Trochę przekornie, ale mam nadzieję, że na swój sposób trafnie będzie stwierdzić, że fakt, iż na Rickmana nie padł nawet cień nominacji do Oscara, tylko dowodzi wielkości jego aktorstwa :)
Zgadzam się. Osobiście uważam, że bardziej znaczącą nagrodą jest BAFTA i z tego co pamiętam, to z tą nagrodą Alan miał styczność :) Oczywiście cała ta oscarowa gala jest głośniejsza i bardziej komercyjna. Oscary jednak nie są jednak zbyt wiarygodne. Rozbraja mnie, gdy jakiś aktor jest nominowany raz do Oscara, raz do Złotej Maliny i tak na zmianę.
Jednakże byłoby miło zobaczyć Alana odbierającego Oscara i myślę, że w jego przypadku byłoby to całkowicie zasłużone :) i Akademia, przyznając mu tę nagrodę, pokazałaby również swoją klasę.
Nie tylko tegoroczne oscary tego dowodzą - zawsze był to raczej ranking popularności niż rzetelna ocena kunsztu. A że czasem przypadkiem trafiały w zasłużone ręce... I gdybyż tak przypadkiem, taki całokształcik twórczości na przykład... Ech, marzenie.
Alan jest jednym z niewielu aktorów, jeśli nie jedynym, dla którego przewijam sceny w oglądanych filmach tylko po to, by móc podziwiać raz po raz nieznaczne drgnienie kącika ust, niezauważalny niemal ruch ręki, grymas przebiegający jego twarz w przeciągu ułamka sekundy, usłyszeć jeszcze raz wypowiadaną kwestię - te wszystkie elementy jego kunsztu aktorskiego, za które tak go cenię. Żeby zaś dostać oscara, zalecane jest rzucać się, krzyczeć, wpadać w histerię, zalewać się obficie łzami lub popaść w paranoję. A gra Alana złożona jest z samych subtelności. "Niestety".
Cholibka, chyba skopiuję gdzieś Twoją wypowiedź, jest po prostu idealna. Dokładnie cały geniusz Alana oddany w idealnych słowach, dzięki! :)
w roli Rasputina nie był już taki subtelny. Według mnie jedna z najlepszych jego ról.
Jeśli nie oglądałaś jeszcze Sound of the Lunch to mega polecam właśnie dla oglądania tych szczegółów, detali, subtelności i niesamowitego aktorstwa.
"Song of the Lunch" - widziałam, genialne :) co do Rasputina, to również nie próbuję odmówić Ci racji ;)