Jak coś to kiedy "zgarniecie wszystkich możliwych nagród".
Nie nic nie wiadomo tylko parę plotek jest.
Musiałby grać częściej i posyłać swoje filmy do Cannes, Wenecji i Berlina. A najlepiej na Nowe Horyzonty.
Dobrze by było, niestety trzeba by poczekać na kolejny ambitny projekt. Dziwne, że Scorsese go odpuścił, skoro teraz na 100% weźmie się za "Milczenie Boga".
Haneke powinien się zainteresować Danielem. Złota Palma by była jak w banku.
Mityczny Herkules tylko nie w pełni opalony. Może gdyby był czarny. A najlepiej czarny Żyd. Wówczas zdusiłby każdą hydrę siedzącą w szeregach Akademii Filmowej. Sześć Oscarów jak w banku za: "Moja lewa stopa", "W imię ojca", "Czarownice z Salem", "Gangi Nowego Jorku", "Aż poleje się krew", "Lincoln". Siódmy za nic czyli za całokształt. Ósmy na starość. Dziewiąty po śmierci. Prawdziwy gigant aktorstwa. Macho wszystkich machos. Bestia z okrutnymi kłami. Wilk w owczej skórze. Żyd Barnaba bez wody święconej. I co tam tylko możliwe.
Dodajmy jeszcze dwa, gdyby przyjął role w "Filadelfii" i "Władcy Pierścieni" (choć to w sumie trylogia, więc mogłyby wpaść trzy). Szkoda że odmówił.
We "Władcy" jako Aragorn? To z pewnością byłyby trzy kolejne. I wówczas coś ważnego: nie zaistniałby Mortensen, więc należy dodać kolejne trzy za trzy występy u Cronenberga: ojciec rodziny, ruski mafiozo i Freud. No, nareszcie coś z tego grania wyszło Danielowi.
Ale jeszcze zapomniałeś o innym ważnym tytule odrzuconym przez Day-Lewisa. "Angielski pacjent" - kolejny Oscar i Day-Lewis niczym O'Toole u Leana. A skoro poruszyłem kwestię mitologii. Źle Petersen zrobił nie obsadzając Day-Lewisa zamiast Pitta. Tylko Day-Lewis godnym miana ekranowego Achillesa.
No właśnie, a propos tej całej dyskusji, którą zapoczątkowałeś odnośnie Oscara dla Mortensena, od początku chodziło mi po głowie, że mimo wszystko Viggo nie byłby tak samo rozpoznawalną postacią w Hollywood (a co za tym idzie aktorem u Cronenberga), gdyby nie odmowa Day-Lewisa i angaż Mortensena do roli Aragorna. Może to i dobrze, że udało się wypromować mniej znanemu aktorowi, który potem miał szansę się wykazać. A Viggo podszedł do swojej pracy tak samo profesjonalnie jak zwykł czynić to DDL, czyli mieszkał w odosobnieniu w lesie, by móc lepiej wejść w rolę. Dwaj profesjonalliści.
Cronenberg to zresztą mistrz nie tylko reżyserii, ale też i marketingu, angażuje aktorów na fali popularności, dzięki czemu przyciąga do kin nowych fanów. Taka taktyka to strzał w dziesiątkę.
Day-Lewis jednak chyba nie ma co liczyć na angaż do filmów o starożytności. Klaty nie pokaże, bo ma liczne tatuaże na swoim ciele, a w takich filmach trza prężyć muskuły. Natomiast nie mam wątpliwości, że zamiast Pitta spisałby się lepiej (pomimo mojej doń sympatii), tak samo jak w "Gladiatorze" zamiast Crowe'a czy w "Aleksandrze" za Farrela. Jednak największy niedosyt jest taki, że Daniel wciąż nie ma Złotej Palmy na koncie. Z europejskimi reżyserami mógłby dokonać rzeczy wielkich.
"Klaty nie pokaże, bo ma liczne tatuaże na swoim ciele, a w takich filmach trza prężyć muskuły."
Spece zamalują mleczkiem kokosowym lub innym gównem i byłby Achilles jak malowany. Na sterydach ;)
"Jednak największy niedosyt jest taki, że Daniel wciąż nie ma Złotej Palmy na koncie. Z europejskimi reżyserami mógłby dokonać rzeczy wielkich."
Haneke, Tornatore, Almodovar - byłoby miło ujrzeć go w ich filmach. A najlepiej niech nam się trochę zestarzeje. Może wtedy stworzy wyciszoną kreację na miarę Hopkinsa z "Okruchów dnia" lub Sellersa z "Wystarczy być". Wyobrażasz sobie co by było gdyby dziś żył Antonioni i powierzył mu rolę? Powstałby film-dynamit. DDL jak Nicholson albo Mastroianni. Łał.
Eee, to raczej komputerowo te dziary by usuwali. Niby w dzisiejszych czasach to nic trudnego, ale raczej wybraliby kogoś bez tych ozdób. A Lewisowi dali rolę bardziej tekstylną. Albo obsadzili w ekranizacji mitologii polinezyjskiej, tam tatuaże pasowałby jak ulał.
Na rolę u Almodovara raczej nie ma co liczyć. Pedro kręci wyłącznie po hiszpańsku, nie wiem czy byłby zainteresowany współpracą z anglosaskim aktorem. No i DDL raczej brzydko by wyglądał jako transwestyta: http://www.freakingnews.com/pictures/113500/Daniel-Day-Lewis-Gender-Change-11362 5.jpg
Haneke i Tornatore prędzej. Tak jak pisałem wcześniej: rola Day-Lewisa u Hanekego to murowana Złota Palma. Jury nie przepuściłoby takiej okazji, żeby nie podnieść prestiżu nagrody poprzez przyznanie jej jednemu z największych żyjących aktorów, tym bardziej, że filmy z nim powstają rzadko, nie mają premiery w Cannes i druga taka okazja mogłaby się nie powtórzyć. A Haneke film po angielsku mógłby zrobić. Dramat czy thriller - ganz egal, to są poważne filmy i DDL przynajmniej rozważyć by tę rolę musiał.
U Tornatore także, bo po filmie o miłości do kina, muzyki i malarstwa, zaprząc Lewisa do roli dojrzałego artysty to byłoby coś. Może podstarzały rzeźbiarz, albo aktor teatralny. Taka rola jak u Rivette'go w "Zakochanej złośnicy" z artystą pracującym nad dziełem. I obowiązkowo z jego młodą muzą.
Daniel u Antonioniego? Toż to by było arcydzieło. Niestety, Daniel miał pecha, że nie urodził się wcześniej i mistrzowie kina powoli wygasali. Antonioni "Po tamtej stronie chmur" realizował mimo, że nie mógł nic mówić z powodu wcześniejszego wylewu. Nawet gdyby żył, to wątpliwe czy dalej kręciłby filmy. Ale współpraca obu panów z pewnością byłaby owocna.
"Pedro kręci wyłącznie po hiszpańsku, nie wiem czy byłby zainteresowany współpracą z anglosaskim aktorem. No i DDL raczej brzydko by wyglądał jako transwestyta"
O co chodzi z tym zdjęciem? :) Rozumiem, że to śmiały fotomontaż :) Rzeczywiście Danielowi daleko do Bernala ze "Złego wychowania", hi hi. Niekoniecznie musiałby od razu grać transwestytę, przecież równie dobrze mógłby otrzymać do zagrania inną postać. Może faceta z obsesją na punkcie piękniej kobiety? Taki stylowy i gdzieś tam po drodze campowy thriller od hiszpańskiego mistrza :) Ole!
"Daniel miał pecha, że nie urodził się wcześniej i mistrzowie kina powoli wygasali."
Visconti, Antonioni, Bergman - sprawdziłby się u nich, miałby spore pole do popisu. U Felliniego w "Słodkim życiu", cóż to byłaby za rola...
"Może podstarzały rzeźbiarz, albo aktor teatralny. Taka rola jak u Rivette'go w "Zakochanej złośnicy" z artystą pracującym nad dziełem. I obowiązkowo z jego młodą muzą. "
Wyśmienity temat pod warunkiem, że uczciwie potraktowany: z odpowiednią subtelnością i solidnym wejrzeniem w proces twórczy starzejącego się artysty. I niekoniecznie Tornatore, który do takiego tematu wydaje się być zbyt mainstreamowym twórcą.
Oczywiście to fotomanipulacja. Znalazłem przez przypadek w googlach, niemniej jednak DDL do takich ról nie jest stworzony. Gdzie mu tam do Bernala. Daniel mógłby wystąpić w "Skórze..." zamiast Banderasa, choć to film tak bliski doskonałości, że niczego bym w nim nie zmieniał. Ale opcja obsesyjnego maniaka jest bardzo interesująca, Lewis chyba nie ma takiej roli na koncie.
U Viscontiego byłaby bomba. Dorzuciłbym Bertolucciego, bo Lewis za Malkovicha w "The Sheltering Sky" mógłby być in plus. Bergman nie był zainteresowany filmami z gwiazdami światowego kina (z wyjątkiem tych, których sam wykreował), więc raczej by to nie przeszło. Nawet jak kręcił w Niemczech to korzystał z usług szwedzkich znajomych. Choć dla Day-Lewisa to byłoby wyzwanie, nawet większe niż te wszystkie superprodukcje historyczne. Mastroianniemu nie odbierajmy "Słodkiego życia". Wystarczy Lewis w "Nine" czyli popłuczynach po Fellinim.
Z wielkich reżyserów mógłby współpracować z Greenawayem. Aż dziw, że dotąd tak się nie stało (choć już chyba się nie stanie). Fiennes zagrał, ale widać że pociągał go kierunek bardziej amerykański. Ja wiem że DDL nikomu nic już nie musi udowadniać, ale ze swoją sławą i charyzmą mógłby z powodzeniem grać w europejskich filmach i wykorzystywać popularność do przyciągania ludzi do kin i promowania niszowych filmów.
"Oczywiście to fotomanipulacja. Znalazłem przez przypadek w googlach, niemniej jednak DDL do takich ról nie jest stworzony. "
Sądzę, że dałby radę stworzyć takiego bohatera o ile zgodziłby się przyjąć tak specyficzną rolę. Może thriller De Palmy? Choć to już przecież było w "Dressed".
"Dorzuciłbym Bertolucciego, bo Lewis za Malkovicha w "The Sheltering Sky" mógłby być in plus."
A tu z kolei Malkovich zagrał fantastycznie i dlatego jego znamienitej osoby bym nie zamieniał. Zaś jeżeli chodzi o Berto i DDL, to najlepiej jakiś nieprzyzwoity erotyk łamiący obyczajowe schematy. Zamiast masła, tym razem ketchup zmieszany z sikami ;)
"Z wielkich reżyserów mógłby współpracować z Greenawayem. Aż dziw, że dotąd tak się nie stało (choć już chyba się nie stanie)."
Czasami tak bywa, że wybitni artyści nigdy się nie spotykają na planie. Grreneway tworzy obsceniczne kino, co na to powie skromny DDL? ;)
Greenaway i Day-Lewis mają wspólną pasję - teatr. Pewne jednak jest, że Peter Daniela by rozebrał, jak każdego innego aktora, choć nagość u Greenawaya jest tak naturalna, że wręcz chce się powiedzieć, iż nie ma się czego wstydzić.
DDL już nie gra w teatrze, chyba, że kwestia ducha-ojca uległa istotnym zmianom? Fiennes nie widzi niczego, nie słyszy, po prostu gra na scenie ile tylko się da. Oby kiedyś w jednym filmie zagrali główne role - wydarzenie sezonu.
Burdel?Gdzie?Tylko trochę chaosu a pan Real Ego i Katedra nawet nie podjęli próby dyskusji z mną i innymi.Odblokuj to pobijesz rekord komentarzy pod wpisem (: (serio jeżeli byś go chciał wystarczy poblogować o Danielu he he).
Wystarczy napisać coś niewygodnego. A zwłaszcza posiadać własne zdanie, obalać mity o niezniszczalnych herosach, wątpić w teoretycznie niepodważalne autorytety. I nagle jesteś w centrum ogromnej burzy.
Mam wrażenie, że teraz w czymkolwiek zagra Day-Lewis, to będzie to wychwalane pod niebiosa i zgarnie wszystkie możliwe statuetki :)
A Oscar był wczoraj- zaskoczyło mnie totalnie jak wręczał Oscara Cate Blanchett :)
*sorki za odkopanie wątku sprzed 3 lat, ale nie mogłem się powstrzymać*
Gość ma 3 OSCARY!!! Wielu lepszych aktorów nie ma nawet jednego, zgarnie kolejnego - ok, ale 3 to już coś i w moim mniemaniu już mu wystarczy, czemu, np. Pacino ma tylko jednego lub Donald Sutherland, który nie ma żadnego???
nie istnieje "wielu lepszych aktorów". Day Lewis jest jednym z najlepszych aktorów wszech czasów obok Brando, Spencera Tracy, Guinnessa, Nicholsona czy O'Toola.
o żadnym nie mógłbym powiedzieć, ze jest lepszy niż Day-Lewis. Są inni, ale Daniel nie bez powodu jest w branży nazywany królem aktorów. Jego angaż podnosi prestiż każdego filmu. Wiele z nich by w ogóle nie powstało gdyby Day-Lewis odrzucił propozycje zagrania w nich. Kreacje w Aż poleje się krew czy w gangach lub w Mojej lewej stopie są jednymi z najwspanialszych w historii kina. Przy roli w Aż poleje się krew Joker Ledgera wypada po prostu śmiesznie.
Król aktorów to zbyt ostre określenie aktor dobry i tyle. Takim jak Jack Nicholson czy Al Pacino czy Robert Duvall czy Edward Norton DDL nie dorasta do pięt, on po prostu gra w dobrych filmach i dlatego jest aż tak doceniany
Dla mnie Day Lewis zjada Nicholsona, Pacino, a szczeególnie Nortona na śniadanie :P
W Twoim przypadku to również kwestia gustu, bo żadnemu przyzwoitemu znawcy kina nie wmówisz, że Norton jest lepszy od Lewisa. I widzę, że musisz bardzo nie lubić tego aktora, skoro tak bardzo się upierasz, iż wielu jest lepszych. Ja dla przykładu uważam, że nie ma najlepszego aktora EVER, bo wielu aktorów ma w sobie to coś, i w porównaniu do Ciebie nie widzę tylko Pacino, Nicholsona, Duvalla czy De Niro, o którym nawet nie wspomniałeś.
Jestem kinomaniakiem i nie wiem czy napisałaś zdanie "musisz bardzo nie lubić tego aktor, skoro tak się upierasz że wielu jest lepszych" żeby mnie obrazić. Skoro lubisz DDLa to lub, ale nie mów że zjada Nicholsona czy Pacino na śniadanie, bo to nieprawda i dobrze o tym wiesz.
pod uwagę, że Tom hanks ma 2 oscary (a warsztatowo jest o wiele wiele słabszy od Daniela ) to Day-Lewis mógłby mieć z 5.