Rozumiem, że ten człowiek prywatnie przeżywa życiową tragedię, a za charakteryzacją Kapeluszenika ukrywa pełen boleści wyraz twarzy. Oscar należy mu się za rolę w "Truposzu" Jima Jarmuscha. Tak się zastanawiam czy jeden z ludzi, który dzięki mojemu odkryciu twórczości Tima Burtona w dzieciństwie rozkochał mnie w kinematografii. Czy ten człowiek nie dostaje już niczego innego poza kolejnymi figurami powielenia Jacka Sparrowa w "Skrzyni umarlaka"? Czy doczekamy się jeszcze bardziej oszczędnej, minimalistycznej roli Johnny'ego, który będzie pozbawiony szarży? Choć jest wyjątkowo chwalony za delikatną zmianę emploi w "Czekając na barbarzyńców".