"Spotkania na krańcach świata" są powrotem do formy. Herzog wrócił do korzeni i nakręcił niezwykły dokument, w którym udowadnia, że mimo upływu czasu, świat wciąż wydaje się mu niezwykły.
Werner Herzog nie miał ostatnio w kinie fabularnym najlepszej passy. Jego twórczość zaczęła zjadać swój ogon, a sam reżyser – radośnie oddawać się autoepigonizmowi z udziałem zagranicznej obsady. "Spotkania na krańcach świata" są powrotem do formy. Herzog wrócił do korzeni i nakręcił niezwykły dokument, w którym udowadnia, że mimo upływu czasu, świat wciąż wydaje się mu niezwykły. Jak powszechnie wiadomo, wszystko to, co nas otacza, wzięło się ze zdziwienia. A najdziwniejszym stworzeniem ze wszystkich jest oczywiście człowiek. I to właśnie wciąż świeża ciekawość nim i światem popchnęła twórcę "Fata Morgany" na Antarktydę, by przyjrzeć się pracy ludzi, którzy uciekli ze współczesnych miast w świat wiecznego lodu (Inna rzecz, że stworzyli tam miasto i na krańcu świata mają... bankomaty). W środowisko, które zamieszkują dziwacy, naukowcy i pingwiny, Herzog wkracza jako uważny i dociekliwy obserwator. Kto się jednak spodziewa, że będzie udzielał odpowiedzi na pytania rodem z Discovery, ten się srogo zawiedzie. O wiele bardziej intrygująca jest tajemnica, dlaczego małpa w czasie ewolucji nie nauczyła się jeździć konno i co czują pingwiny, kiedy decydują się popełnić samobójstwo, ruszając w bezkres śniegu. Największą siłą tego filmu jest bez wątpienia odautorski, osobisty komentarz Wernera Herzoga. Ważne jest nie tylko co, ale i jak mówi. Język Herzoga, jego specyficzna intonacja jest klasą samą w sobie. Momentami podkreśla absurd sytuacji (jak w scenie instruktażu zachowania w czasie burzy śnieżnej), czasem dramatyzm. Za każdym jednak razem jest istotnym kontrapunktem dla tego, co widzimy na ekranie. Świat, który pokazuje kamera, jest niezwykły, choć na dobrą sprawę nie jest bardziej szalony niż codzienne życie. Z tą różnicą, że do niego jesteśmy przyzwyczajeni. Obraz Herzoga można by potraktować znanym i sprawdzonym kluczem antynomii – natura versus kultura. Klucz ten nie dość jednak, że wyświechtany, to nigdy tak naprawdę nie oddawał stanu rzeczy. Człowiek, będąc integralną częścią natury, odcina się od niej, przenosząc swoje zachowania w przestrzeń kultury. Natura nie jest jednak przyjazna, jest raczej miejscem bezwzględnej walki o przetrwanie. Człowiek jako istota rozdarta i niemogąca się w pełni zanurzyć w żadnym z tych światów, jest stworzeniem na wskroś dziwacznym. Potrafi bowiem wątpić i pytać. I to właśnie pytanie jest tym, co sprawia, że "Spotkania na krańcach świata" ogląda się tak wspaniale. Bo nikt nie potrafi pytać tak jak Herzog i być może właśnie dlatego to człowiek jeździ na koniu, a nie małpa.