wnerwia w najlepszym stylu a la Chris Walken. Chyba główny powód, dla którego warto obejrzeć 'Boga', to jego postać wykładowcy warczącego podczas wykładów... bo reszta postaci dosyć smętnie wypada.
Tzn. główny bohater jest tak uroczym, naiwnym i grzecznym chłopięciem, że potwierdza sztampowe wyobrażenia ateistów o katolikach jako bezmyślnych gościach unikających brania się z życiem za bary, bo tatuś na górze załatwi wszystko, z czym biedny ateista musi zmagać się heroicznie w samotności. A pozostali tak rozmywają się, że po tym czasie, który upłynął od mojego seansu, nie pamiętam z nich zbyt wielu.
W 'Let There Be Light' mamy trochę powtórkę z tego ostrego sosu ateistycznego. Ale już bez tego przenoszenia gór. Sorbo mówił w wywiadzie, że nie będąc ateistą, wzorował się na wystąpieniach ateistów w mediach, i zadziwia go, jak można zapluwać się na istotę, co do której twierdzisz jednocześnie, że nie istnieje.