PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=200615}
6,8 856
ocen
6,8 10 1 856
What the $* Do We (K)now
powrót do forum filmu What the #$*! Do We (K)now!?

Dziwny, często nieprawdziwy... Wygląda jak film jakieś sekty która werbuje rekrutów. Razem
z kumplami myśleliśmy że na koniec wyskoczy numer konta pod który trzeba wpłacać kase:)

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
jaca777_2

I co z tego że jesteś fizykiem, każda nauka na tym świecie wg mnie jest nic nie warta, przecież fizycy nawet nie wiedzą czym jest czas. Wiesz swoje ale ta wiedza nie pomoże światu a takie filmy jak najbardziej.

użytkownik usunięty

Każdy film który stworzy u ludzi myśl żeby zaprzestac wojen,nietolerancji,okrucieństwu i całej gammy wymiotów na tej planecie jest na wagę złota, nie ważne czy są to bzdury, jeśli by mi wciskali od małego kit że mam kochac bliżniego na drugim końcu świata to bym tak robił a dla sąsiada mam poświęcic życie to bym poświęcił ! nieważne jakim sposobem by tłukli takie wartosci ludziom do głowy ważne by zadziałało i żeby w naszym słowniku nie było słowa "wojna" i żaden człowiek nie potrafił nawet wyobrazic sobie że można drugiego człowieka uderzyc chocby lekko w twarz, świat byłby całkiem inny bo wg mnie znikło by pojęcie człowiek a była by istota (w tym sensie że każda istota równa bez faworyzowania nas że mamy większą inteligencje od konia i możemy go przerobic na hamburgera.

Cóż za wysyp złotych myśli. Czyli wg. Pana można kłamać w procesie dowodowym? Można kłamać żeby przekonać drugą osobę o swojej racji? Ciekawe... Ale widzę, że Duch Epoki i Geniusz Darwina też zajmują u Pana miejsce na piedestale. Pytanie tylko dlaczego? Skoro dał Pan 10/10 Duchowi Epoki to zapewne sprawdził Pan podawane w nim informacje (sięgnął Pan do literatury fachowej). Zapewne czytał Pan również dzieła Darwina i zapewne badał Pan empiryczne dowody na istnienie ewolucji... Otóż te wszystkie filmy łączy wspólna cech: Wszystkie wykazują jedynie dowody empiryczne czyli takie które wynikają z pewnego sposobu myślenia i kroczącej za nią logiką, nie mają jedna do zaoferowania żadnych sprawdzalnych, naukowych dowodów na potwierdzenie swych teorii. Przedstawiają fakty( często nawet nie fakty tylko półprawdy) a następnie dorabiają do nich własną interpretację. Przedstawiają jedynie system teorii, jak nowy język matematyczny jak np w teorii strun która pomimo niesprawdzalności jest tak szeroko rozwiniętym formalizmem matematycznym że kontynuuje się prace w tym kierunku bo wszystko 'pasuje' i możliwe że pewnego dnia uda się skonstruować aparaturę która nie będzie zmieniać warunków początkowych badanych układów i będzie operować szybciej niż zachodzące zmiany.
Zachęcam Pana do próby izolowania informacji i faktów od komentarza na ich temat

Pańska wypowiedź nie ustosunkowuje się do treści zawartych w filmie. Chętnie podyskutuję o filmach którym nadał Pan miano arcydzieła. Również na temat tego filmu. Zapraszam do dyskusji z której wierzę że oboje możemy skorzystać.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 2
jaca777_2

Oglądałem ten film dawno temu i jeszcze sequel - niebezpieczne kino trochę bo myślałem, że ten film to dokument a okazał się być... bajką. Przed takimi filmami powinny być ustawowo ostrzeżenia, że teorie w nim przedstawione nie są udowodnione naukowo. Bo taki robaczek jak bez wykształcenia w kierunku łyknął to jak ciepłe bułeczki. Chociaż z drugiej strony zafascynował mnie i skłonił do poszukiwania wiedzy w tym zakresie na własną rękę. Gdy podczas tych poszukiwań natknąłem się na coś co było w niezgodzie z tezą przedstawioną w filmie to aż ciężko mi było w to uwierzyć, ale za to jestem teraz o wiele czujniejszy i weryfikuje wiarygodność informacji i ludzi którzy ją przekazują - niestety na weryfikacje dowodów w sensie wzorów matematycznych w uszach jestem za cienki.
PS. Chyba jest mała kukułka w twojej wypowiedzi - dowody empiryczne to chyba takie, które biorą się z doświadczenia?

ocenił(a) film na 10
yaceq

"Ustawowe ostrzeżenia" ciekawe dlaczego?
i kto miałby to finansować, badanie w jakiej mierze coś jest prawdziwe
(oraz rozstrzygać skoro sami naukowcy na ten temat spierają się:)

I co z tego, że ktoś przyjmie daną tezę za prawdziwą -zachoruje od tego, czy umrze?

Przypomnę to jest kwestia sporna (jedni /reprezentujący zacofanie w wiedzy -czyli głupotę/ twierdzą, że to jest naciągane! Inni /jak ja/ twierdzą, że to jest przedawnione, prawdziwe i udowodnione min. matematycznie oraz na zwykłą logikę -co opisałem niżej. Też od dawna znane są zjawiska, wpisujące się w to /z tym, że mało kto o tym słyszał -bo to nisza/.

Tutaj jest DUŻY PROBLEM z tą weryfikacją prawdy -ponieważ ludzie kłamią (niestety, dla własnego interesu, lub interesu większych grup, które reprezentują).
Mogąc zrozumieć kto ma jaki interes w czym, łatwiej dojdziesz kto mówi prawdę, a kto kłamie.
(poza tym, jak mówi przysłowie "historia kołem się toczy" -mam dużo dowodów na to, że kłamie jedna strona, bo BARDZO, ale to BARDZO, BARDZO jej zależny, na tym aby te "szare robaczki" czegoś się nie dowiedziały i nie zrozumiały, bo wtedy przestaną być takimi szarymi i zdanymi na nich bezbronnymi robaczkami. (To jest niesamowity temat rzeka, który pobieżnie zglebiłem).

Jest taka prawidłowość -im większa ciemnota tym lepiej się rządzi (bo jest podatna na maniuplacje, głupia większość da snobie wszystko wmówić, łatwo ją zastraszyć, wyzmąc jak cytrynę -można wszystko, bo luzie nie mający wiedzy są skazani na to co im się powie o:
-ekonomii
-medycynie
-polityce
-psychologii
-duchowości
Robi się z nich ofiary, niedorajdy, niewolników uzależnionych od ekonomi (w kieracie ciągłej pracy, aby tylko przeżyć -bo tak to zostało zorganizowane, aby w większości wydawali na utrzymanie wszystko co zarobią).

Ludzie nie wiedzą, że:
-mogą być niezależni finansowo nie musząc pracować (jeśli nie chcą)
-mogą nie chorować (że nie ma chorób nie uleczalnych, a alternatyw do leków jest multum)
-ze cały system to biurokracja stworzona do ich kontroli (która udaje demokracje, a wyzyskuje ich i tak robiąc swoje)
-ludzki umysł jest podatny na sugestie, tak że większość poglądów jest wszczepione (jak w incepcji). W sumie jak spojrzy się na to z bogu, masowa informacja, edukacja -to działa jak jedna wielka sekta (wmawia pewien tendencyjny obraz świata, tego co trzeba i co działa). Luzie mają mnóstwo ograniczających przeświadczeń (bo tak ich się koduje aby wiele nie osiągnęli, by żyli w schemacie jakby tylko po to by jakoś przeżyć miło w miarę). Elita ma niemal wszystko, a oni niemal nic (to co niezbędne). Podobno 1% najbogatszych posiada 98% zasobów świata (reszta jet jak to wyrobnicy pracujący dla nich).

ocenił(a) film na 2
zjonizowany

Myślę że w swojej wypowiedzi mocno odbiegłeś od tematu więc skupie się na pierwszym akapicie czyli: "Ciekawe dlaczego?".
Otóż dlatego, że ta produkcja ma formę dokumentu i przedstawia bajki i wymysły pewnego "myśliciela" jako fakty chociaż dowody eksperymentalne świadczą przeciwko jego tezą.
Okej, może przesadziłem z tym ustawowym ostrzeganiem ale kiedyś łyknąłem ten film i brałem te wszystkie bajki jako fakt.... czego się dziś wstydzę.
Jest dużo kwestii niewyjaśnionych w fizyce kwantowej ale ten film nie zbliża się do rzeczywistego problemu.

ocenił(a) film na 10
yaceq

Nie jest nam dane znać prawdę o rzeczywistość z innego źródła jak tendencyjny system edukacji, media jak i religie (bardzo wyraźnie mające sprzeczne interesy z wolnością i szczęściem jednostki).

Zwróć uwagę, że łatwiej rządzi się głupimi i zastraszonymi (niż mądrymi i silnymi, których nie da się zastraszyć, manipulować).

Przypomnij sobie jak wygląda rozmowa z osobnikami bardzo religijnymi.
Dla nich prawdą jest to co wtłoczono im do umysłu jako dogmaty.

Zauważ, że system edukacji posługuje się tą samą metodą co kościoły,
a te nie wiele różnią się od sekty (pranie mózgu działa na zasadzie powtarzania, wtłaczając na siłę jakiś zestaw pardw. Wyłączając samodzielne myślenie i tworząc autorytety. Współczesny system edukacji jest stworzony przez kościoły i oparty na tej samej zasadzie, urabiania opinii, władzy, autorytetów, hierarchii - ex katedra). To rodzaj mentalnego NIEWOLNICTWA, zawoalowany system kontroli umysłów.

Każdy kto wychował się w innym środowisku ma INNY, różniący się zestaw "PRAWD".

Jeden powie, że coś jest bajką, a drugi, że prawdą. To normalne, że ile ludzi tyle opinii. W twoim środowisku być może nie funkcjonuje to co w moim jest oczywistością. To wszystko zależy od zakresu, żródeł informacji.

Było by wielkim zarozumialstwem twierdzić, że zna się wszystko.
(jeśli nawet ktoś by mi to zasugerował zapytał bym się ile lat SAMODZIELNIE studiuje ten temat, ile książek przeczytał na temat danego zagadnienia oraz z ilu specjalistami w danej dziedzinie rozmawiał).

Przecież nie można rozmawiać poważnie o czym na czymś się ktoś nie zna.
Możemy sobie tutaj spekulować tylko w zakresie posiadanej wiedzy, która składać się może głownie z mglistych wyobrażeń.

Zwróć uwagę na to, że świat rozwija się dynamicznie (nauka galopuje) to co jest bajką w jednym czasie, staje się faktem w innym.

Z wiedzą uniwersytecką nie wiesz co jest na najwyższym poziomie.
Zanim i o ile wdroży się coś do programu edukacji, który jest nastawiony na produkcje pożytecznych trybików w machnie systemu (a nie niezależnie myślących, wolnych i mądrych ludzi). Dlatego wydaje mi się, że do programu nauczania wejdzie to co jest niezbędne i praktyczne, a nie to co na warsztatach niezależnych naukowców (co jest dostępne, ale to musisz znaleźć sobie sam -boi nie będzie to w wymaganym zakresie przez najbliższe powiedzmy 30-50 lub nawet 100 lat - zależnie do kierunku i skali rozwoju cywilizacji).

Dlatego tzw. fakty, lub prawdy to prawdy lub fakty podręcznikowe lub populistyczne z zakresu masowej świadomości.

Na ścieżce wiedzy ważna, aby nie powiedzieć niezbędna, wydaje się być postawa pokory. Ona bowiem otwiera na nowe, na poznawanie, naukę, czyli rozwój wiedzy (zastępowanie starych wyobrażeń funkcjonujących jako dogmaty, nowymi).

Polityka, władza polega na manipulacji ludźmi.
Ten kto dysponuje informacją ten ma prawdziwą władzę.
Jak pokazały to sekty i ideologie można zasugerować wszystko.
Ludzie są wstanie oddawać życie, zabijać siebie wzajemnie za tzw. "słuszną prawdę". Dlatego podaje się im to co jest przydatne utrzymując min. w iluzji praworządności i otwartości, aby NIE SZUKALI SAMI i sami nie myśleli, a przyjmowali to co im powiedziano z góry, jako słuszne i ostateczne.

Dlatego umysł ludzki z czasem kostnieje, nie używany zaczyna "myśleć" schematami, czyli tymi wszystkim podawanymi zewsząd formułkami, gotowcami. Dlatego nie kwestionuje i nie szuka, bo ma już odpowiedzi ze szkoły, TV, kościoła lub popularnej literatury.

Ja nigdy nie ufałem szkole (bo już od ojca wiedziałem, że szkoła kłamie - że historia jest fałszowana -wyrzucili go za to prawie ze szkoły, bo za PRL-u spierał się z nauczycielem o Katyń - wtedy uczono, że to Niemcy).
Więc nie oglądam się na autorytety, mam dystans do podręczników (i wszelkich oficjalnych wersji). Sam szukam i słucham wielu, nie poprzestając na jednym źródle (a podejrzliwie patrząc na to co oficjalne).

Pozornie nie wiele rożni się system obiegu masowej informacji od typowo sekciarskiej tresury (gdzie urabia się kogoś na pewien pożądany wzorzec, by robił to co jemu się każe, nie umiejąc poruszać się samodzielnie po świecie. Mając tylko tyle wiedzy ile potrzebuje do wykonywania poleceń, by broń boże nie kwestionował rozkazów wykazując własną inicjatywę)?

System ma dwa obiegi informacji i edukacji - jeden dla rządzącej kadry elity, a drugi dla podwładnej mu masy.

Nigdy nie czułem się jednym z wielu, nie interesuje mnie nawet takie zwyczajne życie i także zawsze staram się sięgać do elitarnej wiedzy
(zwyczajnie mam już taką mentalność, że chce być tam gdzie tworzy się wiedzę, odkrywa, bada, a nie ją wykłada - już w podstawówce mówili mi, ze mam zadatki na naukowca - jeśli chodzi o zawody).

Ale nie lubię pracować w ogóle, na zasadzie podlegania komuś
więc nie zostanę naukowcem i tak jak nie zostałem księdzem (swego czasu bardzo interesując się kościołem, aż go poznałem i przejrzałem jaki to genialny system duchowej władzy, podporządkowującej sobie i innym systemom ludzi, bo wtłaczającym weń mentalność niewolnika).

Jakby prowadzę studia prywatnie i ja wytyczam ich drogę.
(wierzę, że nie podlegam manipulacji bo sprawdzam sam co jest jakie,
ucząc się wiele, czerpiąc wiedzę z różnych żródeł, od nauki poprzez praktyków po duchowe tradycje - byłem nawet gościnnie /za zaproszeniem znajomego/ u różokrzyżowców dowiadując się co nieco o budowie wszechświata).

Nie zapominajmy, że wiedza to ogromna władza.
Władzą tak jak i wiedzą raczej tylko pasjonaci dzielą się bezinteresownie.
System edukacji, medialny i religijny są nastawione na produkcje podwładnych i dają tyle wiedzy ile ktoś potrzebuje aby funkcjonować w opartym na przewidywalnych, kontrolowanych schematach społeczeństwie.
Odgrywając swoją rolę w ciekawym i dziwnym systemie ludzkich relacji.
Który wprawdzie jak to kościoły przedstawiają się jako święte, ale także zdobyły władze i utrzymują ją poprzez krwawe, nie etyczne zwyczaje.
Np. ile ludzi skazuje się co roku na śmierć głodową, a ile jedzenia wyrzuca się lub co roku wydaje na zbrojenia, lub chociażby głupie ozdoby (tworząc pomniki majestatu władzy - wyrafinowane konstrukcje lub wyścigi typu kto pierwszy stanie na księżycu).

Nie łudź się, że system, który bez pardo-nowo wyciął eksterminował całe narody, które mu nie odpowiadały (jak np. Indian) powie ci prawdę o świecie w zakresie możliwości ludzkiego umysłu.

ABY ISTNIEĆ System potrzebuje NIEWOLNIKÓW, ludzi głupich, słabych i zastraszonych.

Więc nie powie prawdy, a ją ukryje (a jeśli wyjdzie ośmieszy na wiele sposobów).





zjonizowany

Co masz na myśli mówiąc, że ludzie mogą być niezależni finansowo - nie pracować.

ocenił(a) film na 10
ikcibaZlewaP

To jeden z mych ulubionych (bo praktycznych) tematów dotyczących tego namacalnego, realnego świata. Dzięki czemu może mieć też duże znaczenie dla ludzi (ponieważ zazwyczaj większość życia spędzają w pracy, która ich w jakimś sensie niewoli - zdaje się to funkcjonować jako rodzaj przymusu, konieczności).

Wypowiadając się o niezależności finansowej mam zwykle na myśli tę kwestię wolności od przymusu do pracy.

Są na to 3 sposoby:

1) wykonywać czynności nie dla wyniku, zysku (pieniędzy lub innej nagrody jak np. sportowcy lub wojownicy) ale dla SIEBIE, dla przyjemności.
Dla własnego uczucia, tj. dla tego co nam najbardziej bliskie, co nas cieszy i wyzwala od ciężaru musu (tak typowego dla pracy obowiązku i swego rodzaju trudu, chociażby odczuwanego na zasadzie monotonii).

To może brzmieć najpierw abstrakcyjnie:

Rób to co kochasz (albo najpierw po-Kochaj to co robisz) a nigdy w życiu nie będziesz musiał pracować.

Wmówiono nam, że praca musi być trudna, nieprzyjemna, że mamy być obowiązkowi, a wyraz , poświęcenia, wyrzeczenia, się dyscyplinowania (mając w pogardzie własne uczucia). Wytresowano nas w szkole do niewolnictwa, oceniając z podporządkowania.. (to swego rodzaju przemyślana tresura). Można wytresować zwierzęta, do ciągania sań albo zniewolić je w cyrku, by wbrew swojej naturze wykonywały dziwne, nie naturalne, niebezpieczne rzeczy). Tak samo z ludźmi, metody urabiania i bardziej masowe tym skuteczniejsze (bo dostrzegając dokoła to samo bierze się to za standardy). Np. taki podział na hobby i pracę (praca to było by to co robi się bo musi, a hobby to co się chce, bo się to lubi).

Podsumowując - zmiana sposobu myślenia i rozwijanie (choćby wizji) zarabiania na swoich pasjach to pierwszy sposób wolności od tzw. pracy.

2) Taka organizacja przepływu pieniądza aby uzyskiwać stały przychód bez konieczności pracy. Czyli tzw. pasywny dochód na który jest mnóstwo sposobów (ale jak zwykle wszystko zaczyna się od idei, a ta od uwolnienia myślenia od ograniczonych schematów np. stawek na godzinę lub w ogóle zarabiania własnymi rękami). Automatyzacja, delegowanie uprawnień, organizacja pracy jako budowa firm, tworzenie dzieł sprzedawanych przez pośredników latami jak np. muzyka, książki. To wszystko specyficzny sposób
podejścia do pracy (gdzie chodzi o to, aby inicjować i ew. doglądać przedsięwzięcia. Nie będąc od nich uzależnionym na zasadzie konieczności uczestnictwa w bezpośrednim procesie tworzenia pieniądza. Tu wyręczają nas samonośne struktury oparte na ludziach, komputerowych skryptach lub maszynach). Prawie wszystko da się zautomatyzować na wiele sposobów.

Czyli tu wolność finansowa miała by oznaczać w miarę niezależny od naszego zaangażowania przypływ, a najlepiej stały przyrost dochodów.

3) Uważam, że cywilizacja jest już (prawie:) na takim etapie, że może wyeliminować konieczność pracy (po woli) zastępując wszystko maszynami.
Już mówi się w krajach wysokorozwiniętych, np. w Szwajcarii był taki projekt, ale na razie został odrzucony. Aby każdemu obywatelowi dawać miesięcznie pieniądze bez komiczności pracy na poziomie naszych 10-ciu tyś). W Polsce też mówi się o tym w pewnych wąskich, postępowych kręgach, że coraz więcej dóbr tłuką automaty i aby system kręcił się, zwalniani z pracy, wypierani przez maszyny, ludzie muszą dostawać większe pieniądze aby mogli to wszystko kupować.

Docelowo chodzi o to, żeby nie było w ogóle konieczności pracy. Ten będzie pracował kto będzie chciał i będzie motywowany inaczej niż potrzebą posiadania niezbędnych do życia pieniędzy, bo te dostanie za darmo.

Z czasem prawdopodobnie (jak na niektórych filmach S-F) pieniądz stanie się zbędny. Bo będziemy prawie od wszystkiego maszyny, a one przecież nie potrzebują zapłaty. Nowe pokolenia będą wychowywane w inny sposób, zmieni się mentalność, podejście do własności (oczami wyobraźni widzę rodzaj wspólnoty - nie MOJA mała działka i ogrodzenie, ale wspólny ogromny rekreacyjny teren, dziełami sztuki, które w danym parku tematycznym może tworzyć każdy).
_______________________________________________________________________________

Podsumowując:

1) Być wolnym od trudu pracy to robić rzeczy dla przyjemności, a nie dla wyniku (celu). Żyć dla doświadczania chwili obecnej to pewien nowy sposób bycia (wymagający oswajania na drodze bardziej pokochania siebie. Uznania swej niezbywalnej wartości i wyłączenia się z wyścigu szczurów i wzajemnego oceniania wg. osiąganych wyników. Jak sportowcy, niekiedy rujnujący swoje zdrowie lub życie aby osiągać jakieś cele - które w procesie wychowania wprogramowana im w umysł jako od nich ważniejsze).

Wszystko zaczyna się od patrzenia bardziej na swoje, subiektywne odczucia niż na opinie innych (np. wybór zawodu z powołania, z pasji, a nie dla kariery, pieniędzy). Ludzie w Polsce wydają się być bardzo zakompleksieni (i pisze to także o sobie:) dlatego łatwi do manipulacji, ocenami, pochwałami za osiągane wyniki.

Warto po woli zmieniać system wartości myśląc kategoriami swego wewnętrznego dobra, uczucia. Wyzwalając się po trochu od masowego, niewolniczego programu nastawiającego nas na prace nie dla siebie ale dla wyników (celów). Większość z nich wydaje się być przereklamowana (jak np. nowy telefon co 2 lata). Co nie znaczy, że nie mamy dążyć do dóbr, jednak bądźmy w tym rozsądni, wyważmy wartości, koszty poświęcenia swego dobra (aby nie stać się wrakami jak w powiedzeniu: Ludzie tracą zdrowie by zdobyć majątek, po czym tracą majątek próbując odzyskać zdrowie). Warto zaznaczyć, że szczęście, pokój wewnętrzny przekłada się bezpośrednio na stan zdrowia. (W perspektywie czasu wyniszcza nas stres, jako najbardziej niebezpieczna trucizna, bo bagatelizowana, prawie nie zauważalna - stale podawana małymi, niezauważalnym porcjami jak złe odżywianie lub papierosy).

/Czasem myślę sobie, że to GENIALNE uzależnić konkurentów od trucizny, która osłabia i zabija ich nie zauważalnie, małymi porcjami, dzięki czemu nie przyjmują tego do wiadomości i nie dają sobie jej odebrać jako sposobu życia -jak np. religia, o której toksyczności mógłbym pisać całymi dniami. W sposób bardzo wyrafinowany zabija ona naturalną wolność, urabiając na idealnego niewolnika np. dogmat zesłania za karę na Ziemię i osądzanie, albo wtłaczanie na mszach poczucia winy. Ludźmi manipuluje się na wiele sposobów, ale ofiara sekty ma to do siebie, że nie wie że jest ofiarą - tak działa indoktrynacja od kołyski. Czyli ogólnie wtłaczanie pewnych systemów wartości od dziecka/.

Wspomniałem o tym zrozumieć podstawy problemu, polegającego na interesownym urabianiu mas do jak gdyby niewolnictwa (które jest zakodowane jako sposób myślenia). Tworzy się to przez wychowanie do obowiązków, wtłaczanie poczucia winy (kompleks niższości, chęć konkurencji) ocenienie się, non stop porównywanie (sport, konkursy wiedzy w TV) ograniczanie wizji świata, do wąskich zasobów o które trzeba walczyć i ciągłe zastraszanie (w kościele, mediach, szkole, a może w pracy także - nie wiem bo takie doświadczenie ominęło mnie, dlatego też patrzę jakby z boku, bardziej obiektywnie).

Jest wiele rożnych sposobów i tajemnic typu tych z filmu, ale (raczej) bogaci nie chcą się dzielić swoim bogactwem tak jak władza władzą.
Dlatego przedstawia się świat w krzywym zwierciadle i na masę sposobów manipuluje "owczarnią" utrzymując przeciętnego człowieka w lęku przed brakiem i kieracie obowiązku zwykle kiepsko płatnej pracy, której często nie lubi (bo sądzę, że nie wybrzydza się jeśli coś wydaje się być trudne do zdobycia jak np. dobra i jednocześnie przyjemna, miła praca).

Dlatego chcąc zmienić swoje życie (powiedzmy z wzorca masowego na bardziej elitarny) po pierwsze odciął bym się od masowej informacji, której zadaniem jest codzienne pranie mózgu urabiając idealną marionetkę systemu (prasa, telewizja, religia). Nie używał bym też sztucznych dodatków do żywności i chemicznych leków (które na jedno pomagają, a na drugie szkodzą).

Jest ogrom alternatywnej wiedzy, która naprawdę w perspektywie czasu wyzwala od mentalności niewolnika, lub ofiary świata (żyjącej w co najmniej podświadomym lęku, co w praktyce sprowadza ją do utrzymywania się w pewnych, bo znanych masowych schematach myślenia funkcjonowania).

Wg. mnie ile wiedzy tyle wolności (ktoś na wyższym poziomie rozwoju mógłby skorygować to: "Ile świadomości tyle wolności".

Ale rozwój zaczyna się od wiedzy, skoro w ten sposób nas zaprogramowano to podobną metodą (myśląc logicznie) z powodzeniem się przeprogramujemy, bazując na nowej, szerszej wiedzy.

Wiedzy, która nawet lenia i sceptyka wyprowadzi z ciemnego lochu (ale wszystko po trochu). To jest ważne, aby postrzegać te zmianę w procesie (nie odrzucając ziarna, które od razu nie wyrasta. Osobowość potrzebuje czasu i doświadczeń do zmiany).

Pieniądze można stracić tak jak inne dobra, ale wiedzy raczej nie (tak jak wypracowanego sposobu bycia).

Też wszystko jest względne, doświadczamy rzeczywistości poprzez pryzmat naszych wyobrażeń o niej. Dlatego wewnętrzna praca nad własną świadomością jest najcenniejsza.

Człowiek staje się tym o czym myśli.
Myśli o tym co zna ze środowiska.
Newralgicznym więc jest wybór strumienia informacji (źródeł wiedzy).

Pozdrawiam z tej fascynującej drogi przemiany, która jest opisywana min w filmie The Secret:

http://www.filmweb.pl/film/Sekret-2006-408150



















zjonizowany

A czy tobie udało się żyć z pasywnych dochodów?

ocenił(a) film na 10
ikcibaZlewaP

Tak, choć to nie jest jakieś typowe (bo mam zamożną rodzinę i od zawsze nie muszę dbać o pieniądze, będąc wychowany bez obowiązku pracy do życia z majątku).

ocenił(a) film na 10
zjonizowany

Choć pisząc szczerze miałem zawirowania i tworze sobie różne przygody, przejścia na drodze życia (bo nie pozna się niczego znając tylko jedną stronę - tak jak nie znał bogactwa wychowany z daleka od zwykłego świata książę Siddhartha. Znany potem jako Budda - uciekając z pałacu zaznał skrajności i wybrał drogę środka jako idealny sposób życia).

Jestem filozofem z zamiłowania, a z pragnienia serca wchodzę coraz głębiej w duchowe tematy (odkrywając kolejne świata tajemnice:)

Nie dbam o pieniądze jakoś szczególnie na tej drodze, bo to rzeczy niesamowite, które poznaje wciągają mnie. Póki co trzymam się z dala od ludzi i najchętniej spędzam czas w lesie, nieraz spacerowałem po 5-7 godzin, a obecnie jeżdżę na rowerze, bo znudziło mi się chodzenie w już znanej okolicy. W 1999 roku ojciec za około 2 mln zł wybudował olbrzymi dom akurat między dwoma lasami, na skraju Warszawy (brat urządził parapetówę w millenium stąd pamiętam daty).
Kilka lat temu matka sprzedała dom dziadków, w którym mieszkałem od dziecka, a do którego przywykłem bo był tam bardzo gęsty i łady ogród (co zjawiskowe w dzielnicy pełnej bloków). Więc musiałem się tu sprowadzić, do domu po ojcu, który jest tak naprawdę czymś w rodzaju bliźniaka z parterem komercyjnym (stąd taki duży - ponad półtorej tyś m2, to jest jak mały blok mieszkalny. Ma ok. 50 pomieszczeń, a każde średnio po 30 m2).

Ojciec wcześniej miał zakład cukierniczy, później ze wspólnikami fabrykę elementów betonowych. A odkąd pamiętam budował i następnie wynajmował domy. Po czym sprzedawał aby mieć pieniądze na kolejne inwestycje. Kupował działkę, dzielił ją i budował nowy dom. Tak pomnażał majątek dziadków, który już przed wojną wynajmowali mieszania i obiekty typu garaże i podwórko w małej skali). Więc jako dziecko obserwując to wydawało mi się, że pieniądze się po prostu od tak dostaje, że nie trzeba ich zarabiać. Odbiera się opłaty od różnych ludzi (np. szefa cukierni). To były kwoty rzędu 3-5 tyś m-c. (w drugim domu była introligatornia, w tym na parterze były przewidziane 2 obiekty pod sklepy -to coś w rodzaju kamienicy).

Kiedyś ogłaszałem w necie znajomemu działkę za 1,5 mln złotych (obiecał mi 1% prowizji jeśli się uda:)
Znam dobrze Allegro, ale nie serwis otodom więc postanowiłem dać na próbę jakieś ogłoszenie, aby zobaczyć jak to działa i czy się je potem edytuje (jestem trochę perfekcjonistą i zależy mi na możliwości poprawki). Więc ogłosiłem wynajem garażu na 2 do 3 samochodów, który był jednych z dwóch pod domem dziadków (akurat zagracony bo była dziewczyna przechowywała tam meble po środku, a wokół były pozostałości po robitym samochodzie brata i graty po wuju, który dekadami kożystał z tego garażu jako taksówkaż robiąc remonty, że były tam nawet elementy karoseri od zastawy -jeśli kojażysz wogóle taką starą markę).

Dlatego dałem cenę wydawało mi się zaporową 600 zł (za 60m2 wprawdzie na osiedlu gdzie parkowanie pod chmurką na strzeżonym kosztowało wtedy 150 zł). Więc jak zgłosiło się kilka osób zdziwiłem się. W końcu zeszło się nie na przechowywanie rzeczy, ale na warsztat tuningowy (dla amatorów, którzy robili auta dla siebie gdzie coś ciekawego działo się. Bo na podwórko co i raz pojawiały się sportowe bryki. Lubie robić fotki i miło było popatrzyć przez okno oraz pogadać o ciekawych akcjach na drodze:)

To był mój debiut z wynajmowaniem. Dość ciekawe uczucie, czas leci szybko, a ty co miesiąc dostajesz na konto 500 zł (bo wynegocjowali 100).

Potem jakiś znajomy prosił mnie czy nie mógłbym wynająć jego znajomemu pokoju (zaproponował 500 zł zdziwiło mnie to, że aż tyle ale ok., funkcjonował tak kila miesięcy przyjeżdżając tylko pod wieczór z pracy, a potem przeniósł się do nowej dziewczyny).

Nie przypuszczałem, że wszystko jest tak drogie.
Ochroniarz na giełdzie mówił mi, że w ciężkich warunkach, w okolicach miasta wynajmuje nawet nie pokój, ale miejsce do spania z lokatorami za 400 zł m-c gdzie jest aż 9 osób na jedną łazienkę (były tam dwie, a to dom prywatny funkcjonujący jako hostel - bo to chyba tak nazywa się).

Tak dowiedziałem się o cenach wynajmu.
Też przypadkiem od ciotki, że ludzie w blokach płaca czynsze aż 700 zł m-c mimo że mają własne mieszkanie. Za to w domu nikomu się nie płaci, tylko jakiś groszowy podatek od nieruchomości raz na rok.

Ojciec tak wymyślił aby rachunki za wszystkie media płacił najemca (czyli jakiś zakład przemysłowy, których przewinęło się kilka.
Np. cukiernia z elektrycznymi piecami zużywała prądu na ok. 10 tyś m-c, a na domu były stare bezpieczniki 100A, a w środku 60. Raz coś było nie dokręcone i tablica, a konkretniej jedna śruba tak się nagrzała że zaczęła świecić (wymienili to na nowoczesną rozdzielnie, a potem znów podtapiały się nowe kable). Podobno rachunki przychodziły po 10 tyś m-c.

Wracając do mnie - nie jestem przeciętym człowiekiem który ma zwyczajne cele.
Ojciec w czasach swojej prosperity, zarabiał podobno odpowiednik dobrej, urzędniczej pensji dziennie (jeśli przeliczyć to na dzisiejsze to to było by na pewno co najmniej z 50 tyś zł).

Ponieważ nie poświęcał czasu rodzinie, był nieco szorstki w obyciu (mógłby być moim dziadkiem - blisko 17 cie lat różnicy w wieku między matką a nim). Była to jakaś przepaść nas dzieląca, nie potrafił zrozumieć rozbrykanaych, nie racacjonalnych dzieli. Przez co stworzył w ich kompleksy, chęć przypodobania się mu, zdobycia jego aprobaty. A był przedsiębiorczy, nastawiony na pokazywanie się (gdy był kawalerem, w czasach gdy mało kogo stać było na samochód, ludzie zbierali całymi latami na dużego fiata) on kupił sobie długa limuzynę:) Wygrał ją na przetargu, potem drugą bo pierwszą ktoś od niego wymamił podobno błagając go aby mu sprzedał (i jest z tym związana pewna brzmiąca nie wiarygodnie historia, że ów nabywca aby oszczędzić na paliwie - bo to bydle paliło jak smok - wstawił tam z oszczędności silnik od ... traktora! To była Czajka znana do dziś jako najbardziej luksusowy samochód bloku wschodniego (nie pamiętam już wymiarów ale to był podobno kolos. Z tyłu były 2 siedzenia odwrócone do siebie na razem 6 osób, a między nimi tyle miejsca, że można było wstawić stół. Dodatkowo na drzwiach były rozkładane siedzenia dla ochrony - to była dyplomatyczna limuzyna z ministerstwa transportu przeznaczona do wożenia goszczących w Polsce, obcych dygnitarzy.

Więc wyobraź sobie, jakie były akcje jak ojciec wracał z kimś z rodziny, jakimś stryjkiem z imprezy. Wtedy jeszcze milicjant zatrzymuje ich zwracając uwagę, że są wyłączone światła. A oni zgrywają się, gdy ten chce jakiś dokumenty -jeden do drugiego
"panie ministrze" i że się spieszą czy coś..

Podobno żołnierze salutowali gdy się przejeżdżało przy ich warcie (bo domyślnie w PRL-u nie jeżdżono takimi samochodami prywatnie - były tam pewnie charakterystyczne dla rządowych limuzyn mocowanie na flagi). To były czasy długo przed moim narodzeniem. Jako dziecko pamiętam tylko zabytkowego mercedesa, który ojciec kupił też pewnie po znajomości przez zięcia (tym razem z jakiejś ambasady). Miał maskę otwieraną na dwie strony i przednie lampy na słupkach (nie wiem ile mógł być watry ale to był niezły szpan - mamy z nim zdjęcia jako dzieci). W stanie wojennym, gdy podobno ojciec zakupił pół ciężarówki żywności na zapas. W domu też nie miał barku, a jak była dostawa w monopolowym, znów jakiś wuj, dobry znajomy z dalszej rodziny, przywoził i ustawiał alkohol całymi skrzynkami. to były czasy gdzie nie można było dawać łapówek, ale w dobrym zwyczaju było obdarowywanie alkoholem (i zapraszanie się na zakrapiane obiady gdy załatwiało się interesy).
W tamtych czasach ojciec nie tylko garnitury ale i buty robił na zamówienie (u najlepszych szewców w Warszawie). Przed wojną w domu był jakiś pomagier do służby, a potem za moich czasów u ojca ktoś w rodzaju dozorcy, który pomagał przy domu i zajmował się np. gotowaniem dla psów.
Jako kawaler tato podobno zatrudnił kucharkę, z mieszkaniem, która wcześniej mieszkała i gotowała u księdza (więc musiała być dobra, zaufana).
Za sprzedaż części rodzinnego majątku kupił sobie zabytkowy, piętrowy dworek pod Warszawą. Był przedsiębiorczy, postanowił naśladować sąsiadów badylarzy, którzy wiele podobno zarabiali na szklarniach, kupił metalowy duży piec - zapewne okazyjnie (który potem walał się na działce).
Będąc przedsiębiorczy wynajął górne pięto, nawet na takim zadupiu (które widziałem tylko przejazdem i na mapie google). To były dawne czasy (sprzedał to komuś z dalszej rodziny kupując ziemię z drugiej strony miasta i inwestując w otwarcie cukierni, której budowa zbiegła się z moimi narodzinami więc znam to z opowiadań ciotek i jego -różne anegdoty że np. wyrzucał ubrania zamiast je prać, albo założył hodowlę świń i sady aby dostać wysoki odszkodowania za ziemię które miasto zabierało za bezcen pod budowę osiedla. Podobno jedna świnia była chuda i wytresowana jak pies. Albo, że był nakaz uprawy ziemi, a przy dworku obok świeć hektarowego dębowego parku było 2 ha ziemi i trzeba było udać, że ją uprawia więc z siostrą zorganizowali ziemniaki, których nigdy nie wykopali, a były tak tylko wsadzone dla urzędników, że coś się uprawia). Albo jak dostał domiar i nalot skarbówki, gdy był na jedynych w życiu wakacjach (czyli podróżny poślubnej w Bułgarii, bo taka pewnie wtedy była moda po bratnich krajach).

Potem jako dzieci, gdy byliśmy w podstawówce i liceach stał się przesadnie oszczędny /zaszywając na jednej ze swoich długich budów, które nie były komercyjne, a prytanie to sprzedawał potem/. Tylko słyszało się o tych dawnych kawalerskich czasach. Pamiętam jak brat pytał się ojca, dlaczego my nie mamy takiego nowoczesnego i drogiego samochodu jak syn jego wspólnika (robili wtedy betonowe elementy, ojciec dawał działkę, drugi pieniądze, a trzeci wspólnik chyba znał się na tym, bo był inżynierem i dyrektorem w państwowym przedsiębiorstwie budowy i administracji dróg wodnych, czy coś takiego).

W każdym razie ojciec mówił, że nie opłaca się kupić nowego samochodu osobowego bo od razu, na dzień dobry traci się na nim 50% wartości (bo używanego już nie sprzeda się jako nowy).
Dalej samochód tanieje i zużywa się, a służy tylko do wożenia dupy, więc nie musi być super (wtedy mieliśmy mercedesa beczkę, który ojciec otrzymał w rozliczeniu - czasem tak od kontrahentów, być może dłużników dostawał samochody, ale zwykle jakieś graty). Mercedes był jak na tamte czasy niezły (ludzie jeździli skodami, polonezami i fiatami).
Ojciec kontynuując argumentacje mówił dalej do brata, że sprzęt budowlany np. ciężarówka na siebie zarabia i to jest dobra inwestycja (pamiętam że gdy byłem w liceum bawiłem się u niego na działce ładowarką Fadroma, którą używał min. jako ruchome rusztowanie do budowy. Na dość szerokiej łyżce mieściły się 3 tony. Też do składu materiałów budowlanych, które gromadził na dalsze budowy, na wynajmowanej, a potem kupionej kolejnej działce, po drugiej stronie ulicy, następne równe 2 hektary (Gdyby ich nie sprzedał teraz każda z tych 2 działek była by warta blisko 8-10 milionów złotych. Wtedy były to pola na których pasły się krowy. Teraz w sąsiedztwie jednej z nich powstał apartamentowiec (a na przeciwko są apteka, sklepy i nawet kawiarnia -miast się rozrasta).


Po co to opowiadam. Że wychowanym w cieniu ojca trudno myśleć mi o zwykłymi kategoriami, dobrej pracy, domu lub zwykłego pasywnego dochodu (gdy ojciec wkurzył się do odgrażał, że kupi nam po mieszkaniu i wszystkich wydziedziczy). Choć to nie jest historia jakiegoś tam dużego bogactwa (ale raz dostał w rozliczeniu mieszkanie od developera, który kupił odeń wspomnianą działkę, jeszcze przed podwyżkami ceny ziemi, choć i tak dużo drożej niż zań zapłacił kiedyś - bo chyba kupił ją z dekadę wcześniej za 40 tyś, a dostał 800). Ojciec nie uważał się za osobę bogatą (mówił, że gdyby nie posłuchał znajomych i wybudował kiedyś ogromne hale na magazyny, na obrzeżach miasta to byłby bogaty). Bo bogactwo to dla niego nie majątek, a stały i konkretny przychód.
Nie brał i nie cierpiał kredytów mówił też że marnotrawstwem jest trzymanie pieniędzy na koncie bo one muszą zarabiać na siebie będąc w obrocie. Jednak nie miał czasu dla dzieci (traktując ich czasem - miałem wrażenie, jak pomocników, kolejnych, ale tym razem zaufanych i darmowych pracowników na budowie któregoś z razem chyba zaledwie 5-ciu domów). To nie była masówka (budował jak dla siebie, a potem sprzedawał mając nową wizję. Cztery nie zrealizowane to: piekarnia, dom weselny, parking piętrowy na wielkim osiedlu, gdzie była szansa odzyskania dużej działki dzięki ustawie reprywatyzacyjnej, albo na koniec dom dla starców, aby było mu wesoło na emeryturze, bo będąc pracoholikiem nie zdołał zbudować więzów, trwałych relacji w rodzinie).


Podsumowując.
Mam kompleks niższości, bo ojciec często dawał do zrozumienia, że nie jesteśmy tacy jak on.
Mam jego sposób myślenia jako jego syn (też pewne doświadczenia w biznesie bo przepuściłem już trochę pieniędzy - dokładniej paręset tyś i wiem jak to szybko się rozchodzi).

Wiem też, że mógłbym z powodzeniem zgodzić się na sprzedaż (bo nawet do tego matka mnie namawiała) mojej części majątku, w postaci ostatniej nie sprzedanej wcześniej nieruchomości, czyli połowy tego wielkiego domu (którego 15-cie lat temu przy składaniu projektu do urzędu, koszt budowy wyceniono na 2 mln zł, a dziś sama działka jest wata milion, a zbudowanie tego może z 6, bo wszystko drożenie -wtedy jeszcze były ulgi budowlane oraz wielu specjalistów. Teraz trudno znaleźć ogóle murarza gdy ekipa zwiała bo podwykonawca im na czas nie zapłacił, to na kilka miesięcy stanęła cała budowa obiektu komercyjnego u siostrzeńca /jest dużo starszy ode mnie - ojciec miał starszą siostrę a hajtnął się po 40-tce więc nastąpiło przesunięcie pokoleń/).
Podobno specjaliści wyjechali za granice i zrobienie głupiej wylewki z betony pod nierówny wjazd do garażu lub malowanie ściany kosztuje wiele drożej niż kiedyś (już nie pamiętam ile ale to mnie zdumiało gdy brat opowiadał).

Więc mógłbym pozbyć się tego co ojciec mi zostawił i żyć jak on kiedyś (ciotka twierdzi, że za pieniądze po zbyciu części majątku dziadków).
Chodzi o tę ziemię pod osiedle, co założył sady i hodowlę (ale bez tego, dostali by marne odszkodowanie).

Tak czy inaczej ojciec stworzył u mnie nie racjonalną, maniakalną wręcz chęć wyprzedzenia go.

Więc ja nie marzę o pasywnym dochodzie bo go mam zapewnionego właściwie od dziecka.
Mam min ambitny cel, wysoko postawioną poprzeczkę (aby na pewno móc być lepszym od ojca).

1) otrzymywać dochód pasywny w wysokości 100 tyś zł m-c
2) rozbudować dom (nie sprzedać, co jest głupie i łatwe) ale podwoić, rozbudować majątek (aby mieć jak w małych pałacach ze 2 tyś m2 powierzchni własnej, nie na razem z rodziną. Bo puki co mamy współwłasność całości - i razem z domem dziadków było już razem 2 tyś m2 niedawno).

Tak więc chciałbym wszystko podwajać.
Prawdą jest, że człowiek z wiekiem rozwija się,
uczy doskonali. Wzrost, rozwój to natura życia, świata. Uczeń z czasem przewyższa mistrza.

Jeśli człowiek się nie rozwija to się cofa.
jeśli majątku się nie podwaja to się rozpływa.

Wszystko można wydać z łatwością bez względu na skale (gdy ma się więcej, to myśli się i wydaje zwyczajnie większymi kategoriami).

Nie łatwo było by mi doścignąć ojca jeśli chodzi o poziom wyróżniania się. Jeździć wielką limuzyną w czasach gdy królując syrenki, drogie auto to Warszawa, a na dużego fiata ludzie zbierają po 10 lat to tak jak w dzisiejszych czasach latać na zakupy nowoczesnym, dużym śmigłowcem wartym 8 milionów (Bo dziś na drogach często widuje się luksusowe auta po pół miliona).

Więc mam inne cele i wysokie ambicje, bo każdy patrzy w gorę poza standardy, które są dlań jedynie punktem odniesienia dla dalszego rozwoju.

Poza tym (tak szczerze) pieniądze są przereklamowane, ludziom którzy ich nie mają wydają się zbawienne. Tym czasem gdy się ma pieniądze, a nie ma wiedzy lub tzw. szczęścia to nic się nie zmienia (prócz tego, że ludzie patrzą z zazdrością, że okradają cię lub wyłudzają pożyczki).

Kupiłem samochód nim zrobiłem prawo-jazdy i jeździłem po mieście z kierowcą (znajomym z osiedla, który akurat był dyspozycyjny i pracując wcześniej za kółkiem znał się na tym).
Byliśmy umówieniu na stawkę za godzinę (często nie wyjeżdża, nie lubiłem wychodzić z domu i gdy zebrało się spraw, to do centrum, np. do banku.. mam związane z nimi dziwne hobby -ale to nie temat na forum:) Więc mówi do mnie - daj mi na hamburgera - miałem najdrobniej 50 zł i dałem mu. Wrócił i proszę o resztę - na co on, że nie ma bo wydał. Jak mu przypominałem o tym, by oddał kolejnym razem - to powiedział mi coś w rodzaju - na biednego nie padło, lub że mi nie trzeba tego.
Potem ciotka mi powiedziała, że chował jakieś rzeczy do bagażnika swego auta (a wydawał się taki poczciwy). Mam wiele takich historii, gdzie okazałem się naiwny (a ludzie bardzo chytrzy na pieniądze). Być może ów kierowca widział jak pod wpłato-matem i bankomatem spędzałem więcej czasu, nie mogąc wpłacić więcej niż 10 tyś zł na raz (bo jest takie ograniczenie techniczne). Wtedy akurat dysponowałem swoją częścią udziałów ze sprzedaży domu dziadków, do którego należało więcej osób, więc to nie było wiele jak na dom 400 m2 z działką 1400 w środku miasta.


To z czego jestem zadowolony to, że będąc wolny od konieczności pracy nie marnuje czasu na rozrywki, a stale uczę się, rozwijam i jeśli zajmuję pasjami to (po wydawaniu nań pieniędzy, które ludzie zwykli my wypominać, że jestem rozrzutny) ostatecznie zarabiam na nich.


Nie liczę czasu, nie wiem jaki dzień tygodnia, porę dnia poznaję po słońcu. Ostatnio gdy wybieram się na wycieczki wyłączam komórkę na całe godziny.
Rozmyślam nad nowymi ambitnymi projektami.
W tym czym ostatnio zajmowałem się głownie osiągnąłem już swoje cele (jeden ze znajomych kolekcjonerów ze 2 lata temu powiedział mi, że: "NIE MOŻLIWE jest aby udało mi się..".
Więc skupiłem się na tym, angażując tak, że nie dość, że nie możliwe uczyniłem możliwym, ale przeszedłem samego siebie nawet ponad spodziewane oczekiwania (choć może ogólnie jest to dokładnie tak jak sobie to wyobraziłem).
Zamierzam teraz zbyć swoją kolekcję i zapomnieć, by mieć wolny umysł bez przywiązań do starych, już traktowanych jako nie poważnych, rzeczy).

Mam znajomego, który ma ambicje zarabiać milion .. (nie złotych a dolarów) miesięcznie.

Ludzie myślą, że takie pieniądze są nie osiągalne
(obecnie zarabia setkami i jego dochód rośnie w górę, gdyż prowadzi biznes w nowej, rozwijającej się prężnie dziedzinie - coś jak Bil Gates i Steve Jobs z komputerami, w które na początku nikt nie wierzył, że znajdą się w każdym domu).

Przyjaciel, który po raz drugi zawiązuje spółkę aby produkować specjalistyczne samochody na zamówienie (cena jednego od pół do miliona złotych) opowiadał mi ostatnio. Że znajomy jego wspólnika w Niemczech zarabia (w euro) odpowiednik naszych 6-ciu milionów miesięcznie.

Więc ja ze swoim marzeniem 100 tyś zł m-c to jestem taki dość nieśmiały i zapobiegawczy przy nich.

Inny znajomy który zebrał kapitał prowadząc spółkę zajmującą się produkcją oprogramowania na komórki, żyje z odsetek, zajmując się inwestowaniem w start-upy itp.

Móił, że zatrudni dopiero pracownika gdy będzie miał sto tyś obrotu miesięcznie... brat, na którego pracę patrzę z politowaniem bo sam się tym zajmowałem. Wcześniej zakładając firmę i zatrudniając pomocnika (gdy matka wyganiała mnie do pracy po śmierci ojca. On rozpieścił mnie mówiąc, że nigdy nie będę musiał pracować mogąc żyć z wynajmu).
Ona zaś chciała naprawić jego błędy wychowawcze, odcięła od majątku i zakazała wynajmu, mówiąc, że nawet gdy otworzy się (ostatnio wybudowane sklepy) to będzie na koszty zeń związane z domem (np. remontu i wykończenia górnej części).

Ojciec powiadał nam za młodu, że "lepszy byle jaki handel niż dobra praca" i tak zacząłem handel w dziedzinie związanej znów z moją pasją (na której można było zarobić dużo robiąc niewoele).

Kilka lat temu kumpel powiedział mi, że na moim miejscu dorobił by się już Roys-rolsa. Gdy na sylwestrze opowiadałem anegdoty związane z tym zajęciem. Np. nie chciało mi się doczytać do końca maila z zapytaniem ofertowym i podałem komuś kilka razy za niską cenę niż ten proponował za poszukiwane urządzenia (800 zł za sztukę, a ja mu odpisałem, że mam na stanie i cena 200 zł/szt. -chyba brał 2 lub 4). Tym czasem my (tu mam na myśli dostawcę jakby wspólnika) mamy to z tzw. upłynnień prawie za darmo i sprzedajemy aby się tego pozbyć, inwestując w kolejne (tzn. on, a nie ja - bo mi dawał to w komis i mam tego do dziś trochę. A sprzedawałem w detalu i nieraz w hurcie, że zdarzyło mi się wysyłać z podwórka parę palet).

Więc miałem różne okazje, ale pakowanie rzeczy jest monotonne.

Czas to pieniądz mówi się.
Ale ważne jest aby kochać to co się robi.
Czas to miłość, to szansa na zabawę pracą.

Pieniądze wydają się wyzwoleniem gdy żyjemy w strachu o nie lub cierpimy mając zakodowane, że zdobywa się je trudem i znojem (ale to tylko pewne obce programy z urabiającej na niewolników masowej kultury. Tak być nie musi).

Dobrze jest mieć jednak pasywny dochód lub co najmniej zapas kapitału (np. w towarze, tak jak ja robię i te pieniądze nie są fizyczne jeśli bedzie krach, banki upadną lub złotówka straci na wartości to ja nic nie tracę, a mogę sprzedać szybko lub po woli to co ma wartość niezależnie od pieniędzy. Choć jeśli ludzie stracą to nie będą mieli za co kupić rożnych rzeczy. Ale do puki są jacyś ludzie to chcą się wymieniać i jakiś rynek rozwinie się).

Więc dobrze być niezależnym tym bardziej jeśli lubi się ryzyko, wchodzi w nowe branże.

Więc co do mnie:

Pasywny dochód posiadam, ale nie taki jaki chciałbym (aby móc żyć na dość wysokim poziomie).

Dom posiadam, ale nie taki o jakim marze
(ten np. nie ma wierzy)

W życiu liczy się jednak nie pieniądz lub rzeczy a sposób bycia (to co ma się we wnętrzu).

To co się myśli, jak czuje (pogoda ducha zdrowie) przekłada się bezpośrednio na jakość życia.

Rozwój, ciągła nauka to jest klucz do sukcesu.
Od marzeń też się zaczyna, bez celu nigdzie się nie zajdzie (środowisko tu bardzo oddziałuje - gdy ma się środowisko dla którego szczytną ideą jest upić się lub spędzać wolny czas w hamaku przed TV to:
"kto się z kim zadaje taki się staje",
"wejdziesz między wrony będziesz krakać tak jak one").

W pasywnych dochodzie wg. mnie nie chodzi o uwolnienie się od robienia czegoś, na zasadzie pracy. A o posiadanie wewnętrznego pokoju na zajmowanie się niepewnymi przedsięwzięciami, albo takimi, które nie dają od razu pieniędzy (czyli długofalowymi, na których zwykle najwięcej zarabia się -ktoś buduje market lub taki serwis Allegro i koszt zwraca się dopiero po 10-ciu latach. Ale w przypadku przeciętnych ludzi są takie biznesy gdzie nakład jest niewielki, a liczący się dochód miesięczny generuje się w dalszym czasie).

Ech.. rozpisałem się.. to co co najbardziej lubię opowiadanie (planuję zostać mówcą motywacyjnym, doradcą.. czy kimś takim, najpierw zaczynając od wizji rozwijanej małymi krokami).

W życiu liczą się uczucia, a tych dostarcza nam podążanie po drodze powołania, zgodnie z głosem naszego serca (które jest zmienne i żadnym schematom się nie poddaje - dzięki temu życie jest ciekawe, bo zmienia się swe pasje).

Pozdrawiam serdecznie

ocenił(a) film na 10
zjonizowany

P.S.
Prawdziwe bogactwo jest w wiedzy,
a ta w książkach (ogólnie uczących twórczego myślenia, czyli spełniania się):

Polecam Napoleon Hill "Myśl i bogać się"
oraz "Prawo sukcesu w 16-tu lekcjach", inni:
"Bogać się kiedy śpisz"
"Potęga podświadomości"
"Sztuka wzbogacania się"
"Psychocybernetyka"
"Sekrety milionera"
"The Secret" R.B.

ocenił(a) film na 8
yaceq

Stosy też trzeba przygotować?

ocenił(a) film na 2
kotek38

Chcesz kogoś spalić?

ocenił(a) film na 8
yaceq

Chciałem tylko nieśmiało przypomnieć pewną metodę dyskusji stosowaną kiedyś przez osoby używające podobnej do Twojej argumentacji...

ocenił(a) film na 2
kotek38

Nie wiem skąd pani to wywnioskowała?

ocenił(a) film na 8
yaceq

Z Pani wypowiedzi

ocenił(a) film na 10
jaca777_2

Jakie znowu "kłamać w procesie dowodowym"? To jest jaskrawa insynuacja (jak dla mnie wyraz pychy, zarozumiałości i głupoty). Nie godny reprezentanta nauki /w co wątpię/ BRAK WYOBRAŹNI.
Wszak nauka stale się rozwija i to bardzo przyspiesza (że każdego roku jest publikowanych wiele nowych odkryć, tak że nie zdołasz być na bieżąco, więc jeśli czegoś nie rozumiesz, to nie udawaj mądrego).

Możesz znać się np. na tak niby oczywistym temacie jak zasady termodynamiki Newtona, a i one zostały OBALONE (ku wielkiemu zdziwieniu ludzi nauki, bo ktoś skonstruował i opatentował kilka niezwykle praktycznych urządzeń działający w sposób im zaprzeczający). Więc wiesz -biorąc pod uwagę postęp wiedzy, podręcznikowa nauka, to jakieś totalne ŚREDNIOWIECZE! (domyślam się, że uczysz fizyki -bo najwięcej mamy takich "fizyków").

Co do informacji i faktów.
Taki nie rozwojowy sposób myślenia polegający na kręceniu się wokół tego co stare i sprawdzone Einstein skomentował słowami: WYOBRAŹNIA WAŻNIEJSZA OD WIEDZY, BO WIEDZA OGRANICZA!
Widać niektórych bardzo, że nie potrafią wyobrazić sobie czegoś co kłoci się ze starym sposobem pojmowania rzeczywistości (który wkuli na blachę tak, że nie potrafią już myśleć niezależnie wobec swego rodzaju DOGMATÓW -bo tak stare koncepcje funkcjonują w ich umyśle). Nauka stała się dlań religią w wąskiej sferze WIEDZY, której NIE ROZWIJAJĄ (bo jeśli robili by to, weryfikowali by ograniczające schematy -lecz oni, używają ich do odrzucenia wszystkiego tego co doń nie pasuje -na zasadzie DOGMATU w relingi.

Czyli są z gruntu nie rozwojowi. To jest właśnie przykład takiej reakcji (zamiast coś poznać, pokornie wypowiedzieć się -to odrzuca się z góry wszystko co nie przystaje do starych DOGMATÓW, przez co NIGDY ich nie reformuje się. Na szczęście po starych ograniczonych nastają nowe pokolenia i ludzkość rozwija się!

ocenił(a) film na 2
zjonizowany

Demagogia kolego. Bierzesz temat i patrzysz na niego jak Ci wygodnie. Nie znasz obiektywnych dowodów które przeczą tezą których bronisz lub je ignorujesz bo nie pasują do twojego światopoglądu.

ocenił(a) film na 10
yaceq

Mogę tylko wzmiankować, że nie wydaje mi się abym mógł to wytłumaczyć w sposób zgodny z klasycznym rozumowaniem, które jest popularne w naszym rozwijającym się społeczeństwie (nie mającym pojęcia o relatywizmie, ani rewelacjach wynikających z odkryć fizyki kwantowej).

Innym słowy ZAWSZE możesz zarzucać tego typu rzeczy mi (i wszystkim innym, których nie rozumiesz nie mając wiedzy w temacie). To normalne i standardowe zjawisko.
Nazywa się brak zaufania do tego co zasadniczo nowe, wykraczające poza wyobraźnie.

Jak wiesz nauka, świat, wszystko rozwija się SZYBKO, więc coraz więcej nowego będzie zaskakiwało. Niestety wyobraźnia maleje u współczesnego człowieka (poddanego procesowi edukacji polegającej na wykuwaniu formułek i poddanego kulturze obrazkowej, gdzie wszystko jest na gotowe, nie trzeba więc wytężać wyobraźnia, a to co nieużywane zamiera).

Tak więc podobne sytuacje będą coraz częstsze (nie zrozumienia czegoś i podejrzewania o naciąganie).

ocenił(a) film na 2
zjonizowany

BTW. Newton z termodynamiką nie miał nic wspólnego.

ocenił(a) film na 10
yaceq

Sorry weszło błędne słówko "termo" chodziło oczywiście o zwykłą (cytuję z wiki)

"Zasady dynamiki Newtona – trzy zasady leżące u podstaw mechaniki klasycznej sformułowane przez Isaaca Newtona i opublikowane w Philosophiae Naturalis Principia Mathematica w 1687 roku"

ocenił(a) film na 10

Świetne:)

ocenił(a) film na 10

Polecam "Sekret" z 2006 roku
oraz "Sekret kodu Mojżesza"

Po tym co napisałeś wnioskuję, że bardzo Ci się spodobają (oba dokumenty pro pokoju,

a fabularny o tym nosi tytuł "Podaj dalej" -dość oryginalny i wzruszający:)

ocenił(a) film na 10
jaca777_2

Czy mógłbyś wyjaśnić zatem jak ma się fizyka klasyczna fizyki kwantowej (jaka jest zasadnicza różnica w postrzeganiu świata przez pryzmat tej drugiej , bo ta pierwsza jest znana powszechnie z programów szkolnych)?

zjonizowany

zasadnicza różnica jest taka, że w bardzo małych skalach gdzie "obowiązuje" fizyka kwantowa nie obowiązują zasady znane nam w naszym makroświecie, tzn na przykład obiekt może być w dwóch miejscach jednocześnie albo może przemieścić się z punktu a do punktu b nie pokonując dystansu między nimi
jakkolwiek niewiarygodnie może to brzmieć :D

ocenił(a) film na 10
crey91

Dzięki za odpowiedź (za założyciela tematu, który podał się za fizyka -może nim jest w jakiejś tam przestarzałej dziedzinie, a na pewno odległej od nowego rozumienia rzeczywistości -czym dla mnie jest fizyka kwantowa).

Tak na chłopski rozum nasz widzialny świat składa się z tych właśnie makro cząstek.
Czyli teoretycznie jeśli najmniejszy fragment "rzeczywistości" tworzy większe elementy, to one także podlegają tego typu prawom (tylko jeszcze tego nie rozumiemy lub nie potrafimy zbadać dostępnymi nam metodami).

Uwaga! Większość niesamowitych odkryć z fizyki, kosmologii (o ile można tak powiedzieć o czarnych dziurach) zostało najpierw wyliczonych matematycznie, nim stwierdzonych i zbadanych faktycznie. Także to iż przestrzeń oraz czas są swego rodzaju ZŁUDZENIEM (innymi słowy, nasza percepcja rzeczywistości sama w sobie jest baszo nie doskonała, bo zawiera w sobie wbudowany "błąd pomiarowy" leżący u fundamentu naszego pojmowania świata (jako zjawisk umieszczonych w czasie i przestrzeni). Do puki nie oderwiemy się od tej definicji, cały czas będziemy żyli w rozdwojeniu pojęcia o świecie -dzieląc rzeczywistość na obserwowaną (fizykę klasyczną) i powiedzmy, esencjonalnie naukową (bez mieszania własnych wyobrażeń) czyli fizykę kwantową, jakby czystą, pierwotną /nie skażoną naszą tendencyjną percepcją/.

Np. parapsychicznie uzdolnieni ludzie jako także byty materialne składający się z tych samych mikrocząstek, potrafią dokonywać rzeczy, które da się wytłumaczyć tylko w świetle fizyki kwantowej (więc nikt mi nie wmówi, że to tylko teoria, albo tylko mikrocząstki). Wg. mnie fizyka kwantowa rzuca światło na naszą CAŁĄ rzeczywistość, tylko my, żyjący w swego rodzaju ciemnogrodzie (spowici dogmatami) będziemy jeszcze długo dojrzewać do tego aby to zauważyć (może kilka pokoleń, czyli tyle ile minęło od odkrycia fizyki kwantowej do jej popularyzacji na tyle, że chodziarz większość osób kojarzy samą nazwę:)

Tym czasem podobno część naukowców jej nie rozumie (zapewne starej daty -bo największą przeszkodą w przyjęciu czegoś zasadniczo nowego, różniącego się od dotychczasowej wiedzy jest tzw. "skostniałość umysłu").

_________________________________________________________________________

Zachęcam do zapoznania się z kilkoma wykładami (z rożnych źródeł) na YouTube pod hasłem "Fizyka a filozofia"

ocenił(a) film na 9
zjonizowany

bardzo ładnie to ująłeś :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones