Jak myślicie... Czy żyłby do tej pory, gdyby rozdanie Oscarów odbyło wcześniej, a on oczywiście otrzymałby Oscara za rolę Jokera? Niektóre fakty wpływają różnie na nasze życie i potrafią obrócić jego bieg bagatelnie. Czy Heath stwierdziłby, że jego wysiłek został doceniony, a rola ( która wpływała przecież na niego tak negatywnie i destrukcyjnie ) okazała się być dla niego szczęśliwa i zacząłby patrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy? Czy może jego psychika była już tak doszczętnie zniszczona, że nic nie było w stanie mu pomóc, nawet takie, wydawać by się mogło, przełomowe zdarzenie?