78. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes rozpoczął się z wysokiego C… chciałoby się napisać. Na razie jednak tylko się rozpoczął. Na otwarcie imprezy pokazano francuski musical "Partir un jour" w reżyserii Amélie Bonnin. Daria Sienkiewicz pisze, dlaczego od teraz na Lazurowym Wybrzeżu może być już tylko lepiej. Przeczytajcie naszą recenzję. Fragment recenzji filmu "
Partir un jour" znajdziecie poniżej. Cała jest dostępna na jego karcie
POD LINKIEM TUTAJ.
A wszystkiego, co warto wiedzieć o tegorocznej edycji festiwalu w Cannes, dowiedzie się
POD LINKIEM: Co trzeba wiedzieć o imprezie? Filmweb już na posterunku. Cukier i inne namiętności autorka: Daria Sienkiewicz
Cztery lata temu festiwal filmowy w Cannes otworzyła samoświadoma komedia grozy o zombie i kinie klasy Z ("
Cięcie!"). W następnych edycjach zobaczyliśmy kolejno: pseudofeministyczny romans kostiumowy dumnej przeciwniczki ruchu #metoo ("
Kochanica króla Jeanne du Barry"); naprawdę udaną metanarracyjną satyrę na
cancel culture i Hollywood od francuskiego mistrza figlarstwa ("
Drugi akt"), aż wreszcie, w 2025 roku, boomerski debiut opowiadający o kolejach życia i gotowaniu w wersji europop. Co z tego wszystkiego wynika? W zasadzie nic – poza tym, że film otwarcia najbardziej prestiżowego festiwalu na świecie to niemal zawsze strata czasu, zawód lub nieśmieszna pomyłka, kończąca się gorliwymi modlitwami krytyków o to, aby przyszłe produkcje w terminarzu okazały się już tylko lepsze. Tak właśnie jest z "
Partir un jour" – mdłym, choć momentami zabawnym melodramatem
Amélie Bonnin, który w pierwszych minutach filmu nieoczekiwanie przeobraża się w wykręcający wnętrzności z krindżu musical. "Alors on danse!" – śpiewa bohater już w pierwszej scenie, ale na sali kinowej, o dziwo, nikt nie chce tańczyć…
Być może to głośna premiera "
Emilii Perez"
Jacques'a Audiarda na zeszłorocznym Cannes zainspirowała i zmotywowała debiutującą reżyserkę, by sięgnąć po gatunek musicalu, a "
Partir un jour" to jeden z pierwszych symptomów tej ogarniającej Francję muzyczno-filmowej obsesji. Miejmy jednak nadzieję, że nie. Oglądając "
Partir un jour", ma się bowiem wrażenie, że wstawki śpiewno-taneczne zostały dopisane w scenariuszu gdzieś na szarym końcu produkcji, po tym, jak ktoś doradził
Bonnin i jej współscenarzyście
Dimitriemu Lucasowi, że jeśli to zrobią, całość wyjdzie na pewno bardziej świeżo, żywotnie i ciekawie. Spoiler: stało się na odwrót. Reżyserka, zupełnie jak protagonistka filmu – Cècile (
Juliette Armanet) – nie wie, czy słuchać się głosu rozsądku czy serca. Wszystko, co w filmie pozuje na młodzieńcze i pełne werwy, podszyte jest sentymentalizmem i lękiem przed kryzysem wieku średniego. Wynika to właściwie już z samej linii fabularnej: Cècile, laureatka słynnego kulinarnego reality show i szefowa kuchni ekskluzywnej restauracji w Paryżu, niemal jednocześnie dowiaduje się, że jest w ciąży, a jej ukochany tata po raz trzeci otarł się o śmierć.
Całą recenzję filmu "Partir un jour" można przeczytać TUTAJ.