nazywają niskobudżetowym 'Władcą Pierścieni' - i po seansach dochodzę do wniosku, że skojarzenie nie jest od czapy. Czarodzieje, magiczne kamienie, ciemne moce, elfy i orkowie... W nastroju dialogów może bardziej pod 'Rudego Dżila i jego psa' niż pod LOTR, ale smaczki tolkienowskie są.
Jako fantasy jest to raczej męczące doświadczenie, ale ciekawie, moim zdaniem, poprowadzili wątek wampiryzmu energetycznego. Pojęcie znane do znudzenia wszystkim czytającym czarną biblię LaVeya, a poza tym kontekstem pojawiające się co i raz w poradnikach psychologicznych. Urodzona ze skazą bohaterka potrafi rzucać zaklęcia dzięki temu, że używa energii osób w pobliżu, od osłabienia aż do wchłonięcia całej istoty żywej. Próbuje czarować inaczej, ale ciągnie ją do pasożytniczych rozwiązań 'na skróty'. Dające do myślenia.