Recenzja filmu

Co robimy w ukryciu (2014)
Jemaine Clement
Taika Waititi
Taika Waititi
Jemaine Clement

Bromance nieumarłych

Autorzy nie gonią szaleńczo za realizmem, ale nie celują też w groteskowe przerysowanie. Umiejętnie wykorzystują szorstkość i chropowatość "reportażowej" konwencji, zachowują kamienną twarz w
Domowe posiadówki i wspólne wypady na miasto, zrzutka na rachunki i kłótnie o niewyrzucone śmieci. Ktoś przeciągnie strunę, ktoś się obrazi, ktoś zużyje ostatni skrawek papieru toaletowego. Gdy starzy kumple mieszkają pod jednym dachem, katastrofę w ekosystemie może wywołać byle błahostka. I właśnie takie błahe atrakcje czekają Was tutaj – wbrew filmowym przykazaniom, bohaterów "Co robimy w ukryciu" nie spotykamy w przełomowym momencie ich życia, nie towarzyszymy wielkim wydarzeniom i przemianom, ale uczestniczymy w ich dniu powszednim. Nutkę egzotyki wprowadza jedynie ten drobny fakt, że chłopcy są naprawdę starymi kumplami, bo mają na karku po kilkaset lat. Viago, Vladislaw, Deacon i Petyr to autentyczne, wiecznie łaknące krwi wampiry.



Jemaine Clement i Taika Waititi (scenariusz, reżyseria, główne role) robią wywiad z wampirem w przypominającej najlepsze współczesne sitcomy konwencji pseudoreportażu. We "Współczesnej rodzinie" czy "Parks and Recreation" obecność ekipy filmowej nigdy nie zostaje jednoznacznie wyjaśniona, stając się z czasem wewnętrznym, lekko absurdalnym żartem. Tutaj wiadomo, że Viago i spółka zgodzili się zostać bohaterami dokumentu, ale mechanizmy komediowe działają z grubsza tak samo – dokumentalny "realizm" jest mocno umowny, a obecność człowieka za kamerą raz jest ogrywana, raz przemilczana – zależy, jak twórcom jest akurat wygodnie. Są więc fragmenty wywiadów udzielanych wprost do obiektywu, zdarzenia "przypadkowo" zarejestrowane na krawędzi kadru i jest oczywiście rozdźwięk między tym, jak bohaterowie chcą wypaść na ekranie i jak rzeczywiście wypadają. O dziwo – ciągle sprawdza się to całkiem dobrze.

Motorem zdarzeń są odwiedziny filmowców i kłopoty, jakie sprowadza na wampirzą drużynę jej nowy członek. Nick miał posłużyć chłopakom za życiodajne źródło czerwonej substancji, ale w wyniku pechowego ukąszenia wstępuje do elitarnego klubu nieumarłych, a o swojej przygodzie nie waha się paplać na prawo i lewo. Jednak główny kaliber problemów, przed którymi stają bohaterowie, jest właśnie sitcomowy – oparty na drobnostkach, codziennych sytuacjach, tarciu odmiennych charakterów. Chłopaki są taką trochę "niewspółczesną rodziną", w której wszyscy starają się tolerować nawzajem swoje dziwactwa, wspólnie dbać o seniora rodu i zastanawiają się, jaki środek chemiczny najlepiej wywabia plamy krwi z dywanu. To właśnie banał i ten "niski rejestr" tematów najlepiej przysługują się filmowi Jemaine'a Clementa, którego niektórzy z Was pamiętają pewnie jako autora i jedną z gwiazd serialu "Flight of the Conchords". Opowiadał on o muzycznym duecie z Nowej Zelandii, który próbuje zrobić karierę muzyczną w Nowym Jorku, ale głównie spędza czas, przesiadując w mieszkaniu, prowadząc dziwaczne dyskusje, kłócąc się i godząc na przemian. Słowem – na robieniu dokładnie tego, co wampiry z najnowszego filmu.



Niepierwsza to próba ogrania komicznego potencjału wampirów, ale jest w niej odrobina świeżości i wdzięku, bo nie opiera się na prostej kpinie. Autorzy nie gonią szaleńczo za realizmem, ale nie celują też w groteskowe przerysowanie. Umiejętnie wykorzystują szorstkość i chropowatość "reportażowej" konwencji, zachowują kamienną twarz w rzadkich momentach grozy i nie idą na łatwiznę, próbując wydusić śmiech z  groteskowych efektów specjalnych. Właściwie robią sobie jaja ze wszystkiego poza tym jaskrawym faktem, że bohaterowie są postaciami fantastycznymi. Oczywiście, bawią się wampirzą mitologią – stareńki Petyr przypomina Nosferatu, Vladislav jest oparty na legendzie Draculi itd. – ale żadne z tych odwołań nie jest prostackim puszczeniem oczka, które ma zastąpić prawdziwy dowcip. Humor zasadza się z jednej strony na połączeniu "szlachetnych" wzorców estetycznych z banałem sporu o nieumyte naczynia. Z drugiej – na pomysłowym zestawieniu rzetelnie i z empatią napisanych postaci. Odkładając na bok wampiryczny kostium, "Co robimy w ukryciu" jest po prostu porządnym "bromancem", komedią o trudnej sztuce pielęgnowania męskiej przyjaźni.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Motyw wampiryzmu niejednokrotnie trafiał już na ekrany w tej czy innej konwencji. Wydawać by się zatem... czytaj więcej
Wydaje się, że po sukcesie filmowej sagi "Zmierzch" gatunek wampirzy stracił nieco poważania wśród fanów... czytaj więcej
Wampiry. Przypomnij sobie, z czym kojarzą Ci się te podłe stworzenia. Jedni nazwą je krwiożercami, drudzy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones