Szekspir, Molier, Austen, a teraz Goethe. Ekranowa miłość tak bardzo pochłania klasyków literatury, że można mówić właściwie o nowym melodramatycznym podgatunku. Tyle że w przeciwieństwie do reszty towarzystwa Goethe kocha na pół gwizdka – film Philippa Stoelzla to produkcja stworzona z myślą o przedpołudniowej ramówce telewizyjnej. Ogląda się go bez bólu krzyża, ale też bez specjalnego podniecenia.
Młodego Johanna poznajemy na uniwersytecie, gdy w geście rebelii przeciw autorytetom strumieniem ciepłego moczu odlewa w śniegu wiekopomną frazę: "Pocałujcie mnie wszyscy w dupę!" (cytuję z pamięci). Odpowiedź na pytanie, jak długo będzie wiódł życie niebieskiego ptaka i utracjusza staje się jasna wraz z pojawieniem się na ekranie postaci Lotte Buff. Niedoszłego prawnika i wiejską dziewczynę połączy uczucie skazane na niespełnienie – Lotte została już przyrzeczona bogatemu adwokatowi. Pech chce, że jej przyszły mąż to jednocześnie zwierzchnik Goethego, zaś fircyk z lekkim piórem, nie wiedząc o planowanym mezaliansie, udziela mu sercowych porad. Stąd już tylko krok do zamienienia życia w fikcję. "Cierpienia młodego Wertera" rodzą się w bólu serca i duszy, w ciemnej i wilgotnej celi. Taka draka.
Nie ma oczywiście nic złego w cofaniu się do młodości bohatera i budowaniu opowieści o Goethem na wzór popkulturowych mitów założycielskich (to samo spotkało Batmana, Bonda, ale też Ernesto Guevarę w "Dziennikach motocyklowych"). Gdyby film został zrealizowany z ikrą, był narracyjnie płynny, naszpikowany ostrymi jak brzytwa dialogami i orbitował w najwyższych emocjonalnych rejestrach, kupilibyśmy przecież każdą "wersję" Goethego. Niestety, nie jest. Jest letni i poprawny: sceny w założeniu dramatyczne przypominają teatr telewizji, miłosne podchody kojarzą się nieodparcie z pruderyjnym kinem kostiumowym. Alexander Fehling ma wdzięk i charyzmę, ale za blisko jego Goethemu do wypacykowanego, salonowego lewka, byśmy uwierzyli w wewnętrzne rozterki pisarza.
Gdy tuż po finałowej scenie twórcy streszczają dalsze losy bohatera za pomocą serii plansz informacyjnych i przypominają, że "Cierpienia młodego Wertera" doprowadziły do fali samobójstw na Starym Kontynencie, podświadomie ujawniają największy feler swojego filmu. Biografia Goethego, wielowątkowa, skomplikowana i mroczna, została tu sprowadzona do błahej historyjki z awanturniczym rodowodem. Jeśli ktoś szuka w kinie właśnie takiej opowieści, weltschmerz mu nie grozi.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu