GDYNIA 2024: Widzieliśmy "Pod wulkanem" Damiana Kocura. Czy film o wojnie może być antywojenny?

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/GDYNIA+2024%3A+Widzieli%C5%9Bmy+%22Pod+wulkanem%22+Damiana+Kocura.+Czy+film+o+wojnie+mo%C5%BCe+by%C4%87+antywojenny-157394
GDYNIA 2024: Widzieliśmy "Pod wulkanem" Damiana Kocura. Czy film o wojnie może być antywojenny?
Za nami pokaz nowego filmu Damiana Kocura "Pod wulkanem", który nie tylko walczy o Złotego Lwa na tegorocznym FPFF w Gdyni, ale też został polskim kandydatem do Oscara. My już film widzieliśmy i dzielimy się swoimi wrażeniam. Poniżej znajdziecie fragment naszej recenzji autorstwa Jakuba Popieleckiego, a całą można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.

Łukasz Muszyński natomiast porozmawiał z Damianem Kocurem. Reżyser opowiedział między innymi, jak pracował nad realizmem swojego filmu i czym jest dla niego autentyczność w kinie. Zdradził też, co go na planie kompletnie zaskoczyło. Posłuchajcie. 

Damian Kocur: Czy Polakowi wolno kręcić film o wojnie w Ukrainie?





recenzja filmu "Pod wulkanem"


War-exclusive
autor: Jakub Popielecki

Nie dam głowy, ale w "Pod wulkanem" chyba nawet nie pada słowo "wojna". A nawet jeśli, to na pewno nie tyle razy, co słowo "powerbank". Francois Truffaut stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak film antywojenny – bo każdy film o wojnie, zamieniając wojnę w spektakl, siłą rzeczy staje się prowojenny. A jednak Damian Kocur (poniekąd) wymyka się z tej pułapki. "Pod wulkanem" jest bowiem filmem o wojnie – ale bez wojny. Nad bohaterami krąży widmo rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale to widmo, które nie materializuje się na ekranie i pozostaje poza kadrem jako groźne Niewypowiedziane. Zamiast wojny są tymczasem… wakacje. Ale – tropem Charlotte Wells w "Aftersun" – Kocur proponuje kino wakacyjne w trybie all-exclusive: kluczowy fabularny fakt zostaje przez kamerę przegapiony, a bohaterowie chodzą wokół tematu na paluszkach w mało urlopowych nastrojach. Paradoks: manifestując, że jest tylko wycinkiem rzeczywistości, "Pod wulkanem" wypada tym bardziej realistycznie.


Jasne, przyznam: fabularny punkt wyjścia zachęca, by przewrócić oczami. Pod tym względem "Pod wulkanem" przypomina zresztą poprzedni film Kocura, "Chleb i sól". Tam chopinowski pianista obserwował, jak prowadzony przez imigrantów punkt z kebabem staje się papierkiem lakmusowym małomiasteczkowej tolerancji. Tutaj rodzina Ukraińców utyka na Teneryfie podczas rosyjskiej inwazji na ich kraj. Taki hasłowy skrót fabuł robi jednak obu filmom niedźwiedzią przysługę, bo brzmi – w złym sensie – nagłówkowo. Sugeruje, że Kocur kalkuluje, jak tu podpiąć się pod głośne tematy i zrobić Ważne Kino po linii najmniejszego oporu i największego wykrzyknika. Tam: Chopin, kebab, imigranci! Tutaj: Ukraina, Rosja, Teneryfa! A tymczasem diabeł tkwi w szczegółach. "Pod wulkanem" – podobnie jak "Chleb i sól" – właśnie w bogactwie szczegółów szuka drogi ucieczki od oczywistości i uproszczeń. 

Kluczowa jest tu metoda Kocura, który dyskretnie zaciera granicę między aktorem a naturszczykiem, między sytuacją zainscenizowaną a sprowokowaną. Kiedy pozaekranowa rzeczywistość zdaje się niebezpiecznie naginać ramy ekranowego realizmu – aktorzy nie tylko grają pod własnymi imionami, ale też brak między nimi rodzinnego podobieństwa – Kocur robi z tego faktu temat, sprytnie wyciskając z niego kolejne ekranowe napięcia. I zamiast zbyć sprawę deklaratywną linijką dialogu, zasiewa – mimochodem, w półsłówkach oraz strzępkach rozmów – ziarenka konfliktów, które powoli sobie pączkują, swędząc i kłując, póki w końcu nie wybuchną. Całe "Pod wulkanem" składa się z takich właśnie spiętrzających się skrawków życia: scen, które (imponująco) wydają się raczej zaobserwowane niż zagrane. Na ten efekt pracuje też ekranowy punkt widzenia. Niczym we wspomnianym "Aftersun" – albo takich filmach jak "Lato 1993" Carli Simon czy "Totem" Lili AvilesKocur pokazuje ten trzeszczący w posadach świat oczami dziecka. 

Całą recenzję filmu "Pod wulkanem" znajdziecie POD LINKIEM TUTAJ

"Pod wulkanem" – fabuła



"Pod wulkanem" to wnikliwy obraz stanu emocjonalnego młodej, inteligenckiej, ukraińskiej rodziny Kovalenków, którą wybuch wojny zastaje ostatniego dnia wakacji na Teneryfie. Ich powrót do Kijowa okazuje się niemożliwy. W jednej chwili z turystów stają się uchodźcami.