Jak to zwykle bywa, film nie dorównuje swoim pierwowzorom. Ale nie jest zły, ma kilka klimatycznych momentów i niezłe sceny gore (pod tym względem lepiej stoi od "TCM"), jak na te lata. Ogólnie film średni. Te wczesne slashery to dla mnie jeszcze nie to...
Jak zwykle, zapominam o czymś. Przydałaby się możliwość edycji postów. A tym razem zapomniałem dopisać, że krokodyl był strasznie gumowy! Jak z reklamy z tym dzieciakiem, co babcia się go pyta przez telefon, czy nadal chce dostać krokodyla...
Krokodyl jest najlepszy w tym filmie he he. Zwłaszcza w scenie finałowej ;). Klasa B w pełnej krasie. Parę lat później, w dobie cyfrowej rzeczywistości Pan Hooper wyczaruje za to krokodyla giganta, który połyka ludzi w całości a póżniej ich wypluwa w jednym kawałku. A wracając do "Eaten Alive" moja ocena to 4 z plusem/10, podobnie jak i ocena dla całej twórczość autora tego "dzieła".
PS. Reżyser podpisał się też pod muzyką w filmie, która brzmi jak eksperymenty naćpanych art rockowców.
Jest coś w tym filmie z Psychozy i TCM ale niebardzo mnie przekonał ten film, poza kilkoma dobrymi momentami raczej się nudziłem.
Warto dodać,że inspiracją dla autorów filmu była autentyczna postać seryjnego zabójcy,który zwał się Joe Ball.Miał on dwie pasje :kobiety i aligatory,które karmił zwłokami tych kobiet.Pierwszy raz przeczytałem o nim w książce Joanny Białeckiej"Czarny leksykon"(mojej pierwszej książce o seryjnych zabójcach),miałem wtedy kilkanaście lat.Teraz o człowieku zwanym "Aligatorem" można poczytać także w necie.