Postać którą wykreował u Lyncha w "Blue Velvet" jest niesamowita. Przeraża od początku, od pierwszej chwili gdy pojawia sie na ekranie. Jego zachowanie budzi strach, wywołuje skrajne emocje... genialne. Słow mi brakuje, bo nie znam ich tak wielu do opisania, tego co sie dzieje we wnętrzu widza, oglądajacego spektakl tego aktora (co prawda McLachlan czy Rosselini graja równie świetnie... ale on ich przycmiewa). Pewnie w innych filmach również go widziałem, ale juz nie pamietam (ostatnimi czasy mało filmów oglądam, i skleroza mnie łapie d;). Jak dla mnie, Oskar dla tego pana za rolę Franka sie należy.
No tak! Red Rock West! Tam też grał świetnie... i jedynie potwierdza moją opinię (jakże krótką) na jego temat.