Powiem szczerze, że nie wydaje mi się, ażeby pojawiające się tu i ówdzie cienie mikrofonów, bądź odbicia ekipy w szybach były błędami wynikającymi z braku talentu tego reżysera. Kiczowata scenografia, niedoszłe aktorstwo i wszelki błędy techniczne to moim zdaniem tylko i wyłącznie wina bardzo skromnego budżetu. Nie da się zrobić filmu w cztery dni bez kiepskiej jakości ujęć. To po prostu niemożliwe! W końcu wszystkich członków załogi trzeba jakoś opłacić- i aktorów,- i kamerzystów,- i montażystów, itp. Każdy dzień na planie kosztuje, więc im krócej tworzymy produkcję, tym mniej płacimy. Proste, prawda? A tu na dodatek odtwórcy ról, to przede wszystkim amatorzy i ludzie kompletnie nie powiązani z filmem (może za wyjątkiem Bela Lugosi). Ponadto scenariusz cały czas poddawany jest obróbce. Przy czterech dniach (a w takim czasie właśnie powstało większość dzieł Wooda) to niemożliwe. W filmach Eda czuje się tę koncepcję, która nieudolnie wychodzi z ukrycia. Widziałam "Glena, czy Glendę"- niby tematy kompletnie nie powiązane ze sobą, ale po dłuższym namyśle dochodzimy wreszcie do wniosku, że mają jednak sens. Ukryty, jak parabola. Z takim podejściem do sprawy hasło "pull the string!" wydaje się być jakieś przełomowe, twórcze. Chyba nie pomylę się mówiąc, że tak jest. A wyliczanka o pieskach, zarozumialcach i ślimakach wprowadza w dziwny, przerażający trans, tak jakby strach autora przechodził na nas- strach zdający się sięgać czasów wczesnej młodości. Owszem, scenariusz "planu 9 z kosmosu" jest tak absurdalny, że aż człowiek dziwi się, iż w ogóle coś takiego powstało. Z drugiej zaś strony ma się nieodparte wrażenie, że podobny film mógł zrobić tylko osobnik z wielką pasją. Nie powiem, że Wood nie miał za grosz talentu, bo to kłamstwo. Raczej nie miał go na tyle, by w pełni rozwinąć skrzydła. "Glen, czy Glenda", to nie jest głupia produkcja. To film mądry, a na tamte czasy bardzo niezwykły, gdyż o kontrowersyjnej tematyce. Podziwiam Eda za jego determinację i zapał oraz za to, że nie bał się realizować marzeń, mimo nieustających przeszkód. I chociaż jego filmom bardzo wiele brakuje do statusów dobrych, to jednak nie ustaje w nas uczucie, że ma się do czynienia z poczciwym idealistą a to, podnosi go w naszych oczach do rangi specyficznego człowieka sukcesu.