Od wtorku we niemieckim Cottbus trwa Festiwal Młodego Kina Wschodnioeuropejskiego
Po upadku komunizmu nagle wzrosło na Zachodzie zainteresowanie kulturą zza żelaznej kurtyny. W 1990 r. wykorzystało to właśnie łużyckie Cottbus (Chociebuż). Początkowo prezentacje kinematografii postkomunistycznej adresowano do kinomanów i krytyków zachodnich, dla których przestawaliśmy być egzotyczni. Szybko jednak okazało się, że wobec zalania kin w krajach Wschodu produkcją amerykańską - częściowo świetną, częściowo tandetną - nawet kraje blisko sąsiadujące przestały wiedzieć, jakie filmy powstają tuż za granicą.
W tym roku w konkursie głównym zobaczymy dziesięć filmów fabularnych z siedmiu krajów. Oceni je międzynarodowe jury, któremu przewodniczy niemiecki reżyser Andreas Dresen, a Polskę reprezentuje scenarzysta
Maciej Karpiński.
Regulamin dopuszcza do konkursu tylko pierwszy, drugi lub trzeci film reżysera. Z filmów polskich Cottbus wybrało
"Trzeciego" Jana Hryniaka z tytułową rolą
Marka Kondrata. Wśród konkurentów najgroźniejsze wydają się następujące filmy:
"Johanna" Węgra Mundruczó,
"Pierwsi na księżycu" Rosjanina Fiedorenki,
"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Czecha
Zelenki i
"Od grobu do grobu" Słoweńca Svitkovicia.
Wajda i
Zanussi znajdą się (wraz z
Kolskim,
Glińskim i innymi) w sekcji Spektrum wyświetlającej filmy głośne i ważne, gdyż taki jest, zdaniem festiwalu, film
"Solidarność, Solidarność..." złożony z 13 krótkich tematów upamiętniających ćwierćwiecze powstania "Solidarności". Druga pomysłowa sekcja boczna, nazwana Narodowe Hity, prezentuje te filmy narodowe, które w swoim kraju osiągnęły maksimum frekwencji. W tym trybie znalazł się w Cottbus
"Karol - człowiek, który został papieżem" Giacomo Battiato.
Obiecującą funkcję pełni Forum Connecting Cottbus - spotkanie scenarzystów i reżyserów z producentami. Przyjeżdżają ze swoimi projektami, by skusić zagranicznych inwestorów.