Jak dla mnie męski odpowiednik Marilyn Monroe. Dogłębnie wczuwa się w postać odtwarzanej roli
Jeśli twierdzisz, że Day-Lewis jest średnim aktorem, to chciałbym poznać tych, których uważasz za wybitnych.
jego średniość oceniam przez pryzmat niewielu ról, weźcie np taki film Ostatni Mochikanin - Sokole Oko w wykonaniu Lewisa jest o klasę słabszą kreacją niż np. Crowe jako Maximus, albo Gibson jako Wallace, ... do tamtych panów nie podskakuje, a jakby było inaczej ludzie zapamiętali by ten film nie jako świetne zdjęcia i kapitalną muzykę, a jako kreację której po prostu zabrakło. Johnny Depp to inny rodzaj aktora, ten jest groteskowy, dlatego nie można ich porównywać, ogólnie cholernie mnie irytuje ten kult Lewisa - wspaniały, boski, itd ... na szczęście prawdziwymi ikonami kina są Brando, Richard Burton! szkoda tylko że tak niewielu ludzi ich dzisiaj pamięta.
Rola w ostatnim Mohikaninie nie jest jego najlepszą, aczkolwiek słabą nazwać jej nie można. By aktora ocenić powinno się zapoznać z jego najwybitniejszymi rolami (w przypadku Day-Lewisa: Moja lewa stopa, W imię ojca, Gangi NY i przede wszystkim Aż poleje się krew) Komediowych ról Deppa oczywiście nie można porównywać z rolami DDL, ale jeśli brać pod uwagę jego dramatyczny dorobek, to może co najwyżej buty czyścić Danielowi (byłby to dla Deppa wielki zaszczyt). Wspaniały? Boski? Jak najbardziej tak. Szkoda, że tak niewielu pamięta o Brando i Burtonie? A no, szkoda. Ale jeszcze jeszcze bardziej szkoda tego, że tak niewielu dostrzega przeolbrzymi talent Day-Lewisa, który za kilkanaście lat również stanie się ikoną kina.
Monroe była słabiutką aktorką. Porównanie chybione. W ogóle nie rozumiem po co porównywać aktorkę z aktorem? Aktorki z aktorkami, to co innego.
Brando... Już się zaczyna. Dorzuć jeszcze De Niro i Pacino, będzie komplet. Nie porównuj Daniela z tym cieniasem Crowem, który w "Gladiatorze" nie był w stanie odegrać prawidłowo sceny śmierci. Z Gibsonem też nie. Nie wypada. Mel, to niższa liga, a Crowe to już w ogóle okręgówka.
"ogólnie cholernie mnie irytuje ten kult Lewisa - wspaniały, boski, itd ..."
Irytuje, bo nie masz zielonego pojęcia o wybitnym aktorstwie, a udowodniłeś to pisząc, że Crowe i Gibson są lepsi od Day-Lewisa. Nie są. Nigdy nie byli i nigdy nie będą.
każdy ma lepsze i gorsze role, i tak sie składa ze widziałem z Day Lewisemi zdaje się te jego słabsze, mohikanin, bokser i Gangi Nowego Y. muszę przyznać że nie porwały mnie te kreacje, natomiast z Crowem Romper Stomper, Proof ... to są wybitne role, zresztą zarówno jeden jak i drugi mają na swoim koncie oscara, więc są ponad przeciętnymi aktorami, Crowe jeszcze świetnie zagrał w Tajemnicach Los Angeles no i w Informatorze, ... do Lewisa mam super dystans, po ostatnim Nine jakoś ciężko mi się do niego przekonać, ale na klasykę pewno jeszcze kiedyś zapoluję. Ale że tak się wyraże kompletnie nie mogę zrozumieć kultu tego aktora, tak mi sie zdaje że niektórzy chętnie wybudowali by mu pomnik za życia, a tego by chyba nie chciał ...
To, że ktoś ma Oskara o niczym według mnie nie świadczy. Nagrody są mało istotne. Można być wielkim aktorem i nie mieć Oskara i można być słabym i mieć. Nagrody nie są wyznacznikiem wielkości aktora. Aktorska doskonałość dopiero z czasem wychodzi i wtedy widać gołym okiem kto ma znaczący dorobek, a kto gra byle jak. Nie wiem jak mogła Ci się nie podobać rola z "Gangów Nowego Jorku". Wiem, że Daniel poszedł nieco w groteskę, ale całościowo jest to jedna z jego najlepszych ról. "Nine" oglądałem piąte przez dziesiąte, właściwie skupiałem się głównie na fragmentach w których występował Daniel (no dobra, extra wypiętego tyłka Penelopy również nie ominąłem) i powiem, że bez wątpienia dobrze poradził sobie z postacią reżysera szukającego inspiracji. Szkoda tylko, że film nakręcony w formie musicalu, wolałbym ujrzeć "normalny" obraz.
Daniel jest już żywą legendą. Potrafi zmieniać się nie do poznania, używając bezbłędnych środków wyrazu, tworząc grane postaci właściwie od podstaw. Widać to już było w "Pokoju z widokiem" z 1985. Wielki aktor metodyczny. To chyba Vanessa Redgrave powiedziała, że jej ojciec ucząc ją aktorstwa rzekł kiedyś: "grając musisz pamiętać, że wcielasz się w osobę, która jest całkowicie inna niż ty". Day-Lewis opanował tę sztukę do perfekcji. Vanessa zresztą też (taki Brando w spódnicy, mówiąc prymitywnie).
Crowe, to dla mnie "Tajemnice Los Angeles", też "Informator" i pewnie "Romper stomper" (musiałbym obejrzeć). Nie cenię jego zdolności aktorskich, jego maniera jest odpychająca. W "Pięknym umyśle" momentami powtarzał styl gry z "Informatora". Chyba najlepiej sprawdza się w rolach tępych osiłków, jak to miało miejsce w "Tajemnicach Los Angeles". Mela lubię jako aktora, ale to gwiazdor, a nie artysta z prawdziwego zdarzenia. W "Hamlecie" jednak był lepszy niż nadąsany Branagh w swojej śmiertelnie nudnej wersji przygód duńskiego księcia.
może masz racje, a może jesteś tylko po prostu ślepo zapatrzony, stwierdzenie że facet jest żywą legenda jest troche na wyrost ... w roli ala tarzan (z gołą klatą) - Lewis wypadł słabiej od Crowa i od Gibsona na pewno, wiesz inny rodzaj charyzmy i mimo że film bardzo cenie, za przepiękne zdjęcia i fenomelną ścieżke dzwiękową no i kilka zapierających dech w piersi scen, to jednak odtwórca głównej roli pokazał że w gatunku sandałowym nie całkiem się sprawdza. ... Gangi Nowego Jorku pamiętam bardzo dobrze, i na pewno Lewis wybija się na tle pozostałych, ale nie jest to absolutnie jakaś przełomowa rola, ja musze koniecznie nadrobić Aż poleje się krew i w Imię Ojca, i wteddy będe mógł lepiej ocenić jego warsztat, widzialem kiedyś Czrownice z Salem i tam facet zagrał bardzo dobrze, ale sama konwencja filmu jest bardzo teatralna, coś mi się zdaje że jak Daniel czuje deski sceny pod stopami to czuje się zdecydowanie lepiej ... jeżeli mogę ci zasugerować, bo nie widziałeś Romper Stopmer, to zobacz z uwagi na brak maniery branżowej, ten film to początki kariery no i z racji tematyki to takie podziemie, jest to pewno jedna z najciekawszych ról Crowa, napewno najlepszy bad guy w jakiego się wcielał ;)
Nie jestem ślepo zapatrzony. Po prostu żywię do niego ogromny szacunek. Day-Lewis jest do tego stopnia zaangażowany w odtwarzanie granej postaci, że grając Hamleta na deskach teatru, naprawdę zobaczył ducha, he he. Kto czytał, ten wie o jakiej sytuacji mówię.
Day-Lewis jako Tarzan - seksowny! Dobra koniec żartów. Dla mnie Crowe w roli gladiatora przegrywa na całej linii z Kirkiem "Spartakusem" Douglasem. Gibson też jak zrobi minę, to nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać z jego poziomu gry aktorskiej.
Day-Lewis jest żywą legendą kina. Jak obejrzysz "Aż poleje się krew", to zrozumiesz dlaczego jest to najszczersza prawda. Abo i nie zrozumiesz. A wtedy znów wymienisz Crowe'a i Gibsona, wątpliwych konkurentów o królewski tron i tytuł najwybitniejszego aktora na chwilę obecną. Day-Lewis nie ma konkurencji. Szkoda, że Ralph Fiennes gra w byle czym. Kiedyś gdy nie miał ciekawych propozycji, robił dokładnie to, co Daniel czyli odpoczywał. Dziś niestety bierze każdą rolę. I choć to cały czas potężna klasa ("Księżna", "Najpierw strzelaj, później zwiedzaj"), to za sprawą żałosnego "Starcia tytanów", pozostaje duży niesmak.
Hehe no masz rację, nie było to może zbyt trafne porównanie ;-). Po prostu z tego co czytałem to Day-Lewis lubi utożsamiać się z odgrywanym bohaterem (zapewne jak nie jeden aktor), ale mieszkać przez jakiś czas w lesie, biegając i udając odtwarzaną postać, wydawało się bardzo ,,czadowe" i nie tylko to dotyczy filmu Ostani Mohikanin. Ponoć Marilyn Monroe także chciała znać dokładne odczucia odgrywanej postaci, aby móc odzwierciedlić emocje na ekranie. Takie odczucie i tyle ;-) Są lepsi, są gorsi, jak to w życiu, ale z pewnością są osoby, które zwracają uwagę na jego kreacje aktorskie. Po to chyba jest m. in. kino :-) i to forum :-) Pozdrawiam serdzecznie