Recenzja filmu

Żołnierze mafii (2007)
Frédéric Schoendoerffer
Benoît Magimel
Mehdi Nebbou

Francuskie pudelki

Są męscy, twardzi i bezwzględni. Robią groźne miny i chodzą w seksownych czarnych skórach. Jeżeli istnieje jakiś nadsekwański Pasikowski, to jest nim Frédéric Schoendoerffer.
"Żołnierz dziewczynie nie skłamie, chociaż nie wszystko jej powie" – śpiewał kiedyś zespół No To Co wraz z Piotrem Janczerskim. Francuscy "Żołnierze mafii" z kobietami w ogóle nie rozmawiają. Są męscy, twardzi i bezwzględni. Robią groźne miny i chodzą w seksownych czarnych skórach. Jeżeli istnieje jakiś nadsekwański Pasikowski to jest nim Frédéric Schoendoerffer. Reżyser dał się póki co poznać jako autor średniego kryminału "Tajni agenci", którego głównym potencjałem (i finalnie jedynym atutem) było aktorskie małżeństwo Moniki Bellucci i Vincenta Cassela. Teraz postanowił udowodnić, że Francuzi nie gęsi, tfu!, przepraszam, nie gęsie wątróbki potrafią tylko przerabiać na foie gras, ale mają także swoją mafię. "Żołnierze mafii" opowiadają o rozgrywkach w paryskim światku przestępczości zorganizowanej. Królem jest tu niejaki Claude (Philippe Caubère), mało kto może mu podskoczyć, pech chce, że w wyniku intrygi ten trafia za kraty. Zaczyna się walka o sukcesję, w której dość ambiwalentną rolę odgrywa młody "pistolet" Franck (efebowaty Benoît Magimel, tym razem ucharakteryzowany na Borysa Szyca). Sama intryga nie jest zresztą ważna, gdyż twórcy skupiają się głównie na celebrowaniu codzienności mafijnego życia. Bohaterowie więc bawią się w klubach, piją i wciągają różne pylne substancje, zabijają się jak popadnie (okazuje się, że w Paryżu można w centrum spokojnie zastrzelić człowieka nie martwiąc się, że ktokolwiek będzie nas szukał) i prowadzą jakieś mniej lub bardziej opłacalne interesy. Te ostatnie oczywiście między konsumpcją owoców morza a seksem, jak na prawdziwych hedonistów przystało. Mafiosi-żabojadzi tym się bowiem różnią od swoich sycylijskich odpowiedników, że zajmują się głównie "radością życia", aż dziw, że mają jeszcze czas coś załatwić. Schoendoerffer próbuje fastrygować swój zachwyt (zazdrość?) względem mafijnego stylu życia dorzucając trochę podręcznikowej psychologii. Claude traktuje Francka jak syna, ale z tego zagęszczenia emocji nic nie wynika. Reżyser nie pozwala nam się przejąć żadnym z bohaterów, wszyscy są bowiem podobnie odrażający i jednowymiarowi. Żadnych półcieni, emocjonalnych wahnięć, wszyscy są tu stuprocentowymi testosteronowcami, odgrywającymi spektakl pt. "Kto jest prawdziwym twardzielem". Ta licytacja nie ma końca, nasi samcy albo się wyrzynają, albo idą do burdelu (czy raczej to on przychodzi do nich). Trzeba przyznać, że wizerunek kobiety w tym filmie jest twórczym rozwinięciem koncepcji Władysława Pasikowskiego. Kobieta może otworzyć usta tylko wtedy gdy ma "zrobić laskę". Jedynym odstępstwem od tej reguły (choć nie do końca) jest postać żony Claude'a, kreowanej przez Béatrice Dalle, jednak reżyserowi nie starczyło cierpliwości by wygrać tę postać do końca. Ważniejsze okazały się błyskotki, jak dla nastolatka, który zostawia dziewczynę, by zabawić się z kolegami. Kto chce niech się bawi. Ja wychodzę z tej piaskownicy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones