Nie ma granicy dążeń do doskonałości. I mógłbym się założyć że po tym finałowym koncercie nic się nie zmieni. Fletcher dalej będzie poniżał i upodlał Neimanna , by następnie go zachwalać i dawać nadzieję. Tym sposobem próbował by wydobyć kolejne pokłady geniuszu , przekroczyć kolejną barierę. Ta gra nie ma końca . Bo gdzie jest granica doskonałości ?. Po prostu jej nie ma.
I także się nie dowiemy czy Fletcher był genialnym nauczycielem , czy sadystą maltretującym psychicznie i fizycznie swoich uczniów.
Moim skromnym zdaniem to drugie.