... (a twórcy powołują sie sami na "Rififi" i "Topkapi", więc ujawniają ambicje) gdyby nie kretyński,sztuczny do bólu romansowy wątek między podstarzałym "latin lover" i australijską "Rosjanką" (obydwoje grają jak d.py i nie sposób nawet ocenić, kto bardziej).
Morgan Freeman dorabia sobie na boku, puszczając te pełne samozachwytu uśmieszki pod plamami na buzi. Ot, taki afroamerykański Holoubek...:):):)