Marność nad marnościami. Szkoda czasu. Zdecydowanie wolę filmy dokumentalne Herzoga. Po latach bardzo trudno ogląda mi się jego filmy fabularne, może z wyjątkiem Kaspara Hausera. Drażni mnie też coraz bardziej gra Kinskiego - manieryczna, szarżująca, nijak mająca się do literackiego pierwowzoru.
Niestety, ale muszę się zgodzić. Film sprawia raczej wrażenie głupawej autoparodii Herzoga niż wybitnego filmu, jakiego można by się spodziewać od gościa, który w niemal tym samym czasie nakręcił takie cudeńka, jak "Fitzcarraldo", "Nosferatu", czy "Stroszek".
Ale Herzog tak ma - od czasu do czasu lubi sam siebie "poparodiować" (inne przykłady: "Cobra Verde" albo "Krzyk kamienia"). Może dlatego trudno mi go brać na poważnie. :P
(A tak na serio: Herzog jest cholernie nierównym reżyserem, raz kręci arcydzieło, a za chwilę - takiego gniota, że trudno się po nim pozbierać; "Woyzeck" niestety należy do tej drugiej kategorii :P )