Czy tylko mnie relacje między bohaterami wydawały się okropnie sztuczne? Rozmowy były absolutnie bezsensowne, infantylne, monotonne (ten sam schemat od pierwszego adoratora) i przez to wszystko niesłychanie IRYTUJĄCE. Prawdziwi ludzie tak nie rozmawiają, a już na pewno po czymś takim nie mogą zrodzić się jakiekolwiek uczucia. Poza tym ta zbędna dramaturgia, aby widz tylko czasem nie dostrzegł, że film samymi dialogami nie potrafi się wybronić i nie wie jak zapełnić te dwie godziny seansu. Straaaasznie męczący film.
Jak ktoś jest głupszy od jeża, to może tak to odbiera. Sorry, ale naprawdę bierzesz się za ocenianie czegoś, co cię przerasta. Akurat uczucia tu się urodziły choćby ze wspólnej pracy, nie z dialogów. Każdy z trzech związków ma inne prowadzenie, podstawy i sens. Dialogi tak jak i stroje są sztuczne dla kogoś, kto bladego pojęcia nie ma o kulturze choćby lat 40. A co dopiero XIX stulecia i to jeszcze wśród ówczesnego ziemiaństwa...
W ogóle posiadasz jakąś empatię? Wrażliwość na choćby piękno muzyki czy zdjęć czy strojów? Bo te są tak dobre, że można w ogóle nie słuchać dialogów...
Nawet nie zadam sobie trudu by sprawdzać jakie filmy cię kręcą. Zapewne TMNT to najwybitniejszy z nich...
Amen.