Nie spodziewałam się arcydzieła filmowego (mimo że niektórzy w komentarzach tak ten film określają), ale miałam nadzieję na zajmujący film akcji... niestety, okazało się, że to jeden z gorszych filmów, jakie widziałam. Nie chce mi się przytaczać konkretnych scen, które mnie dobiły, bo po pierwsze - byłoby tego za dużo, po drugie - zaczynam wypierać ten gniot z pamięci, chyba w odruchu obronnym. W każdym razie, byłam zaskoczona, że można stworzyć tak nielogiczny, chaotyczny, efekciarski (nie mylić z efektownym) i pełen dłużyzn film. I jeszcze ten świecący niebieski facet, litości.
Chyba zabiorę się za komiks, nie czytałam go przed obejrzeniem ekranizacji (zrobiłam tak z "V jak Vendetta" i potem żałowałam). Gorszy niż ten film chyba być nie może.
"miałam nadzieję na zajmujący film akcji" - to polecam w takim razie filmy z Seagalem, ostatnio jakoś sporo ich wydaje...
"to jeden z gorszych filmów, jakie widziałam" - boję się w tym wypadku myśleć jakie są te 'lepsze'
"Nie chce mi się przytaczać konkretnych scen, które mnie dobiły" - rewelacyjny argument!!!
"nielogiczny, chaotyczny, efekciarski" - nie chcę żeby mnie poniosło, napiszę więc tylko: był nadzwyczaj logiczny, absolutnie nie był chaotyczny i zdecydowanie był EFEKTOWNY;
"Chyba zabiorę się za komiks" - nie polecam, ma w sobie jeszcze więcej przesłań i wieloznaczności niż film, skoro nie poradziłaś sobie z tym pierwszym, Twój umysł raczej też nie przemieli tego drugiego...
Nie mądrz się chłopcze.
""miałam nadzieję na zajmujący film akcji" - to polecam w takim razie filmy z Seagalem, ostatnio jakoś sporo ich wydaje..."
Gdyby dostała ambitny film z głębią to by o tym wspomniała ;)
""to jeden z gorszych filmów, jakie widziałam" - boję się w tym wypadku myśleć jakie są te 'lepsze'"
U koleżanki tymi lepszymi są takie ambitne filmy jak: "Jądro ciemności" albo "Siedmiu samurajów".
"był nadzwyczaj logiczny, absolutnie nie był chaotyczny i zdecydowanie był EFEKTOWNY;"
Zmieniona końcówka była nielogiczna, głupia rozmowa na Marsie, był zdecydowanie fekciarski - sceny walk, slo mooooo itp.
""Chyba zabiorę się za komiks" - nie polecam, ma w sobie jeszcze więcej przesłań i wieloznaczności niż film, skoro nie poradziłaś sobie z tym pierwszym, Twój umysł raczej też nie przemieli tego drugiego..."
To dobrze, że jej się film niespodobał i zabiera się za komiks, bo są tacy (pro)fani Moore'a, którzy czytali Watchmen i podobał im się film - co za hańba.
Aaaaa, no tak, "Jądro ciemności" i "Siedmiu samurajów"...nie no to rzeczywiście, skoro dała wysokie noty takim filmom, to faktycznie chyba zna się na kinie....taaaa.
A odnośnie samych Strażników - dla kogo ta końcówka była nielogiczna dla tego była. A sceny walki, owszem były podrasowane, ale mógłbyś się tego czepiać, gdyby biegły one jedna za drugą, natomiast ciężko jest tu powiedzieć, że film był pełen takich scen prawda? Jak napisała zresztą Twoja koleżanka - nie było to zajmujące kino akcji.
I generalnie, nie mów do mnie "chłopcze", bo raz że jest to słabe, a dwa - aż tak dobrze się nie znamy.
A dodam jeszcze tak btw, że scena z tasakiem wbiła mnie osobiście (dosłownie i w przenośni) w fotel. Było w niej sto razy więcej ekspresji niż komiksowym pożarze.
"Aaaaa, no tak, "Jądro ciemności" i "Siedmiu samurajów"...nie no to rzeczywiście, skoro dała wysokie noty takim filmom, to faktycznie chyba zna się na kinie....taaaa."
Nie znasz się na wytrawnym kinie. Widocznie wolisz podrasowanego i spłyconego "Watchmena".
Odnośnie durnej sceny z tasakiem przeklejam dopowiedź z innego tematu:
W komiksie było subtelniej: Rorschach kajdankami przykuł pedofila do rury czy czegoś, dał mu piłę i podpalił jego chatę – piła była tutaj fajną ironią, bo i tak nie zdażyłby wypiłowac sobie ręki by uciec. Dodatkowe głupoty filmu: słaba rozmowa Laurie z Jonem na Marsie. Jeden z głównych filarów sukcesu komiksu - przedstawienie herosów w realnym świecie jako socjopatów, gejów etc. tez zmarnowany w filmie. Biseksualność Sylwetki też dość pobieżnie przedstawiona (tylko w intrze jest to wspomniane), wątek psychologiczny Rorschacha okrojony - Zack nie pokazał prawie w ogóle patologicznego środowiska Rorschacha (prawie – jest scena gdy młody Kovacs atakuje tych dwóch nastolatków - jest żałosna ).
Wracając jeszcze raz do sceny punishmentu - scena z tasakiem była po prostu idiotyczna, odstawiona na pokaz, by zszokować i ładowac w ludzi emocje. Była efekciarska, głupia, nie była subtelna, zero poziomu.
Teraz spoilery polecą, scena końcowa:
W filmie Veidt wysyła niszczycielską energię Jona do kilku miast świata. To raczej nie ocali świata przed wojną atomową, Ameryka dodatkowo narobi sobie więcej wrogów, no bo wszyscy będą myśleć, że to spowodował Manhattan i to przez niego ucierpiałoby wiele krajów. Obwiniona zostałaby Ameryka i ten ich „bohater”, mimo, że sama tez poniosła straty (Nowy Jork). W komiksie wysyła się kosmitę na NY i ta opcja jest okay:
ZSRR na pewno zachowałoby się kontent i wyciągnęło pomocną dłoń do Ameryki w potrzebie (myślę, że też wiedzieli, do czego wojna atomowa może doprowadzić i zniszczenie Nowego Jorku było dobrym powodem by zatrzymac narastający konflikt zbrojeniowy i podać sobie ręce).
Raczej sobie dalej nie pogadamy, ignorancie, skoro kpisz z "Siedmiu samurajów" czy filmów Roega i preferujesz hollywoodzki popcorn. To, że Hollywood wypuści film, który starałby się być mądry to wcale nie oznacza, że efekt się udał - dostałem to co zawsze, pseudo-intelektualny film posługujący się łopatologią i spłycony do granic, a ja w stosunku do ekranizacji "Watchmen" oczekuję filmu na miarę "The Day The Earth Stood Still" z 1950 r. Równie mądrego, głębokiego i subtelnego bez zbędnych efektów i ciężkiego w odbiorze.
1. Kpina nie była wymierzona w oba wymienione filmy, ale w Twoja własną ocenę kogoś tam, po tym jak on sam z kolei ocenia filmy...co za bzdura. Zacznę w takim wypadku oglądać po kolei wszystkie "wytrawne" filmy, dawać im dziesione i będę przez to taka cool! Nie zrozumiałeś zupełnie.
2. Gdyby Watchmeni był "hollywodzkim popcornem" to jak mniemam spodobałby się założycielce tematu, czyż nie tak?
3. Kolego, uważam że za bardzo zakochałeś się w obrazkowej wersji strażników, ale...to w sumie Twoja tylko sprawa. Może to po prostu kwestia wyobraźni.
4.Skoro ja jestem ignorantem, to kim w takim razie jesteś Ty nazywając Watchmenów podrasowanym i spłyconym, bez poziomu? Ja rozumiem, że możesz mieć sporo 'ale' itd ( w końcu to twój gust ), ale do cholery! nie szufladkuj strażników do przeciętnego amerykańskiego szitu, bo tym nie jest.
Ale co do jednego się z Tobą zgodzę - nie pogadamy sobie.
Polecam nie wdawać się w dyskusję z tym osobnikiem, bo nie jest on zdrowy na umyśle (co wiem z innego tematu), poza tym nie opłaca się marnować czasu na wysłuchiwanie jego głupot. Cały czas będzie ci wciskał, że scena z tasakiem była żałosna, chociaż tak jak mówisz: "scena z tasakiem wbiła mnie osobiście (dosłownie i w przenośni) w fotel. Było w niej sto razy więcej ekspresji niż komiksowym pożarze." W 100% podzielam to zdanie, scena z tasakiem byłą najlepsza z całego filmu i miliard razy lepsza od komiksowej wersji wydarzeń. Teraz pewnie ten kretyn ci powie, że jesteśmy na zbyt niskim poziomie, aby poczuć głębię przekazu komiksowego pożaru. Hehe, żenada.
"W komiksie było subtelniej"
ta... subtelność na miarę Mad Maxa. Ja bym to nazwał zbędnym sadyzmem.
Pozostawienie przestępcy w płonącym domu i zostawienie mu piły nie dość, że skazywało pedofila na stokroć większe męki i jeszcze dawało mu całkowicie złudną nadzieję na ocalenie, to jeszcze było przemyślanym aktem popełnionym przez Rorschacha z premedytacją. W porównaniu do takiej śmierci, poćwiartowanie siekierą wydaje się znacznie humanitarniejsze. Poza tym ciosy siekierą mają charakter bardziej emocjonalny, co sugerowałoby że Rorschacha faktycznie ruszyła śmierć dziewczynki, a nie że po prostu pragnął nad kimś się poznęcać.
"a ja w stosunku do ekranizacji "Watchmen" oczekuję filmu na miarę "The Day The Earth Stood Still" z 1950 r. Równie mądrego, głębokiego i subtelnego bez zbędnych efektów i ciężkiego w odbiorze."
Czy przypadkiem "Dzień ..." nie był jeszcze bardziej łopatologiczny? Sensem całego filmu była ostatnia przemowa, daleka zresztą od pacyfizmu który wielu jej przypisuje.
No poprostu brawo .
Nie powiedziałaś nic a nic o filmie , za to podzieliłaś sie tutaj z nami , radiosłuchaczami swoimi uczuciami o filmie < ale flow:> .
Jest oto o tyle bezwartościowe , że stosując identyczny schemat oceniania można bowiem uzasadnić to , że taki zmierzch jest arcydziełem - i to tylko dlatego , że na pewno znajdzie się cała masa emo-dziewic których potrzeby , zaspokaja fantazjowanie o tym warzywie http://pl.wikipedia.org/wiki/Patison hehe .
Oczywiście możesz mieć swoje imo , ale jak próbujesz to uogólniać - w tak żałosny sposób - na wartość tego filmu to moją (i nie tylko moją) jedyną reakcją jest
<rzyg>
" ale jak próbujesz to uogólniać - w tak żałosny sposób - na wartość tego filmu to moją "
Skoro jesteś takim idiotą, który zamiast ze mną dyskutować i rozbijać te ogólne moje przemyślenia na drobniejsze i się wspierać woli tylko wyrazić niczym małe dziecko swoją dezaprobatę ("<rzyganiem>" i słowami takimi jak "żałosne" , "głupie" ) to ja już ci podziękowałem :]
Ale jeśli chcesz głębszego rozwinięcia to znajdziesz je pod jednym tematem, przecież nie będę się specjalnie powtarzał:
http://www.filmweb.pl/film/Watchmen+Stra%C5%BCnicy-2009-317089/discussion/Nic+sz czeg%C3%B3lnego,1355864
"Zacznę w takim wypadku oglądać po kolei wszystkie "wytrawne" filmy, dawać im dziesione i będę przez to taka cool! Nie zrozumiałeś zupełnie."
Faktycznie, punkt dla ciebie +1. Jeśli uzbierasz 60 punktów to możesz je wymienić na nowy rower.
"Gdyby Watchmeni był "hollywodzkim popcornem" to jak mniemam spodobałby się założycielce tematu, czyż nie tak?"
Dalej nic nie rozumiesz. wATCHMEN JEST HOLLYWOODZKIM POPCORNEM, i z całą pewnością nie może się równać np. z dziełami Roega, Hitchcocka, Weira, Altmana. Jak już mówiłem po ekranizacji Watchmen oczekuję głębi i ciężkości w odbiorze bo temat nie jest taki błachy jak to pokazał Snyder w filmie. Oczekiwałem "The Day The Earth Stood Still" z 1950 roku a dostałem wersję z 2009 - niby to samo, remake genialnego filmu a jaki płytki...
A ty skąd mi się tu wziełeś dałnie kolorowy ? Post nie był skierowany do ciebie , więc jak cię tak paluszki swędzą to "użyj i wyżyj" się na czymś cokolwiek innym niż klawiatura ;)
Reszty twego bełkotu nie czytałem , gdyż - zapewne w swym podnieceniu nie spostrzegłeś - że tematem mym nie była wartość filmu , lecz metody wartościowania go wyrażone przez założycielkę tematu , do której post był skierowany . I dlatego nara ...
A więc to takie prymitywy zawyżają ocenę temu filmowi? Już wiem, że nie powinienem się martwić średnią (;
nie no ludzie dajcie spokój kolega broni tylko po prostu swojej dziewczyny ( wrażliwej i inteligentnej wielbicielki kina ambitnego o którym my prości i niegodni nie mamy pojęcia, bo tylko wielcy którzy widzieli najpopularniejszy film Kurosawy są znawcami X muzy)
dodatkowo należy pochwalić za argumentacje i przemyślane wnioski oraz zwrócić uwagę na znajomość nazwisk Wielkich Twórców Kina (bo każdy nawet najgorszy film Altmana czy Hitchcocka jest o stokroć lepszy od najambitniejszego dzieła byle Snydera, Nolana, Darabonta, Cronenberga czy Zwicka - o tak)
a tak na serio tego typu dyskusję mają sens wtedy gdy ludzie potrafią zachować kulturę i uszanować zdanie drugiej osoby w przeciwnym razie sprowadzają się jedynie do rzucania wyzwisk i obelg na obcych ludzi
więc skoro uważasz że film jest słaby/bardzo słaby/ch*jowy to bądź zdrów , ja sądzę że film jest wybitny i odkrywczy i też niech mi się krzywda nie dzieje, pozdrowienia dla dziewczyny
Achhh, ironia...to co lubię najbardziej:)
A generalnie, ciężko nie dać się ponieść gdy ktoś Ci wmawia że jesteś prymitywny, tylko dlatego że cenisz sobie jakąś tam rzecz, co nie? Robiąc jednocześnie z siebie krytyka- samochwała.
Strasznie to irytujące.
Proszę prosze , a tyś znowu się przytelepał ... coś cię zabolała ta odrobina prostej szczerości z mej strony , skoro rozpaczliwie używasz swoich banalnych odzywek matołku . I co za brak konsekwencji - niby podziekowałeś , a nadal ciągniesz ... hehe
Tak więc jeszcze raz : Nara ;)
Skomentowałam film, po kilku dniach zajrzałam na filmweba znowu - i dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy o sobie. No proszę, nie wiedziałam, że jestem idiotką, fanką "Zmierzchu", snobką, dziewczyną użytkownika trs6557uuiT.ktor (dziękuję, pozdrawiam i w imieniu reszty uczestników dyskusji przepraszam za te teksty na poziomie przedszkola) i sama nie wiem kim jeszcze. Faktycznie, zjechałam film bez podania konkretnych przykładów, ale chyba jeszcze gorsze jest obrażanie kogoś tylko dlatego, że ma inne zdanie. Podobał mi się wspomniany już film "Siedmiu samurajów", ale to nie znaczy, że uważam ludzi, którym się nie podobał za niedorozwojów. Czasem trzeba uszanować czyjś gust. Moją listą obejrzanych filmów proszę się nie sugerować, bo wciąż ją uzupełniam. A wracając do tematu - wszystko, co napisałam wcześniej, podtrzymuję. I chyba w najbliższym czasie nie zmienię zdania. Pozdrowienia dla wszystkich fanów "Watchmen" ;)
Pomijając wszystko co może się w tym filmie podobać lub nie, to jest jedna kwestia, która zwyczajnie rujnuje ten film - a mianowicie aktorstwo. U części aktorów można zrzucić to na karb bardzo źle poprowadzonej reżyserii (co po świetnych 300 bardzo mnie zaskoczyło), ale u części nie pomógłby nawet Fellini z Kieślowskim i Bergmanem razem wzięci.