Hm, w podstawowce przezywalam fascynacje Lynchem, w liceum trawa juz tylko przez chwile.I cale szczescie. Autostrade ogladalam dwa razy, za drugim juz tylko smiech wywolywala. Rozumiem fascynacje tym rezyserem, ale mam tez nadzieje- ze to u kazdego mija. On dokonal czegos niesamowitego-wypromowal kicz (temu zaprzeczyc nikt nie moze). Chwala mu za to ze przynajmniej ma mroczna oprawe. Autostrada jest filmem...no coz, jak wszystko u Lyncha-na pozor dziwnym. Ze wszystkich jego filmow najblizsze jest mu wersja rezyserska kultowego serialu,ktorego nazwy wymieniac nie musze, czyli:malo sensu, wiecej zaplatania akcji. Moze to powod dla ktorego niektotrzy nabieraja sie na to ze owe filmy sa inteligentne- bo takim sie wydaje to co niezrozumiale. I za to Lyncha szanuje-za to ze zapewne dobrze sie bawi i potrafi z widza zrobic clowna (co pisze bez sarkazmu);
szacunek i dla Ciebie
Gdyby wiecej ludzi mialo odwage pisac takie rzeczy, moze w koncu by cos do ogolu kinomanow dotarlo. Sam mowilem podobne rzeczy i po seansie "Mullholland Dr" i po "Lost Highway" - i dostawalo mi sie od ograniczonych i tym podobnych. Niewiele braklo, a zaczalbym wierzyc, ze jest w tym Lynchu cos, czego ja jedyny nie dostrzegam... W sumie po to zajrzalem na te liste dyskusyjna. Twoj post to balsam na ma dusze ;)
P.S. Zwrot z poczatku Twojego posta "w liceum *trawa* juz tylko przez chwile" to, jak rozumiem, literowka? Jesli tak, to bardzo fajna :D Gdyby jednak przypadkiem nie... no coz, to tylko wpasowywaloby sie w moja ogolna opinie o "Lost Highway" - dobrze "wchodzi" tylko, jak ktos jest nacpany...
:)hah;)
:):) Pewnie literówka... ale naćpać się trawą...?:>>
Eh...wiesz ...a niech ludzie zachwycają się Lynchem jak chcą. Jeżeli robią to w sposób inteligentny- tylko pogratulować...ale jeżeli piszą "nic nie rozumiem z filmu- ale jest zajebisty", to szkoda słów:)
Dziś miałam egzamin pewien. Pisałam właśnie na nim o obecnym sposobie pamięci- czyż to nie zadziwiające że ludzie uwielbiają Listę Schindlera, a nie mają pojęcia co to "Ostateczne rozwiązanie" z K.B., a jak już to.. znalazłam komentarz "nudne". Po prostu istnieje obecnie maniera uwielbienia kiczu. A Lynch i tak robi go najlepiej... mnie jego filmy nie irytują np. Po prostu bawią już tylko:):)
Inteligencja urojona
Rozne sa formy nacpania, nie? Ta dzika euforia po upaleniu to tez jedna z nich. Ale nie o tym mialo byc :P
Mnie tam nie irytuja w zasadzie same filmy Lyncha, chociaz taki a nie inny sposunek do widza troche jednak rozczarowuje. Bardziej dzialaja mi na nerwy uparci fani probujacy z zapalem godnym lepszej sprawy przypisac im inteligencje (a czasem mi jej brak, bo nie potrafie dostrzec, jakie toto inteligentne). Jesli to jest inteligentne, to dlaczego? Bo nic nie idzie pojac? To najwyzsza srednia IQ powinna byc w zakladach dla schizofrenikow:P Za inteligentne filmy moge uznac "Memento" czy "Podejrzanych" - bo tam naprawde o cos chodzi a forma, w jakiej nam sie owo "cos" podaje, nie ustepuje Lynchowi w niczym. Ale Ci akurat nie musza tego tlumaczyc, wiec watek skoncze.
Zas co do najlepszego promotora kiczu, to obstawialbym jednak Tarantino (z tym, ze w jego przypadku akurat wg mnie "kicz" przyjmuje wydzwiek pozytywny, jak absurdalnie by to nie brzmialo). Zeby nie szukac daleko, na Twojej liscie ulubionych znalazly sie trzy jego scenariusze. Ja sam to generalnie lubie wszystko, co wyszlo spod jego reki. Ale to tez robiona z premedytacja tandeta :))) Chyba za to cenie go najbardziej ;)
I na koniec mala prosba - wyjasnij skrot K.B. -- nie spalem tak ze 30 godzin i kiepsko mi idzie glowkowanie...
Pozdrawiam, Piotrek
Tarantino??:> TEŻ COŚ!:P
Eh- no wiesz- fani ideologię do Matrixa dorabiają:) To dopiero jest paradox :D:D (pomijam , że z tego co czytałam, duża grupa uważa że matrix to wytwór owego filmu. Jedna z podstaw filozofii przecież. Nie żądam aby każdy wiedział to, ale jeżeli nie wie- to niech nie emanuje ową niewiedzą! Ja np. nie czuję potrzeby wypowiadania się na temat silników samolotów, gdy wiem tyle że pewnie jakieś tam posiadają).
Mniam- Memento i Podejrzani :D::D:D.
Ale jeżeli chcesz ujrzeć styl lynchowski i inteligencję to polecam Lokatora Polańskiego!! Rewelacja!! Z resztą- styl lynchowski to nieco błędne pojęcie- bo Roman P. był chyba pierwszy:) Tyle że zrobił jeden taki film, a nie powielał tego samego w kolejnych.
Aaaaaaaaaa- dla mnie Tarantino nie jest kiczem!! Kicz to np. American Beauty. I to totalny, aleprzy tym to wielki film. Bo jest bardzo inteligentny.
Co do Tarantino- w ulubionych mogłabym wszystkie jego filmy umieścić. Jednak nie umieszczę :P. Bo po co?:) Pozdrawiam;)
Iwona K.
Podpadasz!!!
"Matrixa" zostawmy w spokoju... Jedynke swojego czasu naprawde lubilem, dlatego nie chce mi sie nawet myslec, jak bardzo Wachowscy zdolali to na drobne rozmienic.
"American Beauty" nie zachwycilo mnie jakos nadzwyczajnie. To byl dobry, ciekawy film, z kapitalnie zagrana rola glowna (Spacey to w koncu Spacey...) i nic ponad...
Na "Lokatora" bym sie chetnie skusil - krotki opis zachecil -, tylko skad go wziasc?
Ale tak pomijajac wszystko inne, to podpadlas mi i to bardzo! Jak mozesz twierdzic, ze Tarantino nie robi kiczu? Zaczac udowadniac, ze sie mylisz? :P
I jeszcze jedno - dobry powod, zeby umiescic wszystko jego na liscie ulubionych to: zal pomijac cokolwiek (choc w mojej ocenie "Jackie..." nie przystaje troche do reszty, facet powinien pisac sam, nie adaptowac innych)
Milo wiedziec, ze ma sie pokrewna (w guscie filmowym) dusze. Szkoda tylko, ze jeszcze Pythonow w swojej przegladowce "naj" nie masz ;)))
To co z tym K.B? Jak nie odpowiesz, naprawde bede musial sie porzadnie przespac, zeby zaczac kojarzyc :) Poki co jedyne rozwiniecie, jakie mi przychodzi do glowy, to "Kill Bill"...
Pastisz, a nie kicz:P:P
Hhmmmm...zależy od pojęcia kiczu po prostu. A Jackie jest filmem tak samo tarantinowskim jak jego wszystko. Ale to już pisałam na stronie JAckie Brown. Kiczowatośc jest w Od zmierzchu do świtu, ale...no właśnie...dla mnie to nie kicz, a GROTESKA, a to zasadnicza różnica. Z reszta najczęściej toP A S T I S Z , a nie groteska i tak:P. Jeżeli powiesz że PF to kicz...to doprawdy będę zdegustowana.
Monthy P. lubię, a jakże. Też na liście go nie ma i pewnie nie będzie. Te listy czy stawianie cyferek za filmy to tendencyjne i doprawdy nie czuję się w obowiązku umieszczania na mej stronie wszystkiego co dobre i za takie uważam. Nie będę pisała dlaczego wybrałam takie filmy, dlaczego jest Termionator a nie ma Pulp F. Wolę w ko.ńcu P.F. oczywiście...Tak samo gdybym miała zostawić jeden film byłby to Wywiad z wampirem, mimo że wiele cenię bardziej. I z tego samego powodu nie ma dla mnie sensu wszystkiego Tarantino umieszczać na liście.
Powracajac do kiczu- rozwiń dlaczego, Twym zdaniem, Tarantino to kicz. Któreś z nas bowiem myli pojęcia;).
Eeeeee- przecież z K.B. odpowiedziałam Ci poprzednio- kuknij więc tam:>>:>> Ale jak nie chce Ci się- to K. Branagh;
Co do Matrixa - mnie od razu zawiódł i tyle na ten temat;)
Co do Lokatora natomiast- może wejdź na stronkę tego filmu po prostu;)
Pozdrawiam :>>
Ika
Kicz! :>>>>>>>>>
Nazywaj to pastiszem, nazywaj to groteska... Ale wspomnij, jaka byla definicja slowa 'pulp' na poczatku wspomnianego przez Ciebie tytulu -ktory nazwe kiczem, i to nie dlatego, zeby Cie zlosliwie zdegustowac. Uwazam, ze ten film z zamierzenia jest kiczowany; bohaterowie cale minuty marnuja na dyskusje o majonezie, masazu stop, czy plackach na sniadanie. Poszczegolne sceny sa absurdalne:
Koles wypala z pistoletu caly magazynek, do dwoch stojacych blisko siebie ludzi, z odleglosci kilku krokow, i nie trafia ani razu.
Zawodowy morderca daje sie zlapac w kiblu i zastrzelic z wlasnej spluwy, bo zostawil ja na kuchennym blacie.
Samochod podskakuje na wyboju, kiedy jeden facet przypadkiem celuje do drugiego, i ten drugi rozsmarowuje sie po calym aucie.
Dlugo wymieniac.
"Kill Bill vol.1" to juz doslownie pomnik kiczu - te zolte dresiki, maski kato, katany legalnie wozone w samolocie, totalny brak policji mimo rzezi w knajpie, swiecaco-cytrynowy Pussy Wagon...
Jesli to jest "pastisz" albo "groteska", to ja musze sobie zrobic powtorke z jezyka polskiego ;) A jak juz przy polskim jestem - jesli KONIECZNIE musze *definiowac* kicz, zrobie to - ale ja z kolei nie trawie definicji...
Liste mam taka, a nie inna, zeby ludzie mogli latwo poznac gust czlowieka, z ktorym rozmawiaja. Numerki stawiam, bo mam prawo do glosu - a jak mam do czegos prawo, skrzetnie z tego korzystam :))) Twoje podejscie to Twoja sprawa - i nie zamierzam go kwestionowac. Gust naprawde doceniam. Znam chyba jeszcze tylko dwie osoby, ktore cenia calosc pracy Tarantino i Monty Pythonow (obaj przyjaciele, jeden nawet najlepszy).
Co do Kennetha Branagha, to istotnie odpowiedzialas. Ale ja nie spojrzalem na tamtego posta, bo myslalem, ze to przypadkowa kopia poprzedniego. Ups, ze tak powiem :)
No, i tak na koniec, zmartwie Cie - nie widzialem "Ostatecznego rozwiazania". Cierpie na brak HBO. Jako student praktykujacy w ogole ostatnio malo ogladam TV. Opis kusi ale - znow - nie mam dojsc do filmu. Za to "Lista Schnidlera" mi sie podobala...
Trwam we wczesniejszych pozdrowieniach ;) -- Pjotrek P.
eh..;/
ZRÓB PORZĄDNĄ POWTÓRKĘ Z POLSKIEGO więc:)
To tyle w temacie kiczu, pastiszu i groteski;)
To jak na studenta- z filmami u Ciebie żle nie jest:) JA mam komfort urodzenia sie w Kraku, mieszkania i studiowania:):)A wiec w nocy jeżeli nie impreza, itp..:>>...to oglądam filmy:):)
Pozdrawiam i przepraszam że tak lakonicznie:) Iwona
eh :)
Imprezowac - nie imprezuje. Bo nie lubie. Chyba, ze impreze tez definiujemy inaczej :P
Dzieki temu mam wiecej czasu na filmy. I tak sie to teraz, w czasie sesji, na mnie odbija. Tarantino to kicz. Kicz pozorowany i zamierzony, ale zawsze :)))
"Od zmierzchu do switu" -- gitara z ludzkich zwlok, krzyz z bejsbola i shotguna, pistolet z woda swiecona. To jest przesmiewcze, fakt - ale to zarazem kicz straszliwy!!!
I tyle, tez bede lakoniczny :) --- Pjotrek (pozdrowienia jak zawsze)
mylisz pojęcia i tak:>
Eh, nie Tarantino to groteska i pastisz, a nie kicz. Mylisz pojęcia i tyle:P. Kicz- owszem- drugi rozdział filmu Od zmierzchu do świtu. To jak najbardziej. To samo już pisałam gdzieś, więc się ZUPEŁNIE zgadzam, ale uogólniasz w sposób straszny.
Co do imprez- no wiesz- wczoraj ogladaliśmy do 6 am np filmy. Szkoda tylko że jeden kolega Kill Billa potrafił docenić, a reszta powtarzała schematyczne formułki. Ah- ale cóż- kolejne wlk. dzieło mistrza, w którym idzie dalej niż we wszystkich swych filmach:)
Ale...my tu o Tarantino mówimy...widziałam natomiast podróż kosiarką Lyncha. Ktoś mi napisał że ten film nie różni się od innych dzieł owego rezysera. Różni oczywiście. Ale w końcu dla mnie Jackie Brown to także typowy Tarantino- a laicy twierdzą że nie. Więc może ja przez swe nastawienie do Lyncha nie widże iżto film w typie Zaginionej autostrady.
Pozdrawiam;
ze niby ja!?
To moze skonczmy epizod kiczu i groteski, bo zaczyna to przypominac przepychanki z podstawowki ;-) Mamy swoje okreslenia na to samo - Ty nazywasz kicz groteska, ja kiczem :-))))))))))))))
Co do "Kill Billa" (i innych dobrych - moim zdaniem - filmow), ja chyba Bogu dziekowac powinienem za znajomych. Glosy po obejrzeniu roznily sie jedynie stopniem zachwytu :-)) A niektorzy to faktycznie sa za powazni na dobry film...
Nie wiem, czy film o emerycie na kosiarce jest jak reszta kina Lyncha. Wiem natomiast, ze scenariusz wymyslila sobie "ot, tak" jego zona, a David, jak kazdy kochajacy maz, zdecydowal sie to zekranizowac. Jesli istotnie duzo sie nie rozni od innych, Lynchow mozna uznac za piekielnie zgodne malzenstwo :-)
I tak calkiem na koniec dodam, ze moglbym - opierajac sie na Twojej wypowiedzi odnosnie drugiej polowy "FDTD" - dalej Cie przekonywac do prawidlowego definiowania kina Tarantino. Ale, ze to raczej absurdalne i bezcelowe by bylo, to chyba poczekam, az bedzie po sesji :-)))))))))))))))))))
papa i do przeczytania
Tak- Ty nie rozumiesz i nie rozumiesz iż nie rozumiesz...
Kicz- to tylko zaspokojenie wrażeń estetycznych. Ładna forma zewnętrzna, jak w Moulin R. np. Na tym przecież w kinie on polega. Nie wartościujmy. Kicz to rodzaj jakiś tam sztuki i jeżeli ktoś oburza się za nazywanie MR kiczem, to nie rozumie właśnie pojęć. Kiczem jest, inna kwestia że można się w tym kiczu zakochać (mnie się nie udało:):) ) To mój punk widzenia, a Ty się uparłeś . Więc okey- skoro nie rozumiesz pojęć wyjaśnię Ci je fachowo:):): Czytaj : kicz (niem. Kitsch 'tandeta') szt. dzieło plastyczne, filmowe lub utwór literacki nieprzedstawiające żadnych wartości artystycznych; utwór literacki bądź z innych dziedzin twórczości (obraz, rzeźba, itp.), niekiedy technicznie dopracowany, lecz pozbawiony wartości; itp...:P; Sam sprawdź groteskę i pastisz, to porozmawiamy dopiero, bo, wybacz- ale nie możesz mnie do niczego przekonać, skoro nie masz racji:>>
Więc nie mów mi że Tarantino to kicz;) Drugi rozdział od Zmierzchu do świtu...eh, szkoda mych słów chyba. A potrafisz dać inne przykłady?? Tarantino miał mnóstwo filmów (liczę wraz ze scenariuszami), a Ty uogólniasz, na podstawie drugiego rozdziału jednego filmu.
Teraz co to historii Lyncha- Scenariusz do historii- nie wymyślił sobie, a opowieść owa na faktach była po prostu;
Pozdrawiam:):)
Iwona.
Coz za piekny tytul :P
Bylem jakos dziwnie pewien, ze predzej czy pozniej bedzie mi dane ujrzec tu ten badz podobny cytat ze slownika :-) Szkoda, ze nie bylo w poblizu nikogo, kto chcialby sie zalozyc o jakas przyzwoita stawke :-)
Zgodze sie co do "Moulin Rouge" -- to tez kicz. Ze mi sie udalo w nim zakochac, to faktycznie inna kwestia :-)
Zas co do definicji: Jakie wartosci niesie w sobie kino spod znaku Tarantino? Jestem szczerze ciekaw. Cale tygodnie (po zsumowaniu czasu seansow) poswiecilem tworom tego faceta, ale jakos nigdzie nie udalo mi sie znalezc przeslan czy drogowskazow :-D Moj dobry przyjaciel nazwal kiedys Q.T. najgenialniejszym socjologiem swiatowego kina. I oto w tym chodzi - facet daje ludziom to, co chca widziec. Dynamizm, akcje, krew, flaki i brzydkie slowa. Smieszne dialogi i duze giwery. Przystojnych facetow i zgrabne panienki... i tak dalej. Ot, caly Tarantino. Jesli tylko w "Od zmierzchu do switu" dostrzeglas kiczowatosc, no coz - to Twoje osobiste odczucia. Dla mnie wszystko to technicznie doszlifowane, piekne wydmuszki, ktorymi nie sposob sie nie zachwycac. A najzabawniejsze jest to, ze wiekszosc nie widzi, ze w srodku sa puste :->>
(I tak calkiem juz przy okazji: Ciekaw jestem, czy ta dyskusja sprawia Ci tyle samo frajdy, co mi. Mi sprawia calkiem sporo :-D)
Pozdrawiam i do przeczytania,
Pjotr
P.S. Nie mialem najmniejszej ochoty na sprawdzanie groteski i pastiszu. Pewnie i tak w koncu je od Ciebie uslysze :-P
P.S.2. Tarantino widzialem: "Wsciekle psy", "Prawdziwy romans", "Pulp Fiction", "Cztery pokoje (pokoj 4ty)", "Urodzonych mordercow", "Od zmierzchu do switu", "Jackie Brown", "Kill Bill vol.1". Czegos brak?
P.S.3. To w koncu forum Lyncha, wiec niech i o nim bedzie. Jesli kosiarkowa historia jest oparta na faktach (ja tam slyszalem wariant z zona) to chyba najlepszy, a juz zdecydowanie wystarczajacy, dowod, ze nie jest taka, jak jego inne filmy. Gdyby zycie bylo jak filmy Lyncha, tak srednio dwa razy w roku budzilbym sie jako swoj tesc albo kuzynka :-P
Puste? Doprawdy pocieszne:P
Brak przesłania? A Urodzeni Mordercy choćby? Jeżeli widzisz w nich pustkę- współczuję Ci. Satyry nie są puste, a wyśmiewają to czego ludzie się boją chociażby. Urodzeni mordercy to cudowna satyra na dziennikarstwo, widzów ale także urocza przewrotność- bez owego zakończenia nie byłoby tak wspaniale:) Oczywiście że on się bawi konwencją, ale , moim zdaniem, nie powinni go oglądać hipokryci (święte oburzenie na przemoc), ale także Ci którzy widzą tylko w jego filmach przemoc. Bo jedni i drudzy nie rozumieją chyba wiele z tego. Ostatnio rozmawiałam z kol. z filmoznawstwa. Tarantino jest tam na tapecie, Lynch nie za bardzo (niech będzie i o nim:>>). Wszystkiego nie widziałeś- zapomniałeś o jego debiucie, czy Mokrej robocie np;
Nie, Tarantino nie daje tylko tego co ludzie chcą widzieć. Bzdura! To dają filmy typu Rambo- zupełnie bez sensu, gdzie ktoś tam zginie i mamy marną akcję. Tarantino doprowadza filmy swe do granic, ale sensu jest w nich ogrom, tak samo ironii. Choćby weźmy Prawdziwy romans!- postać Alabamy:)Przecież ów pomysł jest cudowny! Morduje , a i tak wychodzi czysta jak łza i niewinna! Ale nie będę pisała nic o tych filmach, bo przecież pisałam o każdym z nich na jego stronie. Nie lubię się szczególnie powtarzać:) Ty natomiast nie potrafisz powiedzieć gdzie jest jeszcze kicz? Jeżeli potrafisz, to proszę bardzo- słucham.
Ja nie robię nadinterpretacji Quentina. Ty po prostu nie umiesz najwidoczniej ocenić- skoro mamy się już sobie wmawiać coś:P:>>:>>:P:P
Pozdrawiam...;):)
Moja Mea Culpa
Po co ten protekcjonalizm? Mi sie rozmawia naprawde przyjemnie i ciekawie, ale tez z pewnym dystansem - a to "wspolczuje Ci" zabrzmialo smiertelnie powaznie. Nawet jesli bym nie zrozumial sense strictum jednego filmu, to chyba jeszcze nie powod, zeby mi wspolczuc? Chyba, ze masz mnie za jednego z tych, co widza w filmach Tarantino tylko przemoc. Jesli istotnie tak jest, w dwoch slowach uspokoje: mylisz sie.
Tak jak Ty zgodzilas sie co do "Od zmierzchu do switu", tak i ja musze sie (z grubsza) zgodzic z Twoja ocena "Urodzenych mordercow". Dodam tylko, ze nie udawalem, ze nie pamietam tego filmu. Serio gdzies mi umknela jego tresc z pamieci (niechetnie sie powtarzam, ale sesja robi z mozgiem rozne ciekawe rzeczy).
Za to bede upierac sie przy tym, ze Tarantino daje ludziom to, co chca widziec. Kazdy dobry rezyser jest po trosze socjologiem. "Rambo" to nie jest dawanie ludziom tego, czego chca. To jest dawanie tluszczy, tego, co ona chce. Dla mnie subtelna roznica. Zreszta sama piszesz: "zupelnie bez sensu, ktos tam ginie, mamy marna akcje". To jest dobra socjologia!? "Prawdziwy romans" to dobry pomysl, sensownie opowiedziana, ironiczna historia - ale dla mnie to wszystko forma. Ja ponownie pytam o przekaz, przeslanie, moral, puente.
Zreszta, trudno to oceniac jak normalny film Q.T. Ostatecznie scenariusz przeszedl konkretna obrobke hollywodzkich chirurgow od poprawiania dobrego.
I jako zupelna ciekawostka - praktycznie zawsze, kiedy walcze z mesjanizmem jakiegos filmu czy rezysera, jako kontprzyklad podaje mi sie "Rambo"...
Nic to. Kolejny przyklad kiczowatego forma filmu? Chyba zdarzylo mi sie wspomniec. Ale co tam.
"KILL BILL"
Moze tak na poczatek zauwaze, ze ludzie krwawia jak zdrowe wieloryby. Katana jest obowiazkowym elementem ubioru wyjsciowego, podobnie jak maski kato czy ewentualnie zolte dresy. Wozi sie owe miecze przy motorach, w samolotach i naturalnie nikt nie protestuje. Glownie dlatego, ze policji nigdzie nie ma. Szczesliwie nie jest ona potrzebna, bo glowna bohaterka w pojedynke likwiduje okolo dwustuosobowa mafie. Wychodzi z niej dumnie i w zasadzie bez szwanku - bo zaledwie z rana cieta plecow, barku, podduszona grubym lancuchem...
Moglbym dalej. Ale jesli to Ci nie starczy za przyklad, nie wiem, co starczy. Wiec jeszcze tylko zdanie; Nie dostrzeglem moralu ani przeslania. Mowia to z pelna swiadomoscia swego czynu. Mam tez pelna swiadomosc, ze "to w zasadzie pol filmu". Ale Tarantino tez mial pelna tego swiadomosc, kiedy wypuszczal obraz do kin.
Tyle na dzis, papa :-)
P.S. A Ty widzialas "Mokra robote" albo "Urodziny mojego najlepszego przyjaciela"? Bo poki co, to te filmy kraza wokol mnie jak jakies miejskie legendy - ktos tam cos tam o nich slyszal, ale z przypadkiem, zeby ktos ogladal, to jeszcze sie nie spotkalem. To samo "Po polnocy", wklepane w archiwum filmwebu.
nie zaperzam się:>
Przepraszam. Zapewne masz rację. Po prostu wciąż nie hmmm...czasem mam za mało dystansu i wciąż tkwię w przekonaniu że tylko ja mogę mieć rację:) Posłuchaj- z filmów Tarantino można wiele wyciągnąć...dla mnie on jest bardzo do Hitchcocka. Nie popełniam tu herezji. Obu kocham po prostu i oboje mają podobne podejście do kina- które wciąga i pochłania całym sobą. Przecież u Hitchcocka też nie masz niesamowitych przesłań. Są filmy inteligentne, ale które się kocha za to jak kamera operuje, za niesamowity klimat, ironię (Trema) i wspaniałe kreacje. To samo jest u Q.T. Ironia i cynizm? To właśnie świadczy o ich sile? Monthy P. też jest inteligentny, przez to że wyśmiewa wszystko tak pięknie...no...choć i tak głupi w zestawieniu z W. Allenem. Ale jeżeli chcesz przesłanie i wysoki poziom- wybierz Bergmana czy Formana. Obu uwielbiam, nie oznacza to że Tarantino jest mniej inteligentny. Wybrał po prostu inną formę i to tylko kwestia tego. A co moralizatorstwa- nie lubię tego w kinie.
Hhmm- ja nie rozpatruję Tarantino jako mesjanizmu- o mesjanizmie też już rozpisałam się niegdyś:) Okey- mogłam zamiast Rambo podać Gladiatora czy Szeregowca Ryana. Bez różnicy:)
A co Ty o Kill Billu tak? Przecież pisałam że to najbanalniejszy ze scenariuszy Tarantino.
Mhm- widziałam:) Urodziny b. b. dawno i mniej pamiętam niż Wściekłe psy. Po którejś sesji wszelkie kasety pożyczę, odzyskam te które ja pożyczyłam znajomym i wszystko sobie ładnie przypomnę. Ale masz rację- teraz sesja...więc wieczorem idziemy z kolega to uczcić. Do tego należy filmy oglądać...i znów nie ma na naukę czasu:. Priorytety!::) Pozdrawiam.
O kiczu raz jeszcze
Eech... Gdybys Ty nie mieszkala na drugim koncu Polski, moznaby sobie podyskutowac normalnie: w pubie, przy piwie, przekrzykujac sie argumentami i zwracajac uwage calej klienteli :D A tak... nim dojda do mnie Twoje odpowiedzi, zdaze zapomniec swoje argumenty i - co gorsza - gotowe odpowiedzi na to, co przyslesz ;)
Ale dobra, kontynujmy metodami mniej tradycyjnymi:
Wiec po pierwsze, rzecz najistotniejsza, bo chyba zapomnialas: Tarantino jest moim ulubionym rezyserem. Uwazam go za piekielnie inteligentnego faceta. Rozumiem jego filmy bardziej niz sadzisz. I tez nie znosze moralizatorstwa w kinie.
A teraz rzuce jedno zdanie i jesli sie z nim zgodzisz, bede piekielne szczesliwy. Jesli nie, minimum dwadziescia kolejnych postow :-)
A zdanie brzmi: "Tarantino nie kreci kiczu, ale kicz w jego filmach jest jednym z najwazniejszych srodkow wyrazu." Czekam na odpowiedz niecierpliwie.
Milego wieczoru (pewnie dojdzie po facie ale co tam... :P)
P.S. Filmweb... minimum jeden film dziennie... chyba mamy podobne priorytety.
Ale to środek tylko:)
Okey- Tarantino posługuje się kiczem, owszem, ale wcale nie zawsze i nie przenika on przez jego filmy, nie jest podstawowym środkiem. Wiesz- właśnie leci mi Sepultura z Pavarottim pomyślałam że to jest idealna definicja kiczu- tyle że nie do końca słownikowa, bo nie widzę urody tej formy. Tandeta. Na szczęście Tarantino tak nie skończy:). Właśnie dla mnie jakby zmienił swój styl mógłby wpaść w kicz, ale on ma duże wyczucie i nawet jak posłuży się kiczem (tak robi to), to wychodzi z tego groteska :P. To tyle, pozdrawiam, przełączyłam bowiem na Slayerka mogę przeczytać w końcu wynurzenia jakiejś osóbki na temat Lyncha ;)
Miłego dnia życzę:)
Srodki sa obiektywne, efekty - subiektywne
Rozwijajac mysl (choc nie wiem, czy to konieczne) - to, jak Ty odbierzesz efekt uzycia danego srodka (w tym przypadku kiczu), zalezy w zasadzie tylko od Ciebie. Mi w odniesieniu do Tarantino nigdy nie przyszlo do glowy slowo "groteska". Trudno mi zdefiniowac, czy bardziej odbieralem to jako ironie, czy jako rodzaj holdu dla danego typu kina. W zasadzie zalezalo od poszczegolnej sceny.
Kiczowatosc - w roznych dawkach - da sie znalezc w kazdym filmie. Powiedz, w ktorych jej nie dostrzegasz, a ja wymienie, co nia jest moim zdaniem. I bedzie sie mozna klocic dalej :-)
Milego dnia Tobie rowniez :)
P.S. "Roots Bloody Roots" nazwalbym dobrym dowcipem :-)
to znajdź kicz w....:>
Nie chodzi o to jak my to odbieramy. Napisałam CI def. kiczu i odesłałam do def. groteski i pastiszu, albowiem właśnie one są określone. Nazywasz to kiczem, co nie jest nim wg owego pojęcia.
Hm- gdzie nie ma kiczu? Nie ma go w 7 pieczęci, nie ma w American Hist.X, nie ma w Nieznośnej lekkości bytu... w wielu....Znajdź mi w tych filmach- to podyskutujemy o zmianie przyjętej definicji;>>.
Co do Sepultrki- cóż, oprócz Aerosmith, Nirvany, Tool... na nich się wychowałam właśnie, a więc...sentymenty, itp, dlatego nie widziałam w tej żenującej wersji nic zabawnego :D. Pozdrawiam;) i miłego wieczorku;
poprawka
Hmm... Ale mi chodzilo o filmy Tarantino (z jego scenariuszem choc :))...
nie tak;)
A to bez sensu:) Albowiem mamy nieco inne wizje i to będzie makbetowskie koło jak tak zaczniemy. Bo Ty nazywasz kiczem, co ja nazywam groteską czy pastiszem. Pozdrawiam. Iwona
no coz, wiec konczymy...
To ja moze tylko dodam, ze rozmawialo mi sie calkiem fajnie.
A dyskusji to sa w zasadzie dwa rodzaje:
Taka, gdzie rozmawiajacy zgadzaja sie od poczatku, i na wyscigi przezucaja sie argumentami "za" przytakujac sobie co rusz...
...i taka, gdzie niezgoda jest od poczatku i zostaje do samego konca.
Takze zdziwilbym sie bardzo, gdybysmy osiagneli jakis kompromis. Ale czasem milo jest podyskutowac dla samej dyskusji ;)
Pozdrawiam raz jeszcze, do przeczytania przy okazji innych filmow, Piotrek...
pojęcia tylko;)
Nie kwestia w kompromisie, a definicji slówek:) Sama tworzę za dużo własnych def.,ale przy reg. pastiszu i grotekski będę obstawała prawidłowej (słownikowej:>>).Pozdrawiam:):)
subiektywne odczucia
Tylko dlatego, ze jest Ci na reke :))))))))
Ech, nie krytykuje, bo sam tez bym tak robil... Pewnie gdyby definicja kiczu byla na reke mi, zacytowalbym ja osobiscie.
A ze definicji jest tyle, ile ludzi (powiedzmy; ludzi z IQ wiekszym niz Busha... :>>) to juz kwestia malo istotna...
Tyle na dzis :-)
A tak:)
Nie zaprzeczam. Tyle ze racja po mej stronie jest:):)Wiesz ja dawno temu doszukiwałam się w Platonie idealizmu i romantyzmu :P. Dostosowałam jaskinię np. też do własnych definicji, ale to było błędne- i miałam świadomość że się mylę :P. Dlatego Platon pozostał dawno za mną i nie przepadam za jego filozofią. Analogia??:):) Dobranoc...a właściwie Dzień Dobry (jak dla mnie w każdym razie:) )
A nie :->
Ano dzien dobry :-)
Wrocilem wlasnie z kilkudniowego urlopu od internetu w rodzinnym Elblagu i oczywiscie na skrzynce az gesto bylo od wiadomosci z filmwebu :-) Dzisiaj dzien walki z postami.
Szukanie filozofii w ksiazkach, czy gdziekolwiek indziej nigdy mnie nie kusilo. Sama sie jakos buduje na codzien. A poza tym czesto moze sie okazac, ze to, w co wierzylismy, nie jest grosza warte. Wiec jak cos do mnie nie trafia, zamiast to odpowiednio interpretowac, po prostu ignoruje ;-)))
Nie licz na to, ze przyznam Ci racje. To jest absolutnie niedopuszczalne a na tym etapie dyskusji wrecz nieprzyzwoite :-D
Cóż...:>
Ja nie oczekuję przyznawania mi racji :P. Nie ma tu czegoś takiego jak argument ostateczny, w końcu zawsze można zanegować sens pojęć i definicji. Tylko że się nim posługujemy. Można je odrzucić i tworzyć własne, ale wówczas ogólnie jakakolwiek dyskusja sensu nie ma. A w kwestii przekonywania? No cóż. Mi nie zależy aby kogoś nakłaniać do swych racji...wiesz... comfortably numb :). Z resztą dyskusja to nie kwestia zmiany poglądów kogoś. Ja po kilku dyskusjach zrozumiałam za co inni mogą cenić obrazy, które ja mam za mało warte. Ale aby to zrozumieć nie można własnymi kategoriami operować. A więc jak chcesz układać własne definicje pastiszu czy kiczu...no cóż...wolno Ci, ale na pewno nie sprzyja to jakiejkolwiek dyskusji:) Pozdrawiam
...a wiec :)
Nie, no w dyskusjach, gdzie chodzi o wartosc jakiegos dziela nie zdarzalo mi sie tworzyc wlasnych definicji. Ale tu rozmawialismy o filmach, ktore cenimy oboje, a temat byl raczej czysto akademicki, wiec tak sobie pomyslalem, ze mozna nieco luzniej go potraktowac :-) Przepraszam, to sie wiecej nie powtorzy ;-)
A poza tym, spojrz na to z drugiej strony. Gdybysmy od razu siegneli do slownika i tamtejsza formulka rozwiazali sprawe, o co by sie tak ciekawie droczylo przez ostatni miesiac?
...i to jest moja linia obrony :-D Do przeczytania.
mhm:>
Haha:) Nio wiesz...faceci ogólnie wychodzą obronną ręką często form."Przecież się tylko z Tobą droczę" <<lol>>. a że ja się ciagle na to nabieram, więc przyznam Ci wbrew sobie rację. A co mi tam!:)Pozdrawiam.
mhm:>
Haha:) Nio wiesz...faceci ogólnie wychodzą obronną ręką często form."Przecież się tylko z Tobą droczę" <<lol>>. a że ja się ciagle na to nabieram, więc przyznam Ci wbrew sobie rację. A co mi tam!:)Pozdrawiam.
Rany, zauważyłaś jakie chamstwo nam zrobili!?!? Cała ta piękna dyskusja w statusach zamieniona na "Re:" :(( Ja nie wiem, jak tak można...
Tarantino??:> TEŻ COŚ!:P
Eh- no wiesz- fani ideologię do Matrixa dorabiają:) To dopiero jest paradox :D:D (pomijam , że z tego co czytałam, duża grupa uważa że matrix to wytwór owego filmu. Jedna z podstaw filozofii przecież. Nie żądam aby każdy wiedział to, ale jeżeli nie wie- to niech nie emanuje ową niewiedzą! Ja np. nie czuję potrzeby wypowiadania się na temat silników samolotów, gdy wiem tyle że pewnie jakieś tam posiadają).
Mniam- Memento i Podejrzani :D::D:D.
Ale jeżeli chcesz ujrzeć styl lynchowski i inteligencję to polecam Lokatora Polańskiego!! Rewelacja!! Z resztą- styl lynchowski to nieco błędne pojęcie- bo Roman P. był chyba pierwszy:) Tyle że zrobił jeden taki film, a nie powielał tego samego w kolejnych.
Aaaaaaaaaa- dla mnie Tarantino nie jest kiczem!! Kicz to np. American Beauty. I to totalny, aleprzy tym to wielki film. Bo jest bardzo inteligentny.
Co do Tarantino- w ulubionych mogłabym wszystkie jego filmy umieścić. Jednak nie umieszczę :P. Bo po co?:) Pozdrawiam;)
Iwona K.
btw- KB? Hm...zapewne chodziło mi o K. Branagha:)...nie wiem w jakim kontekscie to napisałam....choć o ile sobie przypominam to "Ostatecznego rozwiązania" ("Konspiracji"), więc jak najbardziej o niego;)
nie zgadzam się z tobą że filmy lyncha to kicz dla mnie filmy lyncha to arcydzieła pełne wieloznaczności i niedopowiedzeń,najwspanialsze jest to że filmy lyncha można interpretować na tysiące sposobów
krótkie uzupełnienie...
Oglądnęłam raz kolejny ów film. Natomiast pierwszy raz zwracałam uwagę wyłącznie na muzykę oraz zdjęcia. Oba aspekty zachwycają. Doceniłam je już wcześniej, jednak w samej ocenie filmu trudno mi było całkowicie odciąć się od wszelkich nadinterpretacji. Ten film nadal uważam za pusty, chociaż jest to pustka piękna. Pierwszy raz udało mi się zatopić w ów klimat, w końcu się nie śmiejąc i podziwiając zbliżenia. Faktyczny przerost formy nad treścią, ale owa forma jest porywająca, osadzona w mrocznych barwach, które tylko jeszcze większej urody jej przydają.
Nie znaczy to że zmieniłam zdanie o owym filmie. To wyłącznie zabawa w kino i jedyna inteligencja polega na tym że widz może dać się nabrać. To jednak bez znaczenia już dla mnie:)
Hej Arrakin!
To znowu ja. Zastanawiam się nad Twoimi wypowiedziami na temat w/w filmu. Jaka pustka? Wydaje mi się, że czegoś nie rozumiesz i dlatego nie chcąc się sama przed sobą przyznać do tego - wybierasz drogę na skróty kwitując ten film stwierdzeniem "nic nowego", "przerost formy nad treścią". Pomówmy o tym przez chwilkę!
Możemy pomówić. Może być :. ... Jak mi powiesz czego nie rozumiem, to może Ci rację przyznam. Ale może być też tak że Ty nie rozumiesz mego podejścia do pana Lyncha. Ja już nie napiszę kolejny raz o tym...więc...hhmm.. idąc na skróty ...a więc z Tobą już tutaj dyskutowałam: http://filmweb.pl/Lynch,dla,przeintelektualizowanych,temat,Topic,id=159567
:)
A o co mi chodzi z pustką? Trochę o to co sam Lynch twierdzi o swoich filmach, a o tym już pisałam: „nie potrzebna jest inteligencja aby dorabiać ideologię. Z resztą jeśli to byłoby miarą inteligencji, to sens straciłaby w zupełności matematyka, albowiem każde rozwiązanie czegokolwiek na milion różnych sposobów byłoby dawałoby prawdziwy wynik. Tak, nie dotyczy to na tej samej zasadzie kina. Jednak Lynch przecież nie ma określonego planu. Przystępując do realizacji nie wie co zrobi dokładnie (chyba stąd porównanie robienia filmów do łowienia ryb- nie wiadomo co się wyciągnie- to on powiedział, a nie ja :P). Dla mnie jego dzieła są nieco obrazem sposobu jego myślenia.
MD wyłączyłam, bo uznałam za stratę czasu. Kiedyś się zapoznam. Na razie mam ciekawsze filmy i wolę raz 3 w tym tygodniu podziwiać Wywiad z wampirem.
Teraz co do wtórności- jak już mówiłam- granica między snem a jawą jest genialnie pokazana w Lokatorze. Więc po cóż mam sięgać po Lyncha? Poznałam dawno jego twórczość . W podstawówce nie miałam pojęcia za to o tym filmie Polańskiego, więc D.L. wydać mógł mi się oryginalnym. (...)”
(http://filmweb.pl/Pola%F1ski,temat,Topic,id=203650)
I co Lynch sam rzekł: " kierują tym intuicja i uczucie, które trudno wyjaśnić". On sam nie wie co będzie w jego filmie, jeżeli zakładamy ze mówi prawdę, umieszcza elementy, które w chwili umieszczania nie mają konkretnego znaczenia...a potem maniacy starają się dorobić do nich ideologie, nadać im przekaż, jakiego nie miały i, mym zdaniem- nie zyskały. Pisałam to co Lynch powiedział- czyli to że nie wierzy iż Hitchcock dobrze wiedział jak będzie wyglądało jego dzieło, przed rozpoczęciem. Lynch bardzo cenił tę postać, ale tego nie umie (nie chce?) pojąć. A moim zdaniem dlatego A.H. jest geniuszem, A D.L. nie. Lynch daje widzowi jakby szkic i nie dopracowuje swych filmów.
Czy tworząc bez planu można dosięgnąć ideału?? To David mówił o zarysie, nie ja to wymyśliłam.
Co Twym zdaniem jest w Zagubionej autostradzie tak inteligentnego i niesamowitego?? Dla mnie ma ów film wspaniałą formę, ale tylko to. A właściwie- AŻ tyle. Jednak bardziej przekonują mnie filmy, opowiadające o czymś, pozwalające wgryźć się w bohaterów, nie oceniając ich. Czy naprawdę któraś z postaci w Autostradzie przemówiła do Ciebie w sposób niesamowity? Czy mają w sobie jakikolwiek tragizm czy... prawdziwość? Patricia jest wspaniała. Wspaniale filmowane są ruchy jej ciała, zbliżenie na usta i białe zęby, wspaniale pokazane jak się rozbiera w rytm świetnie dobranej muzyki i z pistoletem przystawionym do skroni. To może porwać, ale czy film zagłębia się np. w psychikę jej? Nie czyni tego ani tutaj, ani choćby w Ogniu krocz za mną (znów ostatnio puściłam, jak czytałam Prousta, więc akurat ten podaję). Na czym więc polega potęga jego inteligencji??? Siłą jest forma, nie treść, jeżeli temu chcesz zaprzeczyć- udowodnij że się mylę. Jestem skłonna się przyznać że racji nie mam, jeżeli dasz przekonywujące argumenty ]:-)
Pozdrawiam!:)
Widzę, że nie jest Ci obcy motyw snu w "Zagubionej autostradzie". To dobrze - bo nie trzeba będzie przekonywać, że tak własnie jest. Mylisz się jednak uznając "Lokatora" Polańskiego za film, który jako pierwszy podejmuje tą tematykę. Pierwszy był GENIALNY Bunuel - filmem "Dyskretny urok burżuazji" (1972) lub w zależności jaką przyjmiesz interpretację (sen lub marzenia na jawie) "Piękność dnia" (już w 1967r.) Tak więc trudno Lynchowi zarzucać wtórność, wychwalając skądinąd świetny film Polańskiego. O geniuszu Lyncha może jednak świadczyć to, że fabułę swego filmu oparł o własny oryginalny scenariusz, podczas gdy Polański posłużył się opowiadaniem Topora. Poza tym Lynch "Zagubioną autostradą" przypomniał kinu motyw snu... zaniedbany przez innych i zapomniany na prawie 20 lat!
Wydaje mi się, że za bardzo ufasz temu co mówią inni ludzie. Mając pewne dziennikarskie doświadczenie wiem, że czyjąś wypowiedź można pozbawić kontekstu. Po drugie zastanów się chwilę... i spróbuj znaleźć się na chwilę w skórze reżysera, najlepiej tak specyficznego jak Lynch... Tworzysz filmy, są one całym twoim życiem. Jesteś znana z tego, że filmy te mają pełen tajemniczości klimat... I nagle po raz setny przychodzi do ciebie reporter i pyta się : Jak pani robi swoje filmy? Czy nie na miejscu będzie odpowiedź "Kieruje tym intuicja i uczucie, które trudno wyjaśnić..."? Wydaje mi się, że przytoczone przez Ciebie fragmenty wypowiedzi Lyncha wcale nie dowodzą, że nie panuje on nad materiałem do filmów, które tworzy. Wręcz jest wzorem pedanterii - przed przystąpieniem do pracy ma jasno nakreśloną WIZJĘ przyszłego filmu. Stąd nie wiem jakim cudem znalezłaś jego wypowiedź, w której mówi o tym, że nie ma określonego planu... Być może jest to sposób na określenie koniecznej artystycznej swobody, związanej z improwizowaniem na planie. Lynch wielokrotnie podkreśla, że uwielbia gdy pewne rzeczy modyfikują jego punkt widzenia w czasie kręcenia zdjęć do filmu. Ale tak jest z każdym świetnym reżyserem. Ja gdybym reżyserował też chciałbym mieć taką swobodę. Bardzo ciekawych doświadczeń na tym polu tj różnic między tym, co zaplanowano w scenariuszu pierwotnym, a tym, co ostatecznie znalazło się w filmie - przynosi lektura scenariuszy ulubionych filmów (ja jestem po lekturze scenariuszy Kieślowskiego, Antonioniego i Feliniego - potwierdzają to co powiedziałem powyżej). Zarzucasz Lynchowi, że nie dopracowuje swoich filmów - żartujesz... chciałabyś kawę na ławę, jak w tandetnych produkcjach komercyjnych? Mi zdecydowanie odpowiada ten klimat nie dopowiedzenia, bo dzięki temu można w filmach Lyncha całkowicie się zatopić, utonąć. Otrząśnięcie przychodzi dopiero po chwili. Moim skromnym zdaniem geniusz Lyncha polega na budowaniu tego klimatu. Siedzisz w ciemnej sali kinowej... na ekranie zwyczajna scenka rodzajowa, ale w pobliżu czai się coś nieuchwytnego, zapowiadającego że zaraz może coś się stać. To dlatego na filmach Lyncha słychać jak ludzie powstrzymują oddech, jak siedzą w napięciu... Podobne efekty uzyskiwał niegdyś, wspomniany przez Ciebie, A. Hitchcock. Uważam, że Lynch jest jego godnym kontynuatorem.
Pytasz mnie co moim zdaniem w "Zagubionej autostradzie" jest takiego inteligentnego i niesamowitego? Postaram się pokrótce wyliczyć:
1. Forma - stylistyka obrazu, nawiązująca do klasyki kina (Zawrót głowy). Postmodernistyczne podejście do gatunku - mieszanka: thrillera, filmu psychologicznego, kina drogi, "melodramat".
2. Motyw pętli - co prawda ostatnio oklepany, ale w bardzo niezwykły sposób wykorzystany w tym filmie...
3. Motyw snu - w pewnym momencie kończy się realistyczna fabuła i zaczyna się senna autostrada;
4. Motyw zazdrości - to ona jest motorem w "Zagubionej autostradzie", a główny bohater tylko coraz bardziej się zatraca w niej - jego ukochana żona zamienia się w kobietę fatalną (mówi mu w trakcie zbliżenia na pustyni - "Nigdy nie będziesz mnie miał");
5. Motyw szaleństwa - jako efekt chorobliwej zazdrości;
6. Doskonałe aktorstwo;
7. Klimat tajemniczości, zagrożenia...
8. Muzyka!
Co do zagłebiania się w psychikę bohaterów - Patricia (blond) jest projekcją wyobrażeń Freda; główny nacisk położony został w tym filmie na zgłębianie chorobliwej zazdrości w psychice Freda (łącznie z jej wytworem jakim jest Tajemniczy Mężczyzna). Zgłębianiu kobiecej psychiki (choć może nie do końca...) poświęcony jest "Mulholland Drive". Aczkolwiek takie stwierdzenie w przypadku tego filmu (WARTO GO OBEJRZEĆ) to tylko łatwe uproszczenie.
Pozdrawiam. :)
W temacie... właśnie Autostrada była na Europa- Europa...a ujrzałam znów (hm...przyzwyczajenie do Rammsteina z lat młodszych? ;P ). skończyła się jakiś czas temu, więc będzie szybko albowiem idzie Śmiertelne lato Beckera (hhmm...jakoś kiedyś oglądałam tylko do połowy...i nie wiem dlaczego:))... póki co widzę śliczną Adjani ... właśnie- jak masz Europę- to niebawem będzie Przy drzwiach zamkniętych. Naprawdę polecam!
To tyle wstępu tytułem:)
Co do Dyskretnego uroku- ależ nie, nie. Ja mówiłam o samej formie w tamtym temacie bodajże. I o tej zbieżności Lyncha z Polańskim. Bo w kwestii tematyki i coś wcześniej by się znalazło:) W kwestii synkretyzmu snu i rzeczywistości- tutaj przecież były już musicale;):):):)
Hmm...czy ufam innym? Szczerze to kiedyś irytowała mnie ufność innych w potęgę filmów Lyncha. Co do znalezienia się w jego skórze- to mogę uczynić, bo lubię czytać to co on sam mówi. I dlatego uważam że to nie tyle on, co zabawa jego. Zabawa formą. I, wg. mnie, tak mu się to spodobało, że aż - do czasu Prostej historii (wspaniały!) wpadł w nią, coraz bardziej z filmu na film tracąc sens.
„Wręcz jest wzorem pedanterii - przed przystąpieniem do pracy ma jasno nakreśloną WIZJĘ przyszłego filmu”
Tu mnie zaskoczyłeś!! Jeszcze trochę do momentu, w którym Śmiertelne lato przestałam oglądać... więc poszukam Ci czegoś co sam Lynch mówi, abym nie przekręciła.
HHmm... może z wywiadu dotyczącego „"Mulholland Drive" , a jednocześnie koncepcji filmów jego: „Kiedy aktorzy na planie zaczynają rozmawiać, wczuwam się w atmosferę, pojawiają się pomysły. Z czasem układają się w historię, która mnie fascynuje. Ponieważ jestem takim samym człowiekiem jak wszyscy inni, mam nadzieję, że zafascynuje ona także widzów. Uwielbiam zbierać te wszystkie pomysły, układać je w całość, dzielić się nimi z widzami
(...)W trakcie malowania artysta ma przeróżne pomysły, kreacja podąża w wielu kierunkach, aż do momentu, gdy malarz uzna, że dzieło jest skończone. Uwielbiam chodzić do teatru. Gasną światła, kurtyna się podnosi. Zanurzam się w rzeczywistość, o której nic nie wiem. Myślę, że powinniśmy dawać widzom możliwość przeżycia czegoś podobnego i pozwalać im na swobodną interpretację tego, co zobaczyli”
Widzisz więc- wizja rodzi się w trakcie tworzenia filmu u Lyncha, więc uważam że się mylisz stwierdzając że dobrze wie. Tworzy w trakcie. Powstają z tego dobre obrazy, w samej formie.
On właśnie maluje na planie, a nie przychodzi z gotowym obrazem- przynajmniej tak rozumiem to - przez to także co sam mówi.
On wszystko pozostawia odbiorcy, więc może nie mylą się Ci co widzą w tych dziełach sens, ale w takim razie nie mylą się też Ci, w której grupie ja jestem- czyli widzący pustkę.
Kwestia też tego że przez czas pewien uważałam że można go kochać, nienawidzić.. albo...być wysoce obojętnym. Miłość i obojętność (w takiej kolejności) już za mną. Teraz mogę docenić formę, ale wciąż tylko to.
Hm, może słowo „niedopracowuje” źle użyłam, bo mnie całkiem opacznie zrozumiałeś. Piszesz że lubisz ów klimat- ja także, ale to klimat jaki już Polański zaproponował.
Ja się z Tobą zgadzam że Lynch polega właśnie na budowaniu klimatu- tylko że chciałabym obok owego klimatu dostać też coś więcej- tak jak w Lokatorze czy Dziecku Rosemary .
To co wyliczasz w autostradzie to FORMA!!! Przecież ja raz któryś powtórzę- formy jestem świadoma :P .A Ty piszesz we wszystkich punktach , oprócz 4... i nieco w 5 właśnie o formie i stronie technicznej (aktorstwo) Natomiast w kwestii „motywu zazdrości” -owszem, ale ja uważam że to raczej uzależnienie. Na pierwszy plan wysuwa się erotyzm. Dokładnie pomyślałam o tym samym zdaniu: „"Nigdy nie będziesz mnie miał”
i stanęła mi przed oczami scena jak wstaje i odchodzi. Zazdrość wypływa tu, w mym odbiorze, z uzależnienia zwłaszcza fizycznego. Wszystko inne jest zepchnięte na plan dalszy.
W kwestii sensu, że znów się Polańskim posłużę (aby wyjaśnić o jaką treść mi chodzi :P) ...chociażby np. Wstręt- z kadru na kadr zatapiamy się w psychikę bohaterki. O tyle łatwe, że w końcu to film o schizofrenii (wspaniale ukazanej), ale np. Nóż w wodzie- też łatwo wejść w skórę każdej postaci. Mi chodzi tylko o to że Lynch jest formą, formą bardzo dobrą, ale gdzie treści?? Sam na tyle punktów podałeś jedynie jeden punk dotyczący treści i to wcale nie treści jakiejś wyszukanej czy złożonej. To do czego zazdrość/ urażona duma potrafi doprowadzić widzimy np. W Niebezpiecznych związkach (równowaga treści i formy). W Zagubionej autostradzie Lynch przeplata wciąż jeden motyw- uzależnienia od kobiety i nie prowadzi w inną treść, bo owe szaleństwo chociażby stanowi przecież ważną formę w owym filmie. W nią się przeradza. Dla mnie Zagubiona autostrada na pierwszym planie umieszcza erotyzm właśnie. Pokazany pięknie, a to przez zdjęcia i zbliżenia. Jest w tym piękno i ...łagodność, zaprzeczająca jakby klimatowi , w jakim film jest utrzymany.
Dla mnie to obraz do zapomnienia- tzn. zostają w świadomości kadry, konkretne ujęcia, muzyka... ale czy zostaje współczucie dla jakiegoś bohatera, zrozumienie czy negacja?
Dla mnie nie. Nie pozostawia we mnie ów film emocji, gdy już się skończy. Dawno oglądałam go raz pierwszy. Nie wiem co wówczas uczynił. Wiem natomiast ze oglądając raz kolejny Fight Club odkrywam go na nowo. Podobnie z Wywiadem z wampirem- zatapiam się w jego piękno i chociaż nie jest to obraz złożony, to co np. Lestat mógł czuć nie jest banalne. Natomiast jest dla mnie to co bohater autostrady czuje. Bowiem mamy jeden aspekt zazdrości i reszta to forma...
a jak już o Szaleństwie- widziałeś 3 kroki w szaleństwo??? Pytam, bowiem wiele treści można zawrzeć w krótkich dziełach, świetnie oddać klimat opowiadań i ... zachować wspaniałą formę.
Co do MD..hhmm... może kiedyś sięgnę:):) Póki co ...czekają na mnie książki - najpierw Dziecko Rosemary i może kolejne części Prousta . Więc pewnie zniknę na czas jakiś gdzies z nimi:) Ale na zakończenie:
„Odnosi się wrażenie, że ważniejsza w filmie była dla pana właśnie niezwykła atmosfera, niż same wydarzenia...
- Z pewnością”
I do poczytania zostawiam Ci- o Diunie:) ...swoją drogą najciekawsza z ekranizacji sagi o Arrakis. Lubię ekranizacje, które są inspiracją dla reżysera, wariacją...pewnie dlatego podobała mi się Troja:) Nooo...chyba że jest się k. Branaghiem i rozumie do końca to co ekranizuje, to wówczas zbędne są własne wizje. Tylko...że wizje są ciekawsze. To fascynujące pociąć dzieło na puzzle, ułożyć aby się wszystko tak wspaniale zgadzało i sprawiało wrażenie ze jest wierne oryginałowi (a nie jest)- vidi Hamlet Zaf. i Tragedia Makbeta Polańskiego...no... Diuna Lyncha nie sprawia wrażenia iż jest zgodna z książką, ale póki co- najlepsza!:) No ślicznie...rozpisałam się i chyba minął fragment, od którego nie widziałam:):):) Więc pozdrawiam i uciekam:):)
Aaaa..link:
http://www.diuna.ats.pl/film/wywiady.htm
btw- za wszelkie błędy (raczej może stylistyczne...ale jak są też logiczne, to proszę o wskazanie tych ostatnich:)) ewentualne z góry przepraszam, ale nie ma szans abym sprawdziła to co wypisałam:):) Ha!:)
Miłego początku nocy.
Iwona.
Coś a propos WIZJI Lyncha - chcę żeby to było dopowiedziane - przed realizacją filmu Lynch ma już wizję filmu, której poszczególne elementy mogą podlegać przesunięciom, modyfikacji. Nie chcąc pozostać gołosłownym cytuję za Filmem nr 4 z 1997 r. : "Widzowi pana filmów wydaje się, że może się w nich zdarzyć absolutnie wszystko. Czy przewiduje pan wszystkie zastosowane później rozwiązania już na etapie pracy nad scenariuszem? - Pewne rzeczy przychodzą do głowy już wtedy. Ale czasami pomysł przychodzi dużo później, niespodziewaniei to właśnie jest wspaniałe i podniecające. Pomysł, a potem cała seria radosnych doświadczeń. To właśnie jest kino." Myślę, że błednie interpretujesz jego słowa na temat improwizacji w czasie kręcenia filmu z ogólną wizją kształtu filmu, jaką ma w głowie po napisaniu scenariusza! Każdy tworzy w trakcie - nikt nie ma czysto określonej wizji dzieła artystycznego, bo wówczas nie byłby artystą, a jakimś troglodytą bezmyślnej maszyny (odtwarzającej to co zaplanowane) z umysłem mistrza (nakreśla plan).
Zakładanie, że Z.A. sprowadza się do pięknego ukazania erotyki jest moim zdaniem nadużyciem. Erotyka w tym filmie nie jest celem, ale środkiem. Służy ukazaniu relacji kobieta-mężczyzna. O tym także jest ten film. Zazdrość mężczyzny różni się od kobiecej. To mężczyzna musi udowodnić, że sprosta oczekiwaniom kobiety, a nie na odwrót. Daje to mu złudzenie, że posiada kobietę całkowicie. Jednak ponieważ ona może wybierać spośród innych mężczyzn - wybraniec czuje się niepewny, a to z kolei rodzi frustrację, zazdrość. Tą wiedzę wykorzystuje blond-Patricia i prowokuje Freda mówiąc: "Nigdy nie będziesz mnie miał". Fred chce ją posiadać jak swój saksofon. Kiedy ma ochotę - bierze go i w niego dmie. Kiedy nie ma ochoty - odstawia go na bok... Zapomina jednak, że kobieta to nie jakaś rzecz, że jego żona to inny, niezależny od niego byt. W tym sensie Z.A. jest także filmem bogatym w odniesienia relacji kobieta-mężczyzna (to co napisałem to zaledwie część).
Co do Diuny - nie należę do miłośników literatury fantasy, w związku z tym film mnie nie zachwycił. Nie rozumiem jak mogła podobać Ci się Troja - to co zrobiono z Homerem, woła o pomstę do nieba!
Szkoda, że tak się uprzedziłaś do Lyncha. Zupełnie niezrozumiały jest dla mnie Twój zachwyt nad kinem Tarantino. Ja lubię jednego i drugiego, właśnie dlatego że tak wiele mają ze sobą wspólnego (co za rym ;). Do tego, że Polański jest świetnym reżyserem nie musisz mnie przekonywać, choć nadal twierdzę (kiedyś już o tym pisaliśmy), że miał niejedną wpadkę...
Tu się mylisz- Hitchcock miał. Każdy element miał opracowany. Lynch improwizuje i ja nic nie interpretuję źle, a tylko zestawiam z Mistrzem :P. - Dlaczego niby nie byłby artystą? Coś rodzi się w wyobraźni, potem przenosisz to na ekran. To robił Hitchcock właśnie. Miał całą koncepcje i przetwarzał to w obraz. Nie zmieniał. I dlatego jego filmy są idealne. Można je lubić, albo nie (no, trudno mi uwierzyć że nie, no ale załóżmy), ale nikt nie odmówi im logiczności i idealności formy. Tak jak z Floydami- tez nie ma tam nic niepotrzebnego. I to jest potęga! Stworzyć dzieła idealne w formie i treści! Lynchowi, jak i wielu, daleko do tego. On ma klimat i tyle.
Wywiad, który przytaczasz czytałam i...hhmm... przecież ciągle piszę iż ja wcale inaczej nie mówię. Przecież on twierdzi ze pomysł przychodzi często w trakcie. A gdzie ja inaczej powiedziałam?????? Jest jak dziecko, którego fascynuje co robi. Dobrze się bawi, ale bez większych przemyśleń nie powstanie dzieło bogate w treść. Będzie istniał zarys. On w trakcie robienia filmu, coś umieści, ale nie dlatego że jest to niezbędne, a dlatego że miał pomysł. I powstaje z tego miła forma.
Możesz tak interpretować. To Twoja, jedna z wielu.
Mężczyzna uzależnia się od kobiety i to zdanie ze nigdy jej miał nie będzie nie jest kluczem żadnym. Po prostu stwierdza fakt i to fakt banalny- nie można mieć drugiej osoby. Nic odkrywczego. Nie jest filmem bogatym, nie przeprowadza żadnej psychoanalizy.
Zestaw to z Gorzkimi godami chociażby- tu są takie relacje i przedstawione bogato i nie schematycznie. I wybacz, ale Zagubiona autostrada w tym zestawieniu wypada miernie pod względem psychiki (treści).
To jak mogła i dlaczego- wyjaśniłam na swej stronie, więc nie wiem czego nie rozumiesz konkretnie. Możesz jaśniej? (choć może nie tu:))? Z Homerem nic nie zrobiono, bo wyraźnie zaznaczono że to nie ekranizacja. Każdy kto czytał się chyba zorientuje od razu z resztą.
Hm- nie czytasz widzę co piszę, skoro mówisz że się uprzedziłam... ;P... W podstawówce byłam zafascynowana Lynchem, więc doprawdy nie wiem skąd wziąłeś iż się uprzedziłam :P. Tobie się tak wydaje? Więc wytłumaczę- nie prawda. Po prostu przeszło mi i tyle. Etap ów już za mną. Przechodziłam go jednak, więc mogę zrozumieć miłość względem Lyncha, ale już nie mogę zrozumieć dorabiania do niego inteligencji ponad miarę.
Lynch i Tarantino mają tylko to wspólnego że mają charakterystyczne obrazy. Ale w takim razie należy cały szereg utworzyć: Burton, Tarantino, Lynch, Almodovar, Polański, Herzog, von Trier, itp, itd... są charakterystyczni i nie ważne których się z nich lubi, których nie. To jest fakt.
A Tarantino nie wpadł we własny schemat jak Lynch (aż do Prostej historii). Oczywiście liczę też jako jego filmy, te do których pisał scenariusz:) Potrafił więc zrobić odważną groteskę, na granicy kiczu- Od zmierzchu do świtu, jak i film wspaniały, o który chyba niewielu go mogło posądzić- J. Brown. On zaskakuje. W każdym z jego filmów jest pewna świeżość i cudny humor. Nie ma w nim pustki. Najprostszy chyba z jego wszystkich- Kill Bill też ma więcej formy niż treści, ale jednak treści jest i tak więcej niż u Lyncha.
Kwestia odpowiedniego dobrania proporcji. A tych proporcji nie uzyska się postępujac jak Lynch...może, będąc geniuszem, owszem, ale Lynch nim nie jest. Może być inteligentny, świetnie bawić się obrazem, ale nie jest geniuszem.
Pozdrawiam.
Pierdu, pierdu... Widzę, że nie masz pojęcia o sztuce, o procesie powstawania. Ja interesuję się malarstwem, mam też pewne doświadczenia na tym polu, więc powiem Ci tylko, że to co sobie zakłada artysta na początku - rzadko przekłada sie na efekt końcowy, bo podlega takim procesom myślowym, które modyfikują wcześniej założone plany. I tyle na ten temat.
Idealizujesz Floydów, Hitchcoka, Polańskiego, Tarantino bo chyba jesteś jeszcze zbyt młoda by znaleźć do tego odpowiedni dystans. Ja nie staram się idealizować Lyncha, ale wkurza mnie zarozumiałość osób, które twierdzą, że to co zrobił to pustka, czysta forma itp. pierdoły. O każdym można w ten sposób powiedzieć - przy odrobinie dobrej woli.
To co przedstawiłem Ci na temat treści Z.A. (zdrada,sen) zadaje kłam Twoim i innym spekulacjom na temat rzekomej pustki w tym filmie.
Zarzucasz Lynchowi, że się powtarza, a kto tego nie robił, nie robi... Może gdybyś spróbowała dostrzegłabyś wreszcie, że w sztuce jest to bardzo popularna przypadłość! Zobacz - m.in. Leonardo da Vinci, Veermer, Manet, van Gogh, Dali, Picasso, w kinie m.in. Antonioni, Fellini, Bunuel... Więc jeśli, jak twierdzisz, robi to - chwała mu za to!
Tarantino nie wpadł we własny schemat...(ha!ha!ha!... umieram ze śmiechu). To dlaczego wszystkie postaci z jego filmów są jakby wyciągnięte z jednego worka. No i we wszystkich filmach mamy do czynienia z tą w/w groteską. Wybacz, ale treści żadnych w Kill Bill nie znalazłem - w pierwszej części głupia rzeź, a w drugiej bezsensowna paplanina... Choć film - nie przeczę ma swój klimat. Od zmierzchu do świtu to żenada (i nie próbuj mnie przekonać, że tak nie jest). Jackie Brown jest dobrym filmem, podobnie jak Wściekłe psy. Pulp Fiction to dzieło. Z tym nie będę się spierać. Ale Twoje stwierdzenie o wszechstronności Tarantino jest gruuubo na wyrost. Idąc Twoim tokiem myślenia przedstawię Ci wszechstronność Lyncha - i tak jest autorem antyutopii przemysłowej (Głowa do wycierania), filmu fantasy (Diuna), dramatu psychologicznego (Człowiek-słoń), niebanalnych dramatów o tematyce miłosnej (Blue velvet, Dzikość serca), dwóch seriali - jednego thrillerowatego (Miasteczko Twin Peaks), drugiego - komediowego (Na antenie), thrillerów - w stylu noir (Zagubiona autostrada), psychologicznego (Mulholland Drive) i dramatu obyczajowego (Prosta historia). I co ? - nie jest wszechstronnym twórcą:):):) Tarantino może czyścić buty Lynchowi!!! Póki co, jego geniusz objawił się w Pulp Fiction i ciągnie tę samą pulpę...
Co do "Gorzkich godów" Polańskiego, to jeden z jego nieudanych filmów - pozory głębi, jakoś nie zdarzyło mi się czytać jakiejś pozytywnej opinii o tym filmie. Wieje od niego pustką...:)
Jedyną pozytywną wartością jaką wynoszę z tej naszej dyskusji jest to, że być może będę bardziej krytyczny wobec dokonań Lyncha. Aczkolwiek bardziej krytycznym niż ja wobec kina już chyba być nie można! Tobie także polecam uważne przyjrzenie się ubóstwianym przez Ciebie reżyserom - Polańskiemu i Tarantino. Trochę krytyki na pewno im nie zaszkodzi.
Nie rozumiem i chyba nigdy mi to nie będzie dane jak można gnębić Gladitora i tak pozytywnie - jak Ty - wypowiadać się o Troi. Ale pozostawmy tę sprawę bez komentarza.
To by było na tyle. Wyczerpała mi się chęć przekonywania, więc nasze opinie na wyżej poruszone tematy pozostaną nie zmienione. Potwierdza to tylko moje rozczarowanie ideą forum internetowego! Albo głupiutkie szczebiotanie i peany na temat urody aktorów, aktorek, albo wyczerpujące, pozbawione rezultatów przekonywanie się osób, które nie chcą zmienić zdania (bo i ta forma - pisanie w odległych zakątkach kraju- nie jest przecież ku temu najlepsza). Sorry, ale to strata czasu!
Gorące Pozdrowienia!
Sławek
Przepraszam, ze sie wetne, ale wydaje mi sie Slawsku, ze moze takze Ty powinienes przyjzec sie troche sobie i zdac sobie sprawe, ze obwinianie forum internetowego za nieudolnosc w realizacji procesu przekonywania jednych ludzi do swoich pogladow nie jest zasadne. (takie odnioslem wrazenie) Mysle, ze moze troche Ty jestes za bardzo nieustepliwy w swoich pogladach i za bardzo chcesz przekonac innych, sam bedac malo elastycznym. Bo czemu ktos ma zawsze przyjmowac twoj punkt widzenia. Pamietaj, ze kino to subiektywizm do kwadratu i w takich sprawach prawdy obiektywnej trudno szukac, wiec nie irytuj sie tak za szybko.
No cóż, wiesz co: wyznaczyłeś sobie jakieś kryteria i uważasz że inni też je przyjmują. Proces powstawania sztuki jest indywidualny. Nie każdy ma taki jak Lynch. Mi zarzucasz nie znanie się- na tym to ja Ci zarzucę że nie rozumiesz tego, bowiem ja tylko stwierdziłam fakt, jaki odnosi się to Hitchocka. Interesujesz się jak powstaje i co- więc powinieneś wiedzieć jak Mistrz swe filmy robił. I ja tylko o nim napisałam w kwestii posiadania planu szczegółowego i jego realizacji w takiej formie właśnie.
Trudno z Tobą rozmawiać, skoro nie masz więcej argumentów w kwestii przesłania w LH. To co napisałeś o jego sensie- powiedziałam że jest to sens banalny i tyle. Nie chodzi o powtarzanie się, a sposób ujęcia tematu.
Od zmierzchu do świtu to genialna zabawa, a przekonywać zamiaru Cię nie mam, bo nie warto tego robić.
Co do Lyncha- ja piszę o jego konkretnych filmach. Zaznaczałam że moja ocena jego nie obejmuje Człowieka- słonia, Głowy, Diuny oraz Prostej historii. Jeżeli tego nie zrobiłam w tej dyskusji, to przepraszam. Po prostu tyle razy to już powtarzałam, że dla mnie to oczywiste:)
Tarantino jest , dla mnie, bardziej różnorodny. I nie mylmy pojęć- groteska, pastisz to inne kwestie. On jest prawie zawsze pastiszowy, a groteskę przedstawił w pełni , z ogromem przekoloryzowania, właśnie w Od zmierzchu do świtu tylko. Ale mniejsza o ów film, nie to forum.
Natomiast o Kill Billu napisałam przecież że jest przerost formy, jednak że w treści jest bogatszy niż piękna autostrada. Można się rozpisywać o motywie zemsty, choć to też pretekst do wspaniałego baletu z mieczami. Podobnie kwestia zemsty innej kobiety na zabójcy jej rodziców. Można pisać o zdeterminowaniu dziecka, które wykorzystuje fakt że oprawca był pedofilem. To tak samo jak analizowanie pod względem treści Zagubionej autostrady. Tyle że przy Kill Billu bawię się wspaniale i nie popadam w paranoję wmawiając sobie że to niesamowity film egzystencjonalny. Jest to , przede wszystkim, forma genialna.
Cóż, Polański świetnie przedstawił książkę, genialnie zmieniając zakończenie dodatkowo.
O tym filmie też pisałam na forum i mnie za to śmieszą opinie że film ów jest pusty. No ale cóż. Tutaj więc może dodam tyle iż wyjaśnię że powieść Bucknera rozpoczyna się od ostrzeżenia Fitzgeralda: „Bacz, by się nie zatracić w osobowości drugiej osoby...”. I o tym jest i powieść i książka. Nie rozumiem jak można je nazwać banalnymi, ale o tym pisałam już na tamtej stronie. A więc teraz zestawiając tylko: LH mówi więc o zazdrości/ uzależnieniu. Mówi łatwo, bez jakiejś analizy. Niczym się nie wybija. A Gorzkie gody są filmem pokroju Club Fight (uf, w końcu przeczytałam książkę), tyle że bez humory FC. Są to opowieści o przekroczeniu granic i zachłannym dążeniu do autodestrukcji. Mówią o tym, o czym wielu z ludzi nawet nie potrafi pomyśleć. Lynch to forma, nie zagłębianie się w psychikę.
Hmmm... Wstręt Polańskiego został przez znawców choroby uznany za dzieło niesamowicie dobrze pokazująceschizofrenię. I o to też chodzi- jak zabiera się ktoś za konkretny temat, musi mieć do tego przygotowanie. Nie da się tego formą nadrobić. Może wyjść wówczas dzieło ładne, ale nie jakoś złożone.
Na Polańskiego patrzę krytycznie- vide Pianista.
.
A co do mej krytyczności- o nią się nie martw. Krytyczna jestem. Błędy dostrzegam i nie przewartościowuję filmów. Kocham np. Wywiad z wampirem, ale umiem przyznać że nie jest to dzieło sztuki. Jak już więc bawimy się w pouczenia to ja Tobie polecam to samo uczynić- naucz się oddzielać swe uczucia do filmów, od ich prawdziwej wartości...hhmm... cóż, brzmi sztywno, ale nie musiałeś w ten ton sam uderzać.
A ja nadal nie wiem z czym Ty w mej wypowiedzi o Troji nie zgadzasz się. Zapytałam konkretnie, a skoro wskazać nie potrafisz/ nie chcesz , wiec po co o tym w ogóle wspominasz? A Gladiator? Irytuje mnie takie idiotyczne przeinaczanie historii i uderzanie w ton mdłego patetyzmu. Troja za to nie inspirowana historia, a książka. A to różnica.
A przekonywać? Chyba należy umieć to robić. Z resztą na siłę nigdy się to nie uda. Nie uważam z resztą żeby w ogóle należało kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać - dyskusja to nie reklama telewizyjna.
Czy Ty naprawdę uważasz iż w LH jest więcej treści aniżeli formy??????????????
Pozdrawiam
Za Hichcoka przepraszam - chyba nie zauważyłem. Jeśli chodzi o porównanie Kill Bill z Zagubioną autostradą - to ja zdecydowanie bardziej cenię sobie film Lyncha. Nie będę się spierał na temat Fight Club (zdjęcie nad moim pseudo nie jest przypadkowe!) i Wstrętu, bo zarówno jeden jak i drugi film należą do moich ulubionych.
W Troi irytuje mnie idiotyczne przeinaczanie historii stworzonej przez Homera. Brak bogów, śmierć Achillesa po zdobyciu Troi, śmierć Agamemnona z ręki Bryzeidy, śmierć Menelaosa z ręki Hektora, czas trwania wojny - z 10 lat zrobiono ok. 2,5 tygodnia. Po za tym przekłamania historyczne - liczba statków i wojska w absurdalny sposób przekraczająca skalę starożytnych potyczek. Średnie aktorstwo, zła konstrukcja scenariusza - brak czytelnego podziału na protagonistę i antagonistę, przeniesienie tego konfliktu do obozu Greków (Achilles kontra Agamemnon). Wpychanie miłosnych uniesień na siłę - aż dziw, że Odyseuszowi nie dodano jakiejś kochanki. Moim zdaniem tak się nie postępuje z kanonem sztuki Zachodu, nawet jeśli jak wspominasz film powstał nie jako ekranizacja, ale na podstawie dzieł Homera. To razi w oczy mniej więcej tak, jakby raziło, gdyby np. Gibson przy Pasji zrezygnował z sądu Jezusa przed Piłatem. Kanonu nie powinno się zmieniać!
Co do Gladiatora przyznaję, że przekłamania historyczne istnieją, ale są mniej drażniące. Poza tym ta historia nie jest taka banalna jak wydaje się na pierwszy rzut oka.
Nigdy, w żadnej dyskusji nie powiedziałem, że w LH jest więcej treści aniżeli formy. Chciałem tylko podkreślić, że nie jest to film o niczym. Doskonałej formy jest w nim więcej niż treści (65% formy/35% treści), ale mi ona zdecydowanie nie przesłoniła tego, co się za nią kryje (treść). Nie jest to dla mnie najlepszy film Lyncha - bo uważam, że mistrzostwo osiągnął dopiero w Mulholland Drive. No, ale Ty niestety jeszcze go nie oglądałaś.
Emocje opadły więc mam nadzieję, że coś sobie wyjaśniliśmy. Choć prawdę mówiąc można było od tego zacząć. LH odbieram emocjonalnie, bo bardzo podobał mi się klimat tego filmu. Forma wg Lyncha jest wspaniała, kryje się za nią tyle treści ile potrzeba. Nie jest to dramat psychologiczny (który jako gatunek uwielbiam), ale thriller - w związku z tym treść jest mniej ważna niż klimat zagrożenia itp.
Pozdrawiam
Co do Troji rozpisywała się nie będę, albowiem to nie jest EKRANIZACJA. To jest odbrązowienie bohaterskiej epopeji. U Homera ludzie są niczym. Bogowie się bawią i nie ważne jest życie, śmierć, a bohaterstwo... chociaż przecież to też bogowie potrafią strach sprowadzić, a nie wypływa on z ukształtowania człowieka. Troja jest prawdziwsza, burzy kanon ów. A co mi się w niej nie podoba? Aktorstwo nie najwyższych lotów, ot poprawne, ale taki Pitt znów rozmienia swój talent na drobne, za krótkie sceny walk, jakby pocięte i niedokończone, w końcu przydługie wynurzenia natury „egzystencjonalnej” . I owszem. Za to chciałabym aby monumentalne produkcje szły w takim kierunku i jak na pierwszy krok ku temu, doceniam Troję.
Z resztą epopeja homerowska nie była historią.
Gladiator historią jest natomiast i już gdzieś wyliczałam co mnie drażni, prócz patetyzmu. Co mnie irytuje w kwestii ZMIENIANIA FAKTÓW HISTORYCZNYCH. Hm, taka śmierć Kommodusa np- przeinaczenie historii, aby było bardziej „sprawiedliwie”, patriotycznie i ... „amerykańsko” ...nieeee... tak nie można! Ale mniejsza. Phoenix się popisał na szczęście .
Hm, zestawiając, wolę filmy jak Kaligula już. Skłamałabym mówiąc że mnie ten ostatni nie rozczarował, bo wszystko wręcz sprowadzono do sexualnych dewiacji cesarza. A szkoda. Może jeszcze kiedyś powrócę i przypomnę sobie, ale widziałam dawno w liceum i ...znużył mnie. Nawet budowanego klimatu brak, bo wszystko sprowadza się do sexu i krwi. I tak na zmianę. A jednak to już łatwiej mi przełknąć niż serwowanie tanich wzruszeń.
Historia starożytna jakoś nie ma szczęścia do swych „ekranizacji”. Z ostatnich dzieł, które mi się podobały to Kleopatra z ’99. W końcu historia nie tylko faktów, ale ukształtowana przez wyobrażenia i przez największych opisana- jak Shakespeare. Trudno więc przedstawić ją dobrze. A tu się udało. Zachowano legendę, ale także fakty historyczne.
Z innych, co mi na myśl przychodzą to Lew w zimie (’03), ale to już czasy późniejsze:)
W każdym razie rzecz w tym że historyczność zastępują często nielogiczne, bezpodstawne zmiany, masa uproszczeń i ... niestety, ale patrzenie na historię minioną poprzez pryzmat współczesny. Przenoszenie idei, ocenianie kryteriami obecnymi. A to nie służy filmom.
W kwestii naszej dyskusji... nie emocjonowałam się więc z mej strony opadać nie musiały (hhmm...chociaż... przed snem uświadomiłam sobie ze napisałam chyba tutaj „vidi”, czyli nie ta osoba i forma. Taki mały schiz, w każdym razie zaczęłam odmieniać i...me emocje w sumie tego ściśle tylko dotyczyły:) Hhmm... pewnie po paru latach nie styczności z łaciną takie fobie mijają:))
Natomiast...wiesz co... my się wcale nie nie -zgadzamy zatem tak bardzo co do LH...może od tego faktycznie zacząć należało:) Bo popieram w kwestiach procentów... choć ja dałabym proporcje nie tyle 65 - 35 , co 80... no, jakoś tak:) Ale to tylko cyferki, więc coś nie ważnego szczególnie;)
Tak czy inaczej dwa razy widziałam go w ciągu niecałego tygodnia i wciąga mnie w swej formie. Hhmm... Hero nie kocham także bynajmniej za treści. Procenty jakie podałeś dla mnie idealnie pasują dla owego obrazu. To też forma...chociaż może w ogóle nie powinnam tego przywoływać, bo to jednak malowanie obrazu, nie tylko film. Mmmmmm...każdy kadr wręcz mogłabym powiesić na ścianie, zachwycając się doborem barw i pięknem....
A w kwestii Autostrady- pewnie nie raz jeszcze ujrzę. Dzikości serca już np. nie włączam...mimo że to ten film właśnie niegdyś mnie przyciągał jak magnes. Heh, chociaż kwestie wypowiadane przez Cage’a i jego kreacja pozostają w pamięci na zawsze ;);)
Pozdrawiam!:)
Pokud umíš česky, tak si přečti fórum na http://www.lapiduch.cz/klub.php?klub=lost_highway a třeba změníš názor :-)
Cała powyższa dyskusja nie jest niczym więcej, jak jedną wielką pomyłką. Po pierwsze - mylicie pojęcia, nie potraficie jasno zdefiniować groteksi, kiczu, pastiszu (polecam słownik języka polskiego - to tak na początek - jeśli nie macie kasy to ściągnijcie z DC++ - będziecie mieli od razu cały zestaw, a i skończy się irytacja przy wertowaniu kartek, klik i już wiecie co zacz pastisz jest :). Po drugie - nawet w obrębie własnych, często (choć nie zawsze) niepoprawnych definicji, przeczycie samym sobie - wasze gusta obejmują dużo szerszą płaszczyznę, niż sami jesteście skłonni to przyznać - po prostu krytykujecie jeden film, ceniąc zarazem inny, będący w kategoriach kiczu, groteski etc. ekwiwalentem pierwszego, a jedynie inaczej zrobiony, mający odmienną fabułę, a mimo to - w waszym systemie interpretacyjnym, jednakowo (dajmy na to) kiczowaty... Trochę więcej konsekwencji panie i panowie :)
Oh...zbyt pięknie wydane posiadam tomy słownika języka polskiego, abym z półki je śmiała ruszać :P. W końcu uwielbiam biblioteczki, obsypane majestatycznie lekkim kurzem. Twa rada więc nad wyraz przydatna z tym klikaniem :P
A serio to temat był o Lynch-u, a o nim jest dyskusja z Panem Li, więc Tobie polecam konsekwencję i pisanie w temacie, zamiast wtrącanie się do dyskusji, której przedmiotem stało się dziwaczne przekomarzanie :P
Sama tu jak najbardziej oficjalne definicje podałam... więc nie wiem co w tym masz ”niejasnego” ,skoro to def. zaczerpnięta ze słownika (cóż, należało samemu najpierw zajrzeć, zamiast zaczęło się „dobrych rad” udzielać ). Jednak wyjaśnię iż owa dyskusja to raczej fanaberia, jak z innych naszych rozmów mogę wywnioskować. Więc akurat niekonsekwencję rozumiemy myślę sami:) Nie należy jej zatem wyjaśniać. Dlatego też
pisz o panu D.L. skoro tego forum dotyczy :) A to nasze dziecinne przekomarzanie zostaw nam ;) Chyba iż też chcesz coś dorzucić o Tarantino, bo to chyba o niego chodziło... Natomiast pomyłką jest więc Twój wpis, jak już mamy uderzać w ton zaproponowany przez Ciebie ]:-) No, chyba że podasz konkretny cytat, na poparcie Twych teorii...bo ja chociażby owej dyskusji czytała nie będę, albowiem nie za wiele było w niej powagi...
Pozdrawiam:)