nie wiem jak to jest ale kiedyś o Brad Pitt napisano po filmie kalifornia ze tak dobrze zagrał półgłowka ze musi miec to jakies pochodzenie w jego cechach genetycznych...no i czsami mysle ze brad udowodnił ze jest ciekwaszym może nie bardzo dobrym ale ciekawym aktorem....natomiast ben on jest poprostu TAKI SAM nawet w filmach kevina smitha i ulubiony "chasing amy" nie wiem jak można być tak bezbarwnym "armagedon" "peral harbor" "daredevil" "uwikłany" i (no może po za zakochanym szeksiprze ale tylko dlatego ze to drugoplanowa rola i podobnie w buntowniku - najlepsza jego rola) jest identyczny o nie którzch aktorzy mozna powidziec to samo ale u bena to widac jak na dłoni o ciągle wręcz używa tych samych chywtów (wielkie oczy, zmykanie ust w chwili kiedy jest zakłopotany i nie wiem co powiedzieć te same uśmieszki z zamknietymi ustami i krzyk w dramatycznych scenach z wyciągniętymi w góre rękami) doskonałym filmem absolutnego braku zrozumienia postaci i grania cokolwiek by było na jedną nute to średni film "gra o miłosć" (w portalu http://filmweb.pl/Gra,o,mi%B3o%B6%E6,(2000),obsada,Film,id=1483) u boku średniej aktorki paltrow..może to wina przeciętnego scenariusza ale film "dzięk" affleckowi jest kompletnie nie do oglądania powtórzenia chywtów aktorskich grymasy miny to samo ciągle to samo człowieku grasz postać z jaims problemem a nie wiertniczego z armagedona ani pilota z pearl harbor...jedna twarz jedne grymas te same ruchy ja mam dość obawiam się ze chyba nowy film kevina sobie odpuszcze (no chyba ze afleckie bedze sie silił na nie granie...:) wiem ze to przystojny aktor ale w wieku 50 lat....to zniknie i co pozostanie.......