Sputnik nad Warszawą: Kompania straży nocnej

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Sputnik+nad+Warszaw%C4%85%3A+Kompania+stra%C5%BCy+nocnej-47530
Zmęczony klasycznymi filmami, w których nagromadzenie metafor, paraleli, symboli i mgieł metafizycznych mogłoby wykończyć nawet Krzysztofa Zanussiego, wybrałem się na dwa największe przeboje rosyjskiego kina w ostatnich latach: "Straż nocną" i "9 kompanię". Oba tytuły wyrażają świetnie nową mentalność tamtejszych reżyserów: hollywoodzki rozmach zatopiony w rzeczywistości Moskwy i okolic. Jak ktoś chce być na siłę ambitny i na poziomie, może sobie do tego dodać rosyjską duszę.

"Straż nocna" to ekranizacja powieści fantasy autorstwa Siergieja Łukjanienki, który na wschodzie jest ponoć popularniejszy niż J.K. Rowling. O co chodzi? We współczesnej Moskwie koegzystują dwie potężne frakcie: Światła i Mroku. Obie grupy stoczyły ze sobą przed laty wielką bitwę, w wyniku której ustalono strefy wpływów. Dziś Jasność i Ciemność kontrolują się nawzajem, aby przypadkiem żadna z nich nie stała się zbyt potężna. W konflikt miesza się przypadkowo Anton, który chciał wykorzystać czarną magię do zemsty na niewiernej żonie. Nie wiedział, że tym samym na zawsze odmieni swoje życie.

Ten zrobiony za niewielkie pieniądze film (5 milionów dolarów) mógłby spokojnie konkurować z amerykańskimi produkcjami pod względem wizualnych błyskotek. Reżyser Timur Bekmambetow, który dziś kręci brawurowe akcyjniaki z Angeliną Jolie, w "Straży nocnej" urządza popis sztucznych ogni. Większość numerów kojarzy się co prawda z hollywoodzkimi blockbusterami, ale za każdym razem twórcy dodają od siebie niepowtarzalny sznyt. Tym bardziej szkoda, że biegłość we władaniu obrazem nie przekłada się na umiejętność prowadzenia fabuły. Zachłyśnięty możliwościami technicznymi Bekmambetow zupełnie zapomina o historii (która jest nieczytelna) i bohaterach (zazwyczaj nieciekawych). Namolni dostrzegą tutaj nawiązania do Bułhakowa, ale szycie poważnych metafor wydaje się bezcelowe. Chodzi przecież o klimatyczną akcję! W trakcie Sputnika będzie też można zobaczyć kontynuację "Straży nocnej", czyli "Straż dzienną". Oba filmy wyświetlano już zresztą w naszych kinach, a teraz łatwo je dostać na DVD.

Powtórką z repertuarowej rozrywki był też seans "9 kompanii" w reżyserii Fiodora Bondarczuka. Łysy reżyser jest synem Siergieja, zmarłego przed 14 laty nestora kina. To właśnie Bondarczuk Senior do spółki z paroma innymi twórcami w latach 50. odcedził radziecki film z propagandowego sosu. Fiodor nie ma potrzeby przeganiania ojca i kręci sprawną komercję. "9 Kompania" opowiada historię grupy żołnierzy, którzy trafiają do ogarniętego wojną Afganistanu. Wcześniej jest jednak morderczy trening, pierwsze przyjaźnie i erotyczne doświadczenia.

Znów mógłbym wymienić całą litanię tytułów, z których Bondarczuk czerpał pełnymi garściami. Zrobili to jednak za mnie inni mądrzy krytycy, więc przeskoczę od razu kwestii najbardziej kontrowersyjnej. Seans "9 kompanii" będzie udany w zależności od tego, jak bardzo obchodzi nas ideologiczne mięso filmu. Reżyser każe nam bowiem współczuć najeźdźcom atakującym podstępnie  inny kraj. Równie dobrze mogłaby to być historia carskich siepaczy najeżdżających w 1794 r. Polskę. Bondarczuk broni się, że chodziło mu o pokazanie tragizmu młodych chłopców, którzy idą walczyć, nie wiedząc za bardzo po co i o co. Niestety, tego w filmie nie widać. Widzom pozostaje więc pierwszorzędne wykonanie i historia męskiej przyjaźni, czyli to, co tygrysy (i tygrysice) lubią najbardziej.

Jutro sprawdzimy, jak po latach ogląda się Eisensteina. Nie zabraknie też relacji z nowego (mniej komercyjnego dla odmiany) kina rosyjskiego.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones