festiwalowe posteuropejskie frukta. Bierz się kawałek rzeczywistości z Pasoliniego, pogrzebie nieco przy Freudzie i Jungu i wstawi w rolę główną masturbanta. To nie jest film zły, to jest film nijaki z naciąganą linią dramaturgiczną, z pozyskaniem homofoba dla Kościoła Poprawności o Powszechnej Równości. Mój niesmak nie bierze się z tematyki, ale z użytkowego jej potraktowania, z myślowej pustki Vigasa, silącego się na artystę. Krótko - film płynie z prądem.