobić Nixona?! Przecież jego twarz wyglądała jak maska z Szopki Noworocznej! Co to ma być za chałtura?
"Muzyka: nie pasuje. Po prostu."
Muzyka przenosi nas w inny wymiar odbioru filmu - można było skupić się na fabule, albo na kiepsko dobranym do sceny utworze i myśleć: "kiedy się to skończy?". A przecież tak doskonale się zapowiadała w trailerach. Jedynie utwory pisane specjalnie do filmu były niezłe, ale strasznie się to gryzło z kawałkami "z epoki". Chociażby pogrzeb Komedianta: "Sound of silence" na początku, potem oryginalny utwór. Jeden spokojny, dość lekki, drugi podkreślający powagę, korespondujący z uczuciami bohaterów.
Jeszcze dodam od siebie, że efekty specjalne były niespecjalne. Animacja Manhattana i Bubastis - fatalne, totalnie odcinały się od "environmentu", w którym występowały, jawniacko komputerowe.
Na koniec chciałbym wspomnieć o czołówce ;). Moim zdaniem była największym plusem całego filmu. Świetnie wprowadzała w klimat, udało się w niej streścić historie starych bohaterów. Naprawdę kawał dobrej roboty.
Waham się między 5 a 6/10, 4 to mimo wszystko za niska ocena - jest wiele filmów dużo gorszych od Watchmenów, którym postawiłbym 4.
Zgadzam Się ze wszystkim co powiedziałeś
ale jeszcze dorzucę od siebie w kwestii zmienionego zakończenia, ze owszem od biedy ujdzie ale na upartego można by przecież powiedzieć ze dr Manhattan to sprawka amerykanów (obywatel ameryki zmutowany przez amerykański projekt rządowy...)no i już gotowy nowy konflikt. Cały sens komiksowego zakończenia polegał na tym że jeśli nie znało się prawdy nie można było obwiniać żadnej ziemskiej istoty. stąd zjednoczenie i pokój.
Poza tym naprawdę czytajac komiks wogole nie odczuwalam tego patosu który pojawił się w filmie...
Co do kontrastującej muzyki ja nawet lubie takie zabiegi. Spodobało mi sie to w scenie z komediantem ale było zdecydowanie nadużywane... no i snyder poszedł na łatwizne wybierajac utwory, które kazdy zna praktycznie na pamięć, zero eksperymentów.
I jeszcze jedna rzecz. oni do licha nie byli nadludźmi - skad nagle te skoki na dwa metry? Szczególnie u Dana który jak wiemy nie był w formie.
Czołówka to zdecydowanie mój ulubiony fragment filmu :D naprawde świetna.
i ogolnie na początku trzymał niezły poziom a później juz coraz większy patos a w scenie walki z Ozzym miałam wręcz wrażenie, że oglądam parodie Watchmenów... bardzo nierówny film.
Poczekam na wersje reżyserska, ale mam jednak wrażenie, że w kwestiach w których film mi sie najbardziej nie podobał nic sie nie zmieni...
5-6/10 bo naprawdę mogło być o wiele lepiej...
Coraz więcej negatywnych opinii. A miało być tak pięknie...
Jednak ja mam jeszcze nadzieje, ale muszę czekać aż do jutra. Z tego co piszecie najbardziej przeszkadzają mi te "skoki na 2 metry". No i obawiam się tej zmiany zakończenia.
Jeszcze jedna kwestia.
"Weźmy np. takiego Veidta - skąd gość ma tak niezwykłą siłę? Jak mu się
udaje łapać kule w locie? Jego origin był kompletnie zaniedbany."
A gdzie w komiksie było to wyjaśnione? Serio pytam, bo czytałem już kawał czasu temu i może mi umknęło?
Z tego co pamiętam Adrian Veidt, już po śmierci swoich rodziców, postanowił pójść ścieżką doskonalenia ciała i umysłu. Zdaje się, że zniknął na kilka - kilkanaście lat i "zgłębiał tajemnice dalekiego wschodu" :P. Nie mam jednak przy sobie komiksu i inie wiem, czy to dokładnie tak z nim było.
A co do nadludzkiej siły wszystkich bez wyjątku bohaterów, to też się zgodzę, że mooocno przesadzili. Nawet Komediant - w końcu już dziadek - tłucze się z o wiele młodszym i mocniejszym Ozzym jak równy z równym (no, może nie aż tak, ale walka trwa zdecydowanie dłużej niż w komiksie), poza tym kolejna supermoc u niego to "mocna głowa" - zdemolował nią każdą powierzchnię płaską w swoim apartamencie :).