Wierz mi, że też wiem co to znaczy próbować coś tworzyć :P To "natchnienie" (wywołane jakąś piosenką, spotkaną osobą, rozmową) trzeba łapać szybko i wycisnąć jak cytrynkę, bo kiedy obudzisz się rano, słowa już tak łatwo nie spływają Ci na klawiaturę czy długopis. Ale kiedy weźmie się pisadła i spokojnie siądzie się nad pisaniem, zawsze się coś napisze, odczeka z tydzień, potem poprawi.
Taki Andrzej Pilipiuk traktuje pisania jako zawód. Pisał kiedyś, że musi po prostu ukończyć książkę na czas i dziennie musi napisać te trzy, cztery strony tekstu minimum.
Pilipiuka nie czytałem, ale słyszałem. Ja staram się by to było sensowne i ciekawe. I miało w sobie ten "urok". A to nie zawsze wychodzi.
Ja w każdym razie powolnymi krokami spisuję swoją wyobraźnię na papier. Pisze różne fragmenty, niekoniecznie po kolei. Najczęściej to w przerwach między zajęciami.
Nie, ja też nie umiem pisać po kolei i to jest moją największą zmorą - ta masa nigdy nie dokończonych tekstów, których nie da się nikomu pokazać z racji na swoje niedokończenie :< A pisujesz coś innego niż narnisjkie ff? I tak z ciekawości: co studiujesz?
Ja już od dłuższego czasu myślę o napisaniu ksiązki. Ciągle obmyślam szczegóły i poszczególne fragmenty fabuły i świata przedstawionego.
Nie lepiej byłoby zacząć od pisania opowiadań? Ponoć gdy już twoja praca ukaże się z jakimś magazynie (albo wygra konkurs), potem łatwiej o wydanie powieści, czytelnicy znają nazwisko itd. Posłużę się tutaj przykładem Sapkowskiego :)
I nie odpowiedziałeś :x
Probowalem ale mi nie szło. Takie opowiadanie musi mieć 30 stron, a napisanie tylu zajęło by mi miesiąc, jeśli nie dłużej.
W konkursie "Fantastyki" ma się chyba coś około pół roku na napisane pracy, jeśli nie więcej. Zdziwiło mnie to kiedyś bardzo.
A jak dla mnie terminy są bardzo motywujące :P
Nieiwele rzeczy umie mnie zmotywować do czegoś. Próbowałem cos stworzyć, aby wyslać do "Nowej Fantastyki", ale nie mogłem nic z siebie wycisnąć.
Cóż, ja kiedyś wysłałam na konkurs moją starą pracę, która po kilku małych przeróbkach jakoś spełniała konkursowy temat XD
U mnie wystarczyło zmienić miejsce części akcji na moje własne miasto i takie tam.
Albo raczej nie wystarczyło, heh.
A ja właśnie zaczęłam ostatnio pisywać "nie-fantasy", ewentualnie takie lekkie fantasy, z magią ukrytą gdzieś w naszym świecie. A wcześniej nie wyobrażałam sobie, żeby pisać coś innego, bo niby "o czym?". A jednak okazało się, że jest, jest :)
Ale kiedy osadzisz akcję w obcym kraju, to zupełnie tak, jakbyś pokazywał czytelnikowi nowy świat... I chyba dlatego marzą mi się podróże (:
Chciałabym zwiedzić wiele zakątków na naszej Ziemi... Np. Nową Zelandię, w te miejsca, gdzie kręcili OzN czy "Władcę...". Albo Szkocja - pozwiedzać stare zamki, czy udać się nad jezioro Loch Ness :) Od paru lat marzę też o wyjeździe do Paryża...
Apropos podrózy. Jeśłi chce się stworzyć jakiś kraj, to najłatwiej jest się wzorować na jakimś isniejącym. Najłatwiej, jeśli było się w jakimś miejscu. Ja mam obawę, że jesli się wzoruje na miejscu, w którym się nie było, wyjdzie to sztucznie.
Szkocja musi być piękna - ale muszę to kiedyś sprawdzić osobiście :P Ja marzę, żeby wrócić w te wakacje do Walii - zamków tam też co nie miara, a ten spokój, przemili ludzie, te dwujęzyczne znaki, stada owiec i koni, góry, cudowne wybrzeża! :D Można się tam skryć w którejś z dolin przed całym światem (:
Tatar, masz rację - wszystkie książki/przewodniki nie dadzą Ci tego, co prawdziwe przeżycia :) Tak przy okazji twórczych wędrówek: jest ktoś chętny na mały wypad do Finlandii? :D
Ja chętnie bym pojechał do Finladii. Ale właściwie tylko na ryby. Ale do UK chętnie bym, pojechał. Przynajmniej by pooglądąć krajobrazy Szkocji i Walii. Mógłbym też chętnie obejrzeć Grecję, Słowenię, Słowację...
Ano, jezior Finom nie brakuje (: Ja chętnie bym sobie nad nimi posiedziała, w międzyczasie pobiegała po lesie w poszukiwaniu reniferów :D I interesują mnie sami Finowie - czy faktycznie są tak skryci w sobie, małomówni i smutni jak się powszechnie uważa? A Grecja... piękna, ale jak dla mnie trochę za ciepło. Wolę chłodniejsze klimaty :-)
Heh, przypomniało mi się, że jak byłam mała, myślałam, że Słowenia i Słowacja to te same kraje i z miną znawcu mówiłam "no, my graniczymy ze Słowenią!" :D
Swego czasu myslałem o wyjeździe do Australii. Teraz z gazety wiem, że podobno nawet paręset tysięcy Polaków z wysp brytyjskich myśli albo juz się przeniosło do Australii.
Ooo, mnie też dawniej się myliły te dwa kraje :P Trzeba było tylko sięgnąć po atlas xD
Ja nie mam nic przeciwko wyjeździe do Finlandii^^ Tam też musi być pięknie :)
Ja chciałbym dobrze poznać brytyjski klimat. Wiedzieć co to znaczy taki morski klimat. Wiem tylko tyle, że to oznacza dużo chmur i częste deszcze.
Ano, UK przestało już być "rajem". I jeszcze ten kryzys - a obcokrajowcy idą pierwsi do zwolnienia. Gadaliśmy ostatnio w kręgu klasowym o Australii - wszystkie dziewczyny zgodnie stwierdziły, że nie pojechałyby tam, bo nie chcą ujrzeć węża wypełzajacego z ubikacji, czy skorpiona w pod kołdrą, lol ^^.
To żadna przyjemność siąść ranow toalecie i poczuć zęby na tyłku albo gorzej...:s Podwójnie źle byłoby, gdyby gad okazał się jadowity.
J węże mogę oglądać w telewizji. Ale jeśli chodzi o bliższe znajomości -to nie! Pamiętam jak byłem dzieckiem, stałem w kolejce po zdjęcie z wężem. Tak się bałem... Chyba osiem lat miałem.
Mając tyle lat to mogłeś się bać^^ A ja to chyba nigdy nie widziałam węża na żywo. Albo już nie pamiętam...
Mnie raz wysliznął się spod stopy zaskroniec. I to jak szybko! Pamiętam jeszcze, że kiedy ostani raz byłem w zoo, oglądałem w terrarium wielkiego pytona. Miał co najmniej trzy metry długości.
A! Jednak widziałam węża na żywo (w sklepie zoologicznym) :P
Ale raczej nie chciałabym hodować w domu węża.
Jak dla mnie takie domowe zwierzątko powinno mieć sierść, ot co. Ewentualnie pióra :P Innych w domu raczej bym nie trzymała ^^.
Albo łuski :P Kiedyś miałam dwa chomiki, psa, ale już nie mam od trzech lat :( A teraz mam tylko rybki.
Ja niemal przez całe życie miałem psa. W sumie był u nas w domu czternaście lat. W końcu musieliśmy go uśpić, bo biedak męczył się z wątrobą zniszczona przez kleszcza. Bardzo przeżywałem jego stratę, bo znałem go niemal całe życie. Był tak schorowany, że aż musieliśmy mu zakładać kroplówkę.
To podobnie jak z moim psem (suczką ale). Miałam ją chyba 13 lat, i trzy lata temu też daliśmy ją do uśpienia, bo chyba z dwa miesiące się męczyła (miała nosówkę). Tęsknię za nią :(
J aprzeżywałem to, co się stało z psem. Dlatego nie chce mieć zwierzaka. Nie chcę przechodzic drugi raz tego samego.
Ja mam takiego małego, prawie Lapinkoirę - piesek ma chyba z 13 lat, ale śweietnie się trzyma (: A przed chwilą, gdy wracałam do domu, znalazłam na poboczu moją kotkę. Leżała taka zastygnięta z zakrwawionym pyszczkiem w śniegu... :<
W każdym razie, zwierzaki sprawiaja kłopot - trzbea lub chce się gdzieś pojechać -pieska/kota trzeba z kimś zostawić. My zawsze zostawialiśmy psa dziadkom.
My jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że mieszkamy z babcią, w dodatku na wsi, więc nigdy nie ma żadnych problemów.
Ja mieszkam w bloku. Z psem trzeba było wychodzić parę razy dziennie: rano, wczesnym popołudniem, wieczorem. Rok w rok, kiedy spadl descz, musiałem wydłubywać psu błoto spod pazurów, aby nie naiósł do mieszkania.
Ech, podczas wiosennych roztopów mój niekiedy przychodził cały w błocie. A ma długą sierść, trzeba było albo go kąpać, albo czekać, aż wyschnie i mu błoto wyczesywać... Ale i tak najgorzej było, jak w któreś wakacje się namęczyłam, wyczyściłam konia na błysk. Koło mnie też ktoś czyścił i ten koń był okropnie czymś ubabrany (chyba ktoś wysmarował szczotkę, którą nieszczęśnik chciał wyczesać zwierzaka). Przy wychodzeniu ten konik musiał się otrzeć o bok mojego, ja tego nie widziałam, bo przez cały czas widziałam konia tylko od jednej strony. A potem dostałam taką burę, chciałam się pod ziemię zapaść, a najgorsze - nikt mi nie wierzył! xD
Jak to dobrze, że ja nie miałem psa z długą sierścią. Aczkolwiek i tak zostawąło wszędzie po nim stado kłaków... Apropos koni, ciekawe jak to się jeździ na czymś takim. Na pewno po takiej jeździe boli siedzenie...
Ja jakbym mógł, to bym spróbował. Z jazdą nie próbowałem, ale za to prpobowałem wytrzymałości na żyroskopie. mam nadzieję, że wiedzą o co chodzi?
Taka obręcz obracana. Wsadzają się do środka i zabezbpieczają linami, po czym kręcą tobą na wszystkie strony. Tak trenuja kandydatów na pilotów mysliwców.