Daję mu "9", bo był prawdziwym artystą, nie ma dziesiątki, bo niby mam dawać ją człowiekowi bez krzty talentu reżyserskiego?
Ode mnie ma 10, ale nie za film Burtona, bo ten oglądałem dopiero po tym jak widziałem "Bride of the Monster" i "Plan 9 from Outer Space", ale za osobowość reżysera, za jego pasję w realizacji marzenia: bycia wielką gwiazdą kina. I mimo, że facet nie miał za kszty talentu, mimo, że jego każdy film okazał się klapą i artystycznym nieporozumieniem, to on dalej kręcił następne filmy. I za to należy mu się szacun, bo mimo wielu trudności realizował swoje pragnienia.
Niezłe pytanie, takie skłaniające do grzebania w pamięci... zewnętrznej komputera.
Ale do rzeczy- Film Burtona obejrzałam w lipcu 2004 r., "Plan 9" w październiku 2004 r., a "Bride of the Monster" oraz "Glen or Glenda" w czerwcu 2005 r..
Wniosek- niespodzianka! Przykro mi drogi łowco ignorantów, ale w chwili pisania mojego wcześniejszego posta znałam już twórczość Wooda!
Nie wiem, kiedy na filmwebowskich forach zniknęły oznaczenia płci użytkowników, ale tak, czy inaczej- nie godej do mnie "chopie", ty... nie dokończę, bo zaraz mi zarzucą, że "Angelusa" przed chwilą oglądałam...
On robił filmy, bo to kochał. Nie robił tego dla pieniędzy. Czytałam nawet, że chodził na wagary...do kina! Gdyby tylko miał więcej pieniędzy i talentu....
Zacznijmy od tego, że większość z was jakby miała kasę to by nie rozwijała talentu. ;)
Nieprawda. Jeśli ten nasz talent to coś, co kochamy, to byśmy go rozwijali. Np. jak ktoś ma głos i lubi śpiewać, to śpiewać będze. A tak w ogóle im więcej kasy, tym większy apetyt na nią :)
No bo oni mieli talent w przeciwieństwie do Eddie'go....I nie chcieli kręcić filmu s-f z małym budżetem Jak ma się mało pieniędzy to trzeba zrobić film bez żadnych efektów specjalnych, np.: "Wściekłe psy" jeśli chodzi o QT.
I jeszcze mi powiedz, że w swoim debiucie "Glen czy Glenda" napieprzył tyle efektów specjalnych, że w tamtych czasach uważalibyśmy ten film za Matrixa.
Założę się, że Ty byś nie zrobiła lepszego filmu od Eda w ciągu czterech dni. :)
Oczywiście, że nie, ja nie potrafię robić filmów :) Ale jeśli ktoś wybiera karierę reżysera, to powinien umieć kręcić filmy.
A co, jeśli człowiekowi nie dają szansy się wykazać, a posiada pasję?
W filmach Eda widać to idealnie - gdyby wyłożyć porządne pieniądze na jego projekty, stworzyłby świetne filmy.
Corman kręcił bez kasy, Wood za psie pieniądze. Wood kręcił same gnioty, Corman całkiem niezłe filmy. A Corman wcale wielkim geniuszem nie był. Mam nadzieję, że Ci to przejaśniłem.
Ekhm.... filmy kręcone z małym budżetem nie oznaczały od razu klapy. Halloween, Noc żywych trupów. Klasyki a reżyserzy uznawani wszędzie. Soł.... a jeśli chodzi o żenujące efekty specjalne mamy to chociażby w bad taste, albo martwicy mózgu - też nie pływał w funduszach... da się . da się. marny budżet to jest argument, ale nie usprawiedliwienie
Żuławski opowiadał w wywiadzie-rzece, że gdy kręcił filmy we Francji to w Paryżu były dziesiątki tysięcy osób przesiadujących całymi dniami w kinach i określających się jako aktorzy, chociaż ich szanse na karierę filmową były mniej niż marne. Tymi ludźmi też mamy być zachwyceni?
A wasze dzieci będą oceniać Uwe Bolla za artyste, bo mimo, że każdy film jest klapą i gównem to on dalej to robi. I z oceny 1,9 zrobi się 9,1. Yeeeaaaah.
Filmy Eda Wooda były złe w ten fajny uroczy i nieudolny sposób, Uwe Boll jest denny i do tego w ogóle nie wciąga.
bo miedzy nim a uwe jest zasadnicza roznica- edie robil filmy tak slabe, tak zle ze az to sie swietnie oglada chocby jako ciekawostke a uwe stara sie niewiadomo co i wychodzi film tak zly i tak slaby ze nie mozna go ogladac nawet jako ciekawostke.