Recenzja filmu

Kosmiczni kowboje (2000)
Clint Eastwood
Clint Eastwood
Tommy Lee Jones

Jak zdobywano Dziki Kosmos

Skonstruowany na przeciwstawieniu paru opozycji, najnowszy film w reżyserii <a class="text" href="lkportret.xml?aa=122">Clinta Eastwooda</a>, <a class="text"
Skonstruowany na przeciwstawieniu paru opozycji, najnowszy film w reżyserii Clinta Eastwooda, "Kosmiczni kowboje", w przewrotny sposób wykorzystuje temat podboju przestrzeni międzygwiezdnych, amerykańskich wypraw kosmicznych i lotów na orbitę, dla rozprawienia się z dawnym prymatem wrogiego mocarstwa wschodniego - Rosji - w tej dziedzinie. Nie przez przypadek obraz odwołuje się w tytule do westernu - opowiada bowiem o grupie czworga zasłużonych dla badań nad możliwością zagospodarowania kosmosu pilotach i inżynierach, wchodzących niegdyś w skład elitarnego zespołu Dedalus, który jako pierwszy w historii miał odbyć lot w kosmos. Niestety, ze względów dość niejasnych, wyprawę zawieszono, wysyłając na orbitę pozaziemską małpę. Po przeszło czterdziestu jednak latach, niedoszli zdobywcy kosmosu dostają szansę spełnienia swych marzeń - wbrew powszechnie stosowanym i przestrzeganym regułom postępowania, NASA decyduje się wysłać emerytowany zespół naukowców na orbitę, by naprawili uszkodzony system zabezpieczeń rosyjskiego satelity Ikon. Tym samym, pionierzy podboju kosmosu z lat pięćdziesiątych, niczym dawni kowboje - zdobywcy nieznanych i groźnych terenów - ponownie podejmują się misji opanowania niedosięgłych obszarów, dostępnych jedynie wybranym. Kosmos, prawie jak Dziki Zachód w westernie, jest jednak nie tylko nowym terytorium ekspansji i podporządkowania cywilizacji najeźdźców - jest także miejscem rywalizacji dwóch państw, potęg militarnych i technologicznych - Ameryki i Rosji Ta znacząca opozycja jest ledwie zarysowana w pierwszych scenach filmu - odwołuje się do powszechnej wiedzy widza o długoletniej walce Amerykańskich i Rosyjskich sztabów odpowiedzialnych za plany kosmicznych wypraw o dominację w międzygwiezdnych przestworzach - by w części końcowej ujawnić się jako podstawowa siła, budująca dramaturgiczne napięcie. W rolach przywróconych do łask pilotów występują legendy kina amerykańskiego - pionierzy, chciałoby się rzec, kina (zwarzywszy na względnie młody wiek tego medium) - Clint Eastwood, wcielający się w lidera grupy, Franka Corvina, który wymógł na generale Bobie Gersonie (James Cromwell) gwarancję, że w misji uczestniczyć będą prócz niego także trzej pozostali członkowie Dedalusa, Tommy Lee Jones, odtwarzający postać Hawka Hawkinsa, głównego pilota promu kosmicznego, Donald Sutherland, kreujący szarmanckiego i uwodzicielskiego astrofizyka Jerry'ego O'Neila oraz James Garner, w roli Tanka Sullivana, który po zakończeniu kariery pilota i speca od urządzeń, został kaznodzieją. Taka obsada nie tylko zapewnia frekwencyjny sukces filmu, ale też stanowi o oryginalności obrazu, który w zabawny sposób opowiada o starości. To właśnie kolejny antagonizm - młodość i starość. Przeciwstawienie doświadczenia i wszechstronności dojrzałego zespołu, butności i niedojrzałości młodych, wąsko wyspecjalizowanych fachowców - Ethan Glance (Loren Dean) i Roger Hines (Courtney B. Vance), którzy dołączają z ramienia obecnego zarządu NASA do grona wysłanników w kosmos, sprzyja dowcipnemu i zdystansowanemu potraktowaniu drażliwemu tematowi starzenia się. Gdy bowiem zapada decyzja o wysłaniu na orbitę siedemdziesięcioletnich astronautów, uruchamia się cała lawina zgryżliwych żartów i docinek pod adresem oldboyów, którzy swoim dużo młodszym i nieopierzonym kolegom nie pozostają dłużni, odpłacając się pobłażliwymi dowcipami o pieluszkach, tudzież potrzebie spożywania papek dla niemowląt, celem wzmocnienia troskliwie pielęgnowanych muskułów Żartobliwe potraktowanie przejawów i dolegliwości związanych z podeszłym wiekiem, można uznać za nawet udaną próbę oswojenia tematu naturalnego procesu starzenia się - tym bardziej, że legendarne gwiazdy kina, w rzeczywistości także już (mówiąc oględnie) nienajmłodsze, prezentują swobodny i pogodzony z rzeczywistością stosunek do własnej kondycji oraz zaawansowanego wieku Jak jednak łatwo przewidzieć, podstarzali zdobywcy kosmosu udowadniają swoją przewagę nad młokosami, wykazując się niedościgłym doświadczeniem, wiedzą, odwagą, męstwem, bohaterstwem itp., włącznie z gotowością do poświęcenia życia. Młodzi astronauci zostają zresztą już niemal na początku kosmicznej podróży wyeliminowani (przez okoliczności obiektywne, rzecz jasna), zgodnie i jednocześnie ulegając kontuzji. Zespół prężnych siedemdziesięciolatków tryumfuje, z Clintem Eastwoodem na czele, który niczym niezłomny szeryf z Dzikiego Zachodu, nie tylko stoi na straży tradycyjnych wartości, ale też gdy trzeba, potrafi wykazać się przewagą siłową. Jedyną, acz istotną mieliznę fabuły stanowi wspomniany na wstępie konflikt amerykańsko - rosyjski, przeniesiony w obszary gdzie nie obowiązuje prawo grawitacji. Porażkę z czasów Zimnej Wojny, jeśli idzie o pierwszeństwo w podboju kosmosu, kompensuje tu zwycięstwo technologiczne i moralne nieustraszonych Amerykanów (w wykonaniu czołowych gwiazdorów), którzy unieszkodliwiają radzieckiego rzekomego satelitę telekomunikacyjnego, a w rzeczywistości uzbrojoną w sześć rakiet nuklearnych maszynę zagłady, wymierzoną w terytorium USA i zdolną unicestwić pół (jeśli nie cały) świata. Wczorajszą przegraną zamieniają oni (kowboje) w dzisiejsze zwycięstwo, ujawniając przy tym, że Rosjanie podstępem wykradli plany konstrukcyjne satelity amerykańskiego, które zastosowali następnie we własnych urządzeniach. Zatem wszystko jasne - potęga technologiczna ZSRR to zasługa amerykańskich inżynierów, ocalenie zaś planety to także ich dzieło. Natrętny tryumf racji i przewagi moralnej, jaką mają wierni zasadom Amerykanie, strażnicy demokracji i pokoju, nad dawnym Imperium Zła - Rosją splata się tu westernowej proweniencji opozycją dobra i zła. Schematyzm tak naiwny, że możnaby podejrzewać, iż ironiczny (choć wątpię) Z pewnością jednak nie sposób odmówić filmowi wiarygodności w prezentowaniu przebiegu przygotowań do podróży kosmicznej, samego lotu oraz udanych efektów wizualnych, a także lekkości, dowcipu i znakomitej obsady.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones