Moim zdaniem ta aktorka średnio nadaje się na Sanse Stark. Wprawdzie jest ładna, ale nie wyróżnia się tak urodą jak książkowa Sansa. Za to muszę przyznać, że wspaniale poradziła sobie z rolą i naprawdę zagranie naiwnej i nieco głupiutkiej Sansy wyszło jej fantastycznie.
Mogli jej zostawić te blond włosy z głównej fotki. Ja podczas czytania przez cały czas wyobrażałam sobie Sansę jako blondynkę (mimo iż w książce było napisane parę razy, że ma ciemne włosy), dlatego że na początku była taka strasznie głupiutka i irytująca. Poza tym ta aktorka jest za stara do tej roli. Scena, w której Cersei pyta Sansę, czy już ma okres, a ta przecząco kręci głową rozbawiła mnie - w tym wieku dziewczyny już dawno go mają. Koleżanka z planu Sophie grająca Aryę spisuje się w swojej roli dużo lepiej. No, ale może w 2 sezonie Sophie lepiej zagra, Sansa w 2 tomie zresztą też w końcu mądrzeje.
Zdecydowanie wszyscy, no prawie wszyscy, są sporo starci w serialu aniżeli w książce, ale z tego jestem raczej zadowolona.
Nie umiem sobie wyobrazić 14letniego Robba prowadzącego armie do boju...
Zgadzam się, że aktorka grająca Aryę wypadła dużo lepiej, ale też jej postać jest bardziej sympatyczna aniżeli postać Sansy.
To, że reszta jest ciut starsza - ok, ale Sansę zrobili już dużo za starą. Wygląda na starszą nawet od Joffreya. Potem wychodzą takie kwiatki jak scena z okresem :)
Postać Aryi rzeczywiście jest sympatyczniejsza, ale Sansę też można było dobrze zagrać, tzn. zgodnie z książką jako ciągle szczebioczącą, supergrzeczną słodką idiotkę. Tymczasem serialowa Sansa kiedy już pojawia się na ekranie, to snuje się po nim z niewyraźną, zbolałą miną... :P
Ale ogólnie oni wszyscy po prostu są 2 lata starsi. Bran też ma 10 lat, a nie 8. A w książce jak miała 11 i nie miała okresu to było ok. Tutaj wyszło głupio. Tak samo jak z tym, że jest wyższa od Joffa :)
Postać Aryi jest jedną z najlepszych :)
Musicie wziąć pod lupę fakt, że duża część widzów Gry o Tron nie czytała książki, lub będzie ją czytać po obejrzeniu 1 sezonu, nie mogąc doczekać się co będzie dalej :P Ja nie czytałam i nie widzę problemu w fakcie, że sansa wygląda na 16 lat... Zagrała dość dobrze, bo po 1 sezonie naprawdę nie lubię tej postaci... Naiwna i głupia dziewczyneczka, pragnąca udawać dorosłą... :)
Czytanie dzieł literackich po obejrzeniu serialu (czy filmu), zwłaszcza tak wiernie oddanego jak Gra o Tron moim zdaniem mija się z celem i uważam, że ludzie, którzy tak postępują sami robią sobie krzywdę :P Po co czytac książkę, skoro z góry wiesz, jak się skończy? 0 emocji.
Tak samo, po co oglądać serial, przeczytawszy wcześniej książkę? Różne ludzie mają motywacje, ale tak bywa. Więc co się spinać na temat dobrania jakiejś postaci? Ja też np w Wywiadzie z wampirem nie widzę po prostu dorosłego Banderasa w roli 16 letniego chłopca :D No ale bywa :P
Po co oglądac serial, przeczytawszy książkę? Żeby zobaczyc, czy twórcy serialu się postarali czy spaprali robotę :) Film/serial na podstawie książki obejrzany po jej przeczytaniu potrafi byc dla mnie emocjonujący, w drugą stronę rzadko to działa :) A jeśli chodzi o Wywiad z Wampirem, jest to jeden z moich ukochanych filmów i jedyny przypadek, który mi w tym momencie przychodzi do głowy, żeby film był lepszy od książki :) No, może jeszcze Naciągacze ;D
Po co się spinac na temat dobrania jakiejś postaci - ludzie, czytając książkę mają swoje wyobrażenia i są niezadowoleni, jeśli twórcy filmu/serialu przedstawią to inaczej. A akurat pan Martin ma bardzo dobre opisy i charakterystyki postaci, nie zostawiające dużo miejsca na domysły. Serialowa Sansa jest mało książkowa i gra ją drętwa aktorka, ale (może naiwnie) liczę, że bardziej się ona popisze w kolejnej serii, zwłaszcza że i postac się rozwija :)
No to wiesz, że Armand miał 16 lat, kiedy został wampirem, wyglądał młodziutko, a w filmie gra go dorosły Banderas :D
U mnie czytanie i oglądanie działa w obie strony. Zawsze czytam książki - nawet po obejrzeniu filmu czy serialu, choć oczywiście lepiej czyta się przed obejrzeniem. Niestety nie zawsze tak się da. Jak zaczęłam oglądać serial, to okazało się, że jest książka. Obejrzałam, bo nie wytrzymałabym z ciekawości i dopiero po obejrzeniu przeczytałam książkę. Uważam, że było warto, bo lepiej poznałam bohaterów. Po za tym w książce są zawsze pewne smaczki, których w serialu nie dało się ująć. A teraz skoro wiem, ze mi się spodobało na pewno przeczytam kolejne książki przed premierami następnych sezonów:)
Nie jestem więc osamotniona w twierdzeniu, że film może być lepszy od książki i mam tu właśnie na myśli "Wywiad z wampirem" :) Ja bym jeszcze do tej listy dodała "Tajemnica Brokeback Mountain".
Niby tak, ale jeżeli ktoś oglądał serial i mu się na tyle spodobał, że zdecydował się na przeczytanie sagi to uważam, że lepiej przeczytać pierwszą część książki niż ją sobie darować i od razu przejść do drugiej :). Niestety jakkolwiek dobry by był serial nie oddaje on tak złożoności postaci i intryg jak książka.
Tak, zgadzam się w 100% :) ja i mama i czytałyśmy książkę a tata tylko oglądał serial i konsekwencja była taka, że podczas oglądania musiałyśmy mu dużo rzeczy tłumaczyc, gdyż serial zwyczajnie te wątki pomijał :P
To samo miałam z siostrą :) najpierw oglądała ze mną serial ( ja byłam już po przeczytaniu) i musiałam jej czasami coś objaśniać potem sama przeczytała i stwierdziła, że dzięki temu zaczeła znacznie bardziej rozumieć postacie :)
Wczoraj tatuś (już po obejrzeniu jakiś czas temu całego serialu) zapytał, kto to jest Tyrion... :) Jednak polecam wszystkim najpierw przeczytac ;D
Czytanie książek po obejrzeniu ekranizacji to wyrządzanie sobie krzywdy i zero emocji? Nie zawsze, chociaż zdarza się ;) Zaraz po zakończeniu sezonu zabrałam się za książkę, i emocji było aż nadto. Świadomość tego, że wiem jak się zakończy wcale nie zepsuła efektu (no.. może odrobinke ;). Plus jeszcze fakt, że nie każda dziewczyna zaczyna miesiączkować w tym samym czasie. Zdarza się, że przychodzi to dopiero w wieku 17 lat. ;)
zawsze mozna odczekać by zapomnieć, ja teraz czytam książkę i ma swoj urok. Dużo dialogów i opisów. Ogólnie bardzo dobrze napsiana, a serial bardzo dobrze odzwierciedla książkę. Co nei zmienia faktu, że rozumiem cię, tylko u mnie jest na odwrót. Sam nie potrafilem zdzierzyć oglądania filmu świeżo po skończeniu książki. Trafiało mnie, kiedy tak się nie zgadzały, wiec mam sposób- odczekać, aż się zapomni szczegółów książki.
Miałam podobnie z czytaniem Harry'ego Potter'a, pierwsze trzy części oglądałam, ale czwartą najpierw przeczytałam, potem trudno mi było oglądać film bo raziło mnie to jak wiele ważnych fragmentów pomineli w filmie...
Nie zgodzę się :) Serial jest świetny, a to tylko 1/3 tego co jest w książce, więc wydaje mi się, że w tym przypadku lepiej obejrzeć najpierw serial, w którym jest mniej wątków i dopiero później przeczytać książkę i mieć dużo więcej niewiadomych co sprawia, że czyta się jeszcze lepiej ;) Ja np skończę oglądać sezon 2 i zacznę czytać książkę i zanim powstanie 3 sezon to przeczytam już 2 części.
"Czytanie dzieł literackich po obejrzeniu serialu (czy filmu), zwłaszcza tak wiernie oddanego jak Gra o Tron moim zdaniem mija się z celem i uważam, że ludzie, którzy tak postępują sami robią sobie krzywdę :P Po co czytac książkę, skoro z góry wiesz, jak się skończy? 0 emocji."
Lompletnie nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Mnie nie robi różnicy, czy najpierw obejrzę film, czy przeczytam książkę, emocje odczuwam jakbym czytała/oglądała pierwszy raz. Według mnie, jeśli ktoś po obejrzeniu filmy zabiera się za książkę i uważa, że nie dostarczyła mu żadnych uczuć to albo (i nie chcę tu nikogo obrażać) ma słabą wyobraźnię albo autor się nie spisał.
Jeśli chodzi o Grę o Tron to pierwszy u mnie był serial, co właściwie nie miało dla mnie żadnej różnicy, ponieważ książka dostarczyła mi masy emocji. Choć, wiedziałam, co wydarzy się w niektórych scenach za każdym razem to była istna niespodzianka, bo autor odwalił kawał dobrej roboty.
Ja tak zrobiłam i nie żałuję. W seriali omineli kilkanaście (jak nie więcej) istotnych szczegółów. I to się tyczy każdego z 2 sezonów. Zobaczymy jak zrobią 3, bo szczerze nie wyobrażam sobie żeby to wszystko co opisane zmieścili w 10 jednogodzinnych odcinkach... No ale podobno Martin napisał już scenariusze do wszystkich sezonów więc :P
Zarówno Rob jak i Jon Snow wyglądają na 25-30 lat ;)
Nie tylko młodsi bohaterowie grani są przez dużo starszych aktorów (jak to prawie zawsze bywa), ale postacie mają zmieniony wiek... Np. najmłodszy Stark ma w książce (o ile dobrze pamiętam) 3 lata. w Serialu 7.
Aktorka grająca Sansę ma 16 lat - osobiście bardzo mnie to zdziwiło, bo dałabym jej ok 20. Co do wyglądu - między kasztanowymi a rudymi włosami jest różnica.
Sam serial jest rewelacyjny. Rzadko można spotkać film tak wiernie oddający książkę. Gdyby zamiast serialu zrobili 2-3 godziną kinową wersję bardzo by powieść skrzywdzili...
'Ja podczas czytania przez cały czas wyobrażałam sobie Sansę jako blondynkę (mimo iż w książce było napisane parę razy, że ma ciemne włosy), dlatego że na początku była taka strasznie głupiutka i irytująca.' urocze.
a ile lat miała w serialu, swoją drogą? wszystkie dziecięce postacie postarzyli o 2 lata?
Wszystkich bohaterów postarzyli by zaostrzyć niektóre sceny, np. 13 letnia dziewczyna nie zagrałaby Sansy gdy chcieli ją gwałcić w stajni, więc... trochę logiki.
Tylko zauważcie, że ludzie kiedyś wyglądali poważniej, więc nie porównujcie do obecnych 13/14 latek. Nie mówię nawet o jakiś odległych czasach, bo już nawet obecne starsze pokolenia wyglądały poważniej będąc nastolatkami niż teraz nastolatki.
W tym wieku, to znaczy, w którym? Jak się ma prawie 16 lat? No, musisz wiedzieć, że niektórzy mają okres dopiero w tym wieku.
Jeśli można ufać datom, podanym na filmwebie, Maisie Williams, grająca Aryę, jest tylko o rok młodsza od Sophie Turner. Więc nie ma co się czepiać. Sophie wygląda po prostu dość poważnie. A co do kwestii menstruacji, która tak cię rozbawiła - bywa i tak, że szesnastolatka zaczyna dopiero miesiączkować.
A ja z kolei lubię i Sansę, i Aryę - Sansa w książce jest owszem, szczebiocząca, ale jednocześnie cały czas stroi fochy Eddardowi i krytykuje Aryę. Jak dla mnie bez zastrzeżeń :D
Nic to, że aktorka "wspaniale poradziła sobie z rolą" , a "zagranie naiwnej i nieco głupiutkiej Sansy wyszło jej fantastycznie.". Najważniejsze, że aktorka jest brzydka. <facepalm>. Ach ta ludzka logika i pryncypia.
Zauważ, że u Martina wszystkie ważne żeńskie postacie są opisywane jako atrakcyjne. Cersei, Margeary, Melisandre, Sansa, żona Roba, siostra Greyjoya, dzika laska Snowa, itd itd. Takie są prawa powieści i konwencji jaką obrał Martin. Królowie, książątka i królewny. Wszystkie oprócz tych, które miały być brzydkie of kors, np. Arya i Brienne.
Jon jest bardzo krytyczny oceniając wygląd Ygritte. W serialu jest ładniejsza niż ta z opisów książkowych.
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam! Przyznaję, że również zwróciłam na to uwagę. Wiele postaci jest dobranych rewelacyjnie (np. Ned, Catelyn, Cersei, Tyrion), jeżeli zaś chodzi o Sansę.... no cóż - mogli bardziej się postarać.
Jedno muszę przyznać - w serialu postać ta denerwuje mnie w takim samym stopniu, jak w książce :)
"w serialu postać ta denerwuje mnie w takim samym stopniu, jak w książce" - eee, to chyba dobrze, e? To znaczy, że aktor świetnie oddaje książkowy pierwowzór.
Tak, to prawda - dlatego napisałam, że to jedno muszę jej przyznać. Niestety jest to inny rodzaj irytacji. Książkowa Sansa,mimo że bardzo zdolna i dobrze uczona, jest głupiutka i naiwna (głównie w pierwszym tomie, później to się nieco zmienia). Mając taki charakter nie miała szansy zostania moją ulubioną bohaterką (tym bardziej w zestawieniu z dzielną i żywiołową Aryą). Jej postrzeganie świata po prostu mnie denerwuje. Nie lubię Sansy do tego stopnia, że nie zmieniłam do niej stosunku nawet w późniejszych tomach, w których niejednokrotnie odznaczała się trafną oceną rzeczywistości.
Ta filmowa denerwuje mnie z zupełnie innego powodu - słabo gra i, wg mnie, fizycznie nie pasuje do roli. Szczurowata twarz, rude i cienkie włosy, brak kobiecych kształtów - nie jest to opis piękności, jaką była Sansa książkowa....
dzika laska Snowa była opisywana jako "nie przyciągająca uwagi", dopiero kiedy zaczął ją poznawać lepiej zaczęła mu się podobać
Fakt. Jak dla mnie wogóle nie popisali się z obsadą. Jedynie Ned, Cersei, Tyrion, Arya i ta od smokow wg. mnie pasują do książkowych postaci. Ale Joffrey i Sana to już naprawdę przegieli. Sansa miała być piękna a nie wyglądać jak Maryśka z zagrody ze świnami. Joffrey też miał być piękny a wygląda jak laleczka CHucky.