W filmie jest dużo nielogiczności.
Przede wszystkim nie sądzę aby policja tak łatwo wypuściła bohatera. Ukrywanie dowodów nie dało by się tak łatwo zataić tym bardziej, że miał on tendencję do archiwizowania swoich osiągnięć. Poza tym wystarczyło przejrzeć historię jego przeglądarki komputerowej, żeby odkryć że sprawdzał nr rejestracyjny samochodu sprawców. Nawiasem mówiąc jak to możliwe, żeby właściciela samochodu mógł namierzyć byle kto przez internet. Nawet w Polsce nie ma takiej możliwości.
Czy to też możliwe żeby kody policyjne dostępne były w internecie? A urządzenie do podsłuchiwania policji można sobie było kupić w byle sklepie?
Ta historia się kupy nie trzyma.
Nie, nie da się sprawdzić w internecie kalifornijskich tablic, ale twórcy filmu chyba doskonale o tym wiedzieli. Ten zabieg był im po prostu potrzebny do uzupełnienia fabuły, jak i kilka innych, podobnych. Ot, takie skróty myślowe.
Film jest troszkę metaforyczny, wyśmiewający skrajny kapitalizm, pogoń za kasą, karierą, władzą, sławą, sukcesem czy czymś takim... Jednostka dyssocjalna uwypukliła takie postawy.