...ze za SOCIAL NETWORK zgarnął praktycznie wszytkie możliwe liczące się nagrody, oprócz Oscara. Moim zdanie dowodzi to tylko, że Akademia nie wysila się na myślenie, tylko dla nich najlepszy film=najlepszy reżyser.
Całe szczęście, że nie dostał. Widać że Hooper włożył więcej serca w swój film niż on. Dla mnie Oscara Fincher powinien dostać za "Benjamina Buttona" a nie za ten śmieć jakim jest TSN.
benjamin jest schematyczny, ma beznadziejnego głównego bohatera, który jest nijaki i lepiej sie prezentują już postaci drugoplanowe (choć i tak nie są w ogóle ciekawe i nic nie wnoszą) po za tym połowę filmu można było by wyciąć bo pitt włóczy się bez celu.. więc lepiej daruj sobie ten "profesjonalizm", w SN widać chociaż stary styl finchera, zrobił z nieciekawego tematu, interesujący film i pokazał głównego bohatera w różnym świetle, choć to głównie zasługa scenariusza ale ogólnie i tak o 3 nieba lepszy niż button.
Widać raczej, że Harvey Weinstein niepodzielnie jest mistrzem Oscarowej promocji, skoro potrafił doprowadzić Hoopera tak daleko.
No proszę, a powszechny konsensus głosi, że to "The Social Network" jest jedną z perełek Finchera, a "Bennjamin Button" powodem do wstydu. Ja tak w sumie nie uważam, bo podobał mi się i ten drugi, ale bez wątpienia Fincher powrócił z całą siłą w TSN...
Cięzko jednak mówić o "powrocie" w odniesieniu do osoby, która jako jedna z nielicznych (moim zdaniem rzecz jasna) trzyma niezwykle równy i wysoki poziom przez całą swoją dotychczasową karierę.
I oprócz nagród gildii: producentów (PGA), reżyserów (DGA) i aktorów (SAG), które jak się okazuje są lepszymi oscarowymi prognostykami niz Złote Globy, BAFTy czy nagrody krytyków. Zwłaszcza DGA, z której wyborem na przestrzeni 60 lat Akademia nie zgodziła się zaledwie 6 razy. Powód tego jest prosty - znaczna część akademików należy do którejś z tych gildii, wielu zapewne do więcej niż jednej.