Strasznie zadufany w sobie. Jego twórczość ma się nijak do filmów Polańskiego, czy Kieślowskiego. Człowiek, który swoją karierę zawdzięcza paru adaptacjom filmowym szkolnych lektur, które do tej pory siłą pokazywane są znudzonym, przysypiającym uczniom. Prawda jest taka, że jeszcze tydzień temu 99,9% z ludzi nie umiała poza Weselem, Panem Tadeuszem i Katyniem (z którymi zapewne też zapoznali się w szkole, kiedy polonistce nie chciało się poprowadzić normalnych zajęć), żadnych jego filmów, a teraz każdy po kolei wierny fan wielbiciel i "uh uh Wajda, taki wspaniały, wielki reżyser".
Wybitni reżyserzy za to doceniali filmy Wajdy. .Steven Spielberg (zgłaszając Andrzeja Wajdę do honorowego Oscara ):
Przykład Andrzeja Wajdy przypomina nam, twórcom filmowym, że czasem historia może wystawić naszą odwagę na niespodziewaną i poważną próbę, że widzowie mogą oczekiwać od nas podniesienia na duchu, że możemy stanąć przed koniecznością zaryzykowania kariery w obronie godności naszych społeczeństw.
Martin Scorsese (w „Guardianie”, 2015): Scorsese: „Na filmach Wajdy uczyłem moich aktorów.” Dalej Scorsese mówi
„Oglądając każdy z filmów Wajdy, byłem pod wrażeniem jego mistrzostwa. Z [wojennej] trylogii Wajdy największe wpływ wywarł na mnie „Popiół i diament”. Zapowiadał on nadejście wielkiego reżysera. To był jeden z ostatnich filmów pokazujących prawdziwe dziedzictwo tego, jak wpłynęła wojna na Wajdę i na jego naród.Był dla nas wprowadzeniem do całej szkoły filmowej związanej z tym, co produkowała kinematografia Związku Radzieckiego, ale wyraźnie od tego różnej. Dał nam także Zbyszka Cybulskiego, wybitnego aktora i nową ikonę pokolenia.”
Ingmar Bergman (w liście do Wajdy, gdy ten odbierał w 1990 r. Europejską Nagrodę Filmową za dokonania życia):
„Pańska sztuka nie byłaby możliwa bez miłości. W każdym ujęciu, w każdej scenie, Pańska sztuka promieniuje miłością do swego zawodu, do swego kraju i do człowieka. Jest Pan jednym z ostatnich, którzy wciąż walczą o kulturę europejską, wierni do śmierci swojej wizji. Jestem dumny, że ja również mogę brać udział w tej walce i ściskam Pana gorąco.”
Jarosław Iwaszkiewicz (w liście do Wajdy z Paryża o „Brzezinie”):
„Uważam, że tak pięknie to zrobiłeś, jak pisał „New York Herald” – wiernie duchowi Iwaszkiewicza. A wszystko Twoje w tym filmie (Malczewski, cała Wielkanoc) tak cudownie zlewa się z moim. Bardzo Ci jestem za to wdzięczny i niezmiennie podziwiam twoja intuicję, Twoją twórczość, wszystko to, co sprawiło, że moje opowiadanie stało się Twoim filmem. To, co napisałeś o „Pannach z Wilka”, szczególnie mnie uderzyło: tyle światła. Tak, to jest to”. Natomiast Elia Kazan tak powidział, gdy spotkał w Paryżu Wajdę „Czy to pan zrobił film, który dzieje się w ciągu jednej nocy?”, pomyślałem natychmiast, że chodzi o „Popiół i diament”. Okazało się, że miał na myśli „Wesele”: „Kto panu napisał taki dobry scenariusz?”. I co z tego, że lektury, a poza tym byl wyśmienitym reżyserem teatralnym dokumentalistą np „Umarła klasa” o Kantorze i jego teatrze. Jest w internecie o tym dla czego w filmie Lotna z szabelka na czołgi, Wajda dokadnie to wyjaśnia, odpowiadając na pytanie zadane przez młodego człowieka, o ekranizacji lektór też mówi. Linku do tego nie podam, bo uważam, ze trzeba się trochę wysilić, a jak się chce to się znajdzie. Jest nawet o słynnym przedstawieniu Wajdy z Teatru Satarego „Biesy”, o wspaniałych recenzjach i sukcesie po wystawieniu spektaklu w Londynie, Pozdrawiam
Miło mi, dziękuję :) A tak na marginesie, ludzie wypowiadają się tutaj o kimś, o jego twórczości, nie mając zielonego pojęcia o tej osobie, jej dorobku artystycznym, dokonaniach. No cóż...
Każdego kto ma odmienne zdanie nazywasz prymitywnym?
Wajda ma zachwycać i już?
Moze Scorsese i Bergmana zachwycał, mnie nie zachwyca podobnie jak autora wątku.
Uznanie dla Wajdy na zachodzie chyba bardziej wynikało z poprawności politycznej niż z szczerego podziwu.
Czasem dyskutuję z miłośnikami kina z różnych krajów europejskich i jeszcze nigdy nikt nie wspomniał Wajdy. Nazwisko Kieślowskiego pada a i owszem nawet stosunkowo często. Już chyba Agnieszka Holland jest bardziej znana czy pokolenie młodych twórców.
Wajda nie tylko wybitny reżyser filmowy, ale też teatralny, a do swojego filmu Piłat i inni zaprojektował też kostiumy i dekoracje. By świetnym rysownikiem. Człowiek można powiedzieć renesansu. Sołżenicyn chciał, żeby Andrzej Wajda wyreżyserował według jego powieści "Czołgi znają prawdę"( chodziło o bunt jeńców w jednym z obozów radzieckich) film, napisał do Wajdy do Francji z Ameryki, bo tam już mieszkał, Wajda kręci akurat „Dantona” 1982 rok to był. Wajda dostał by pieniądze od amerykańskiego producenta wszystko, tylko kręcić. Mocno się zastanawiał pan Andrzej i jego żona Krystyna nad tym, ale gdyby się tego podjął, nie mógł by w tamtym czasie wrócić do kraju i niestety musiał odmówić. 1972 roku Wajda założył Zespół Filmowy „X”, którego był kierownikiem artystycznym, świetne filmy tu powstawały na przykład Wielki bieg, reż. Jerzego Domaradzkiego, Kobieta samotna, reż. Agnieszka Holland, Wodzirej, reż. Feliks Falk, Matka Królów Zaorskiego, czy Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego 1982. Pod koniec 1982 i na początku 1983 roku z inicjatywy organizacji partyjnej przy Przedsiębiorstwie Realizacji Filmów „Zespoły Filmowe” doszło do weryfikacji istniejących jednostek. Zespołowi „X” zarzucono działalność opozycyjną. Dyrektor Przedsiębiorstwa wysłał wypowiedzenie pracy w charakterze członków kierownictwa Wajdzie, Pec-Ślesickiej, Michałkowi. Zespół został rozwiązany 1 maja 1983 roku. Między innymi rozwiązano go, bo Wajda zezwoli na nakręcenie Bugajskiemu Przesłuchania. Zespół „X” zrealizował 44 filmy pełnometrażowe i 35 filmów telewizyjnych. Po latach Feliks Falk wspominał fenomen Zespołu, starając się określić ducha tej instytucji: „W X-ie była duża poczekalnia, gdzie siedziała sekretarka. Ludzie tam przychodzili, siadało się, rozmawiało i było przyjemnie. Myślę, że zespół powinien być także do tego. Nie tylko do załatwiania spraw urzędowych, ale po to, żeby wypić kawę, spotkać się, pogadać. Taki rodzaj kawiarni. Miejsce, dokąd się przychodzi dla wymiany myśli, a niekoniecznie z konkretną sprawą. Zespół Wajdy oczywiście do końca tej funkcji nie spełniał, ale spełniał ją w nieporównanie większym stopniu niż inne. Najważniejsze były naturalnie spotkania, na których wszyscy razem analizowaliśmy kolejne scenariusze, łącznie ze scenariuszami Wajdy – «Dyrygenta» na przykład”. Jak ocenia Marcin Adamczak, „w przypadku Wajdy, wciąż rewidującego język swojego kina, spotkanie z młodymi twórcami zdawało się tworzyć unikalną szansę zarówno odświeżenia estetyki («Bez znieczulenia» zrealizowane w duchu kina moralnego niepokoju), jak i przede wszystkim uchwycenia na nowo pulsu współczesności”.
Tu nie chodzi o odmienne zdanie, bo to w dyskusji jak najbardziej wskazane, tylko o to, że dobrze by było mieć wiedzę o temacie, o którym chce się mówić. A jak ktoś zaczyna pisać już na początku: „Strasznie zadufany w sobie” i dalej pisze „Człowiek, który swoją karierę zawdzięcza paru adaptacjom filmowym szkolnych lektur, które do tej pory siłą pokazywane są znudzonym, przysypiającym uczniom”. Nie ma pojęcia ani o Wajdzie, ani o jego filmach. Wszyscy czepiają się, że Wajda to tyko lektury, czy adaptacje książek... Ekranizacjami książek parali się wielcy reżyserzy jak np: Milos Forman na podstawie książki Kena Keseya nakręcił Lot na kukułczym gniazdem, Sydney Pollack Firma - kinowa wersja powieści Johna Grishama, Ojciec chrzestny - mafijna trylogia wszechczasów autorstwa Mario Puzo w reżyserii Francisa Forda Coppola, Raport pelikana - podstawie książki Johna Grishama reżyser Alana J. Pakula, Robert Zemeckis zrobił Forresta Gumpa, a Absolwenta na podstawie książki Charlesa Webba, wyreżyserował Mike Nichols. A Mechaniczna pomarańcza (1971 na podstawie powieści Anthony'ego Burgessa (1962) wiadomo Stanley Kubrick, Kubrick nakręcił też Lśnienie na podstawie książki Kinga, to była znienawidzona przez Kinga ekranizacja. Pierwszym pełnometrażowym dziełem Kubricka była adaptacja powieści Clean Break Lionela White’a (Pocałunek mordercy był ostatnim filmem reżysera opartym na oryginalnym pomyśle – wszystkie późniejsze dzieła Stanleya Kubricka były adaptacjami powieści lub opowiadań. Adaptacja powieści Paths Of Glory (Ścieżki chwały) Humphreya Cobba.
Podobną opinie przekreślająca Wajdę usłyszałem od aktorki 40 l. pracującej w jednym z polskich teatrów uważajacych sie za postępowe, gdzie wystawia się właśnie poprawne polityczne spektakle za duże pieniądze, a aktorzy nie wychodzą na scenę, jak mówiła, bez wypicia wcześniej trzech piw. Wajda wg niej był "słaby". To taka pogardliwa nawijka z tego środowiska. Coś jakby w stylu obłędnej rewolty: spalić to co było wartościowe, my jesteśmy bogami.... Antyhumanizm z pretensjami do tolerancji.
A teraz każdy po kolei zaciekły hejter i "uh uh Wajda, taki zły, chujowy reżyser, bo zabił konia, który i tak miał zginąć brutalniejszą śmiercią" :P
Jego filmy są pełne przekłamań. Najpierw kręcił pod dyktando sowietów, robiąc z żołnierzy polskiego podziemia nieudaczników. A szczytem jego hipokryzji było zrobienie "bohatera" z agenta UB pseudo "Bolek!
Nie da się ukryć, że Wajda miał "plecy" w polskim środowisku filmowym jak żaden inny reżyser, bo niezależnie od tego jak słaby film nakręcił, i tak kręcił kolejny, Żaden inny reżyser w Polsce nie miał takiego luksusu, żeby kręcić film rok w rok. Dodatkowo agresywnie promował w swoich filmach Jandę, która jest strasznie bezpłciową aktorką. Żuławski np gdyby nie kontakty we Francji, to skończyłby kręcenie na dwóch/trzech filmach.
Ja Jandę widziałam na żywo w monodramie Biała bluzka i nie powiedziała bym, że jest bezpłciowa, dostała brawa na stojąco! Podpadła mi trochę ostatnio dzieląc ludzi na lepszych, gorszych, ale aktorka jest znakomitą! Co do Wajdy tez się z Tobą ne zgodzę, bo oglądałam wszystkie filmy Wajdy włącznie z jego etiudami z czasów łódzkiej filmówki. Już mi się nie chce wszystkiego powtarzać i wałkować w kółko , pisać tego samego, ale pozdrawiam!
Ja też uważam że był przeciętny. Zwykły rzemieślnik. Obejrzałam 10 jego filmów w swoim życiu i do dziś najbardziej pamiętam fabułę Ziemii Obiecanej i Człowieka z marmuru. Każdy jego film ma rzekomo wszystko (wybitych aktorów, dobre zdjęcia, wszystko robione z pompą) ale jednocześnie żaden nie ma czegoś co by mnie poruszyło i zostało ze mną na dłużej. Dużo lepsze są filmy Kieślowskiego - robione z tymi samymi aktorowi, choć mniejszym budżetem ale są dużo lepiej napisane i chwytają w serducho.
Dla mnie Wajda to takie The Beatles polskiego filmu - ktoś stwierdził że jest najlepszy i nie można z tym dyskutować. Nawet jeśli i równocześnie i po nim byli lepsi to on był pierwszy, jest najlepszy i koniec.
"Ziemia obiecana" wajdy może się podobać osobom, które nie czytały książki. Film jest tak paskudny w porównaniu do pierwowzoru literackiego, że aż chce się wymiotować. Podobnie z "Lotną", która powiela dzieła nazistowskiej propagandy. Są tacy, którzy zwykli mawiać: "Raz k..., na zawsze k...". Może to radykalne ale dla mnie wajda to po prostu komuszy czopek.
●Pszoniak wpłynął na wypaczenie wiernosci "Ziemi Obiecanej" Wajdy względem powieści, miało być tak wg Reymonta, że to Żydzi podpalają fabrykę, a Pszoniak sprzeciwił się, powołując na złe doswiadczenie niedawnego 1968 r. - i Wajda zgodził się na to.
●Ja do Wajdy podchodzę inaczej, patrząc, jak te filmy funkcjonowały. Otóż najczęściej jednak funkcjonowaly dobrze - nawet jesli oddawały trybut władzom, to podnosiły nieustannie nasze narodowe tematy i bywało, że w sposób patriotyczny, np.w "Człowieku z marmuru" i "...z żelaza", ale także w "Panu Tadeuszu" (w jedynym filmie, na ktory poszedlem dwa razy do kina), a właśnie nawet jesli nie w sposob ścisle pariotyczny, to i tak bylo to wrzucenie na stół kuchenny w ramach żywienia narodu TEMATU NARODOWEGO. Przecież taki "Pan Tadeusz" Wajdy jest nie tylko humorystyczny, ale i satyryczny, a przez to idealnie oddaje ducha utworu i intencje autora poematu. Moje pokolenie uczone o "P.Tadeuszu" w l.80. zawsze miało wg polonistow podchodzic do tego utworu jak do "Dziadów cz.3", a tam jest morze humoru. ●Czy nam sie podoba Wajda, czy nie, jego filmy wzbudzały RUCH myśli i wzmacniały tożsamość narodową. Owszem, częściowo zakłamywały, jak w "Lotnej" czy w filmie o Wałęsie (zresztą, nisko ocenionym przez krytyków). A jednak np. w "Czlowieku z marmuru" miał jaja, by dać cos mocnego pod prąd, nie było żadnego dnia zdjęciowego w pełni, jak wspomina Janda, bo Wajda byl wzywany do komitetu partii, do cenzury w sprawie tego filmu. Potem był "Człowiek z żelaza" oglądany w kinach przez uczniów w r.1981, wzmocnił w Polakach to, co najważniejsze, poczucie tożsamosci narodowej, rozeznanie, gdzie wtedy było dobro, w komitetach PZPR, czy po stronie Solidarności.
Ocenił Pan "Ziemię obiecaną " na 10 a nawet założył wątek, że to jeden z lepszych filmów. Próbowałem odnaleźć swoje wypowiedzi na forum w/w filmu ale zbyt długo by szukać. Ten film jest po prostu podły. Zrozumie Pan jeśli przeczyta książkę. Nie pamiętam akurat kto w oryginale podpala fabrykę natomiast pamiętam rażący kontrast w portretowaniu występujących w powieści postaci. Ze stałą tendencją opluwania polskich przedsiębiorców. Borowiecki Wajdy to niemal żigolak i ostatecznie łajdak, gdy w powieści jest to energiczny oportunista, chociaż gdy trzeba to również filantrop. Ponadto. Pan wspomina o marcu 68 a ja przypomnę o grudniu 70. I finalnej scenie, która nijak się nie ma do zakończenia powieści. Jest tam zresztą szereg wątków, które przeinaczono tak, by koncepcję polskiej przedsiębiorczości unurzać w łajnie. Nie tak to widział Reymont. Wajda zrobił film pod wytyczne komuszego politbiura. A scena szarży na czołgi zawarta w Lotnej to kalka nazistowskiej propagandy. Ja tam nie zamierzam szukać usprawiedliwień dla komuszego kolaboranta. Jako lekturę fakultatywną polecam "Kocią kołyskę" Vonneguta.
Czyli: ja dobrze o "Ludziach z...", "Panu Tadeuszu" i źle o "Lotnej", a polemista źle o "Ziemi Obiecanej" i o "Lotnej" - trochę ta dyskusja jest dialogiem pozornym, jak to bodaj określa się to w teorii literatury, bo tematy się rozmijają. ● Co do "Z.O.". Z wybitnymi filmami jest tak, że nawet jeśli z historycznego punktu widzenia czy ideowego zawierają błędy, to i tak prawdziwe wartości wychodzą na wierzch. Gdy oglądam bohaterów "Z.O." mam wrażenie, że film jest o znanej mi, mentalnie niedojrzałej i nazbyt emocjonalnej dytektorce szkoły, w której pracowałem, ulegającej podszeptom zakłamanego oportunisty, dyrektorce wyznaczającej pewnego swojego podwładnego, który ma psychopatyczne cechy. W tle jest zaciekłe umiłowanie przez te osoby wysokiej pensji, pozycji zawodowej, itp. Naprawdę Wajda pokazał coś, co realnie istnieje w zupełnie innym świecie, u osób nieposiadających fabryk, mających mniejszy majątek. Co do warstwy historycznej "Z.O."- komuniści wykorzystali realny problem dzikiego kapitalizmu, który istnieje do dziś (np. wielki sklep z materiałami nazwijmy je technicznymi, nazywający się "B." omija prawo, tworzy "punkty czytelnicze", aby pracowników zmusić do pracy w niedziele, przecież zakazanej dla wielkich sklepów). To, że komuniści wykorzystali pewien problem, to nie znaczy, że go nie ma. Osobnym problemem oczywiście są sami komuniści, i dobrze, że wziął się za nich Wajda, wcześniej prowadzący niepozbawioną nadgniłych kompromisów grę - uczynił to w r.1976 i 1981.
To jest dialog pozorny z Pańskiego wyboru. W pierwszym z postów odniosłem się do kwestii Z.O. oraz Lotnej wskazując na deficyty reżysera w sferze moralnej. Z.O. jest paskudnym filmem i po Pana uporczywej obronie tego zręcznie nakręconego paszkwilu wnioskuję, że książkowego pierwowzoru Pan nie czytał. Humorystycznie mogę podpowiedzieć obejrzenie sztuki Hamlet we wsi Głucha Dolna jako ilustracji tego jak się Wajda obszedł z dziełem Reymonta. Mniej humorystycznie: Borowiecki Reymonta w finale zakłada przytułki, u Wajdy każe strzelać do robotników (czyli to co chwilę wcześniej robiła na wybrzeżu komunistyczna władza). To jest szydera na miarę Miłoszowskiego "Który skrzywdziłeś". Ujmę to tak: orzeka/ło się zwykle winę za rozpad związku wobec małżonka, który raz lub kilka razy dopuścił się zdrady. A ściślej, jedynie jeden lub kilka razy mu udowodniono. Mimo, że przez lata się jej nie dopuszczał, łożył i się wywiązywał. Ta jedna zdrada wystarczy. Wajda z kolei całymi latami ssał cyc komuny a pośrednio laskę sowieckiego okupanta. Kilka dobrych filmów go nie rozgrzesza. A Pan nie łapie kontekstów i stosuje niskich lotów erystykę. I jeszcze odniosę się do zachwytów ze strony uznanych reżyserów. Cóż, określenie "pożyteczni idioci" nierzadko odnosiło się do postaci skądinąd wybitnych.
●Dzielo sztuki nie funkcjonuje tylko na zasadzie poprawnej/ niepoprawnej ideologii. Pokazał Wajda Wałesę jako bohatera - w "Człowieku z żelaza" (potem drugi raz, ale to pomijam), ale my wiemy, że potem był to szkodnik oskarżający najpiękniejsze postacie jak Anna Walentynowicz, wiadomo, że donosił do SB w 1.poł.lat 70. (choć nadal mam nadzieję, że może potem otrzeźwiał na czas Solidarności, ale nadzieję nikłą wobec późniejszego, w l.90. wzmacniania lewej nogi i rojenia o NATO-bis). Nie zmienia to funkcjonowania tego filmu wśród Polaków, i tak każdy wiedział, że to film o Solidarności, a dwuznaczna postać Wałęsy tego nie zmienia. ●"Ziemia Obiecana" to film sfałszowany co do powieści np.po interwencji Pszoniaka, o czym pisałem, wycięto negatywny wątek Żyda-podpalacza - a i tak stolica żydowskiej kultury, Hollywood nie dała filmowi Oskara, bo... uznała film za antysemicki (podobnie jak "Pasję" Gibsona, choć Gibson nie wyszedl poza Ewangelię, a uzupełnienia z tekstów mistyczki K.Emmerich nie zmieniały istotnego tekstu Ewangelii). Przymierzenie ideologii filosemickiej jak i idei patriotycznych nie wystarczy. Co do powiesci "Ziemia Obiecana" scenariusz filmu odbiega od książki, ale tak bywa w swiecie filmu, nie pierwszy to raz, mnóstwo jest filmów idących inną drogą. Pokazał Wajda drapieżny kapitalizm, ale zrobił to po wydarzeniach roku 1970, Polacy świetnie wiedzieli już, czy komunisci potrafią zastąpic kapitalizm czymś lepszym, że nie potrafią, szybko przyszło potwierdzenie roku 1976, Radom i potem reakcja - KOR. Owszem, płacił Wajda trybut PRL-owi, ale w zamian dawał niezwykłą jakośc artystyczną, bo prawdziwa sztuka przełamuje wymiar ideologii, sztuka wstawi wektory na rzeczy istotne, choćby w filmie był podatek na rzecz panów w Komitecie, ważne, by nie przekroczyc pewnej linii. Nawet "koscielny" Zanussi musiał ustępować cenzurze i tym, ktorzy daja kasę na film. "Zły" Borowiecki nie zniszczył wartosci filmu, uważam, że swietnie sobą opisuje znanych mi wielkich w moim środowisku, małych co do ducha, popełniających złe kompromisy.
●Robił Wajda filmy z ustępstwami wobec cenzury i ministerstwa kultury jak każdy wtedy, ale zaludniał ekran niezwykle wrażliwie pokazanymi postaciami, w uniwersalnych sytuacjach ludzkich ("Panny z Wilka" - dotknął niesłychanie cienkiej struny spraw niedopowiedzianych, niedopełnionych, blisko miłości, ale ostatecznie poza nią, rzadko się tym głośni artyści zajmują, było też np."Polowanie na muchy"- swietna satyra na pewne postawy ludzkie), pokazał kulisy polityki, jej mieszankę z psychologią, jak w "Dantonie". Mnie zachwyciło "Wesele", przed jego zobaczeniem obstawiałem, że to mu nie wyszło, no coś tak teatralnego, w zasadzie dziejącego się w jednym miejscu ma zainteresować w filmie? A jednak ...rozpalił filmem ten tekst na ekranie jak ognisko w ulewie, porwał mnie.
- Gdy zacząłem teraz czytac tytuły jego filmow, by sobie je przypomnieć, zaskoczylo mnie, że jest tych świetnych i często genialnych filmów tak wiele. A ideologii w nich jest naprawdę mało. Bawi skupianie się na tym, gdzie mocno skapitulował, przy ślepocie na jego liczne uniwersalne i ponadczasowe proroctwa o nas, o człowieku.
Dziękuję za wyczerpującą wypowiedź. Patrzymy na tę osobę z trochę różnych perspektyw. Być może po drugiej stronie tej układanki jest mój idol z dawnych lat Jacek Kaczmarski, który w dziedzinie swej twórczości wybrzmiewa tak bezkompromisowo ale któremu obecnie środowiska lewicowe przyprawiają gębę bo chlał i był złym ojcem. Cóż, z tą refleksją kończę, bo Kaczmarskiego jestem gotów bronić tak jak Pan Wajdy. Pozdrawiam zatem.
Herbertowi też przyprawiano gębę, bo swoją poezją wymierzył dotkliwy cios lewicy. Niedawno obejrzałem film dokumentalny o nim i okazało się, że jego żona pięknie o nim mówiła i broniła jego spuścizny, a wcześniej słyszałem od zwolenniczki lewicy, polonistki, że miał być straszny wobec żony.
Nie mówię, że był nieskazitelny, w ogóle w swiecie kultury sporo jest osób w taki czy inny sposób uwikłanych w kompromisy, nałogi, itp., ale nawet wtedy potrafią wydac z siebie ziarno nieskażone, jak słonecznik, który toksyny gromadzi w łodydze, nigdy w ziarnach.
Kaczmarski był i dla mnie swiatłem w życiu, w czasie odwilży politycznej, jako student w 89 r. jechałem pociągiem na Jasna Górę i śpiewałem z innymi studentami "wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą, runą, runą.." - wrzeszczeliśmy ile sił, a 2 lata wczesniej 1. maja zawiesiłem w oknie mojego akademika "Zbyszko" w Poznaniu czerwone kalesony na kiju. Od r.87 działałem w antykomunistycznym związku studenckim, roznosiłem nielegalne gazety.
Wtedy nosiliśmy w sercach "Człowieka z marmuru" i "...z żelaza", szkoda, że potem Wajda z Jandą odeszli od ducha Solidarności.
Pozdrawiam.