Recenzja filmu

Krwawy diament (2006)
Edward Zwick
Leonardo DiCaprio
Jennifer Connelly

Kino akcji ze społeczną misją

<a href="http://www.filmweb.pl/Edward+Zwick,filmografia,Person,id=10914" class="n">Edward Zwick</a> kręcił do tej pory filmy, które już samymi tytułami wywołałyby szybsze bicie serca u naszych
Edward Zwick kręcił do tej pory filmy, które już samymi tytułami wywołałyby szybsze bicie serca u naszych rodzimych specjalistów od uczuć patriotycznych. "Chwała", "Szalona odwaga" - z pewnością ani Kraszewski, ani Sienkiewicz nie mieliby nic przeciwko temu, aby zatytułować tak którąś ze swoich książek. W "Krwawym diamencie" Zwick powściąga jednak odrobinę swoje ciągoty do patosu i popadania w egzaltowany ton, a jednocześnie pozostaje znakomitym filmowym rzemieślnikiem. Przemytnik i handlarz bronią Danny Archer (Leonardo DiCaprio) wydaje się nie mieć w sobie odrobiny idealizmu. Urodził się w Rodezji (dziś Zimbabwe) i już jako dziecko zdążył nauczyć się, że Czarny Ląd to miejsce, gdzie liczą się wyłącznie siła i spryt. Dlatego też jeśli decyduje się pomóc Solomonowi Vandy'emu (Djimon Hounsou) w poszukiwaniach rodziny, to robi to tylko dlatego, że jego czarnoskóry towarzysz odnalazł i ukrył diament wart prawdziwą fortunę. Dziennikarka Maddy Bowen (Jennifer Connelly) niejedno już wprawdzie widziała, ale cynizm Archera wydaje jej się mimo wszystko odstręczający. Wspólna podróż przez ogarnięte wojną domową Sierra Leone radykalnie zmieni ich sądy o świecie i o sobie nawzajem. Widz oczywiście od razu domyśla się, że główny bohater nie jest tak naprawdę zimnym draniem. Nie ulega wątpliwości, że za jego bezwzględnością na pewno stoją wydarzenia z przeszłości, najprawdopodobniej Koszmarna Tajemnica z Dzieciństwa. Na plus należy jednak zaliczyć autorom "Krwawego diamentu" to, iż do końca starają się trzymać publiczność w niepewności. Archer nie przejdzie żadnej spektakularnej przemiany. Nawet wówczas, kiedy zdoła wreszcie opowiedzieć o swoich przeżyciach, nie dozna objawienia niczym Święty Paweł w drodze do Damaszku. Wrogość, nieufność i pokusa wykiwania towarzyszy będą mu towarzyszyły aż do ostatniej chwili. Ze swojego zadania bardzo dobrze wywiązał się Leonardo DiCaprio, który nadał tej postaci odrobinę głębi, jakiej nie mieli bohaterowie poprzednich filmów Zwicka. Dzięki temu nawet ostatnie sceny, choć przywodzą na myśl łzawy finał "Ostatniego samuraja", ogląda się bez zgrzytania zębami. Zwraca też uwagę całkowita zmiana sposobu mówienia, jakiej dokonał DiCaprio wcielając się w Archera. Jego bohater mówi mieszaniną wiktoriańskiej angielszczyzny, rynsztokowego slangu i zafrykanizowanego holenderskiego. Do tego przerzuca się całkowicie na "czarną" wymowę angielskich słów, kiedy rozmawia z tubylcami. Już choćby za ten aspekt kreowania postaci należą się aktorowi brawa. Bardzo dobrze wypadła również Jennifer Connelly w roli dziennikarki. Na szczęście reżyser i scenarzysta nie chcieli zrobić z niej słodkiej idiotki, która biega z błędnym spojrzeniem i chce przytulić każdego małego Murzynka. Najciekawsze, najbardziej wnikliwe komentarze na temat wojny domowej w Sierra Leone i stosunku Zachodu do Afryki padają właśnie z ust Maddy Bowen. Owszem, bohaterka ma wyglądać ślicznie, ale nie wskakuje do zabłoconego jeepa w pełnym makijażu, włosy miewa brudne i polepione, a garderobę wymiętą i poplamioną. Zresztą komentuje to zabawnie jeden z jej kolegów po fachu opisując, jak przekraczała linię frontu w Jugosławii, robiła zdjęcia pod ostrzałem karabinów i nadal "wyglądała bosko". Zwick słynął do tej pory ze świetnego opanowania filmowych sztuczek. Konstrukcja postaci mogła w jego filmach leżeć, ale montaż i praca kamery zawsze zwracały uwagę. W "Krwawym diamencie" strona wizualna również nie została zaniedbana. Dynamiczne ujęcia wrzucają widza w sam środek akcji, a szybkie cięcia nie pozwalają mu odetchnąć. Scena, w której Archer i Vandy przedzierają się przez ulice oblężonego przez rebeliantów Freetown, nie ustępuje w niczym najlepszym fragmentom "Helikoptera w ogniu". Choć odrobinę przygotowały mnie nań zagraniczne recenzje, mimo wszystko zaskoczył mnie sposób ukazania przemocy. Krew i cierpienie przedstawiono w "Krwawym diamencie" bardzo sugestywnie. Śmierć jest nagła i nie ma w sobie nic heroicznego, podobnie jak w "Monachium" Spielberga. Czyżby był to znak, że kino akcji opowiadające o prawdziwych konfliktach, rzeczywistych momentach eskalacji przemocy, przestaje traktować te wydarzenia wyłącznie jako pretekst do efektownego ukazania jak największej liczby trupów?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Afryka to drugi pod względem wielkości kontynent na Ziemi, zamieszkiwany przez blisko miliard... czytaj więcej
Jakiś czas temu miałem okazję obejrzeć w kinie film "Krwawy diament" ("Blood Diamond"). Obraz ten... czytaj więcej
Leonardo DiCaprio musiał długo walczyć z wizerunkiem filmowego kochasia. Trzeba to przyznać z całą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones