Jeśli przymkniecie oko na szkaradną oprawę, nie odejdziecie z pustymi rękoma. Najmłodsi zrozumieją, że miłość nie toleruje lenistwa. A dorośli – że nawet rycerz w lśniącej zbroi musi czasem
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami wiele się zmieniło. Chociaż Kopciuszek wciąż haruje jak wół, a zła macocha i jej niewyględne córki dokładają wszelkich starań, by uprzykrzyć bohaterce życie, dziewczyna wreszcie bierze sprawy w swoje ręce. Najnowsza wersja klasycznej baśni jest bezpretensjonalną pochwałą emancypacji – intryga dobrej wróżki, wytworny bal oraz zgubiony pantofelek to zaledwie prolog opowieści o silnej babce ratującej faceta w opałach.
Fabularne przetasowanie, które nakazuje Kopciuszkowi zakasać rękawy i zwiedzić pół magicznego świata w imię miłości, pozostaje oczywiście najciekawszym elementem produkcji Lynne Southerland. Reżyserka "Mulan II", wspomagana przez ekipę nieopierzonych scenarzystów, nie pracuje tu retorycznym kilofem, a feministyczne przesłanie podaje w sposób wyważony i subtelny – tak, aby trafiło do wiercących się w fotelach dzieciaków i zarazem nie kwestionowało intelektualnego potencjału rodziców. Wie również, jak wycisnąć maksimum komediowej energii z motywu zderzenia płciowych stereotypów. Zarówno Kopciuszek, jak i zamieniony w szczura książę oraz cała plejada drugoplanowych postaci są wdzięcznym tematem żartów oraz całkiem zgrabnie napisanych gagów z genedrowym podtekstem. A kiedy trzeba – wezmą udział w festiwalu slapsticku, zaszaleją w niegłupiej komedii charakterów i generalnie napocą się, by wywołać uśmiech na dziecięcych buziach.
Jak na złość, niewiele dobrego da się powiedzieć o warstwie formalnej filmu. Estetycznie to raczej niższa półka – projekty postaci odbiegają od średniej baśniowej, lokacje świecą pustkami, a rysunek czarodziejskiej rzeczywistości jest mierny koncepcyjnie. Technicznie jest jeszcze gorzej – oczy krwawią od fatalnej animacji, postaci ślizgają się jak łyżwiarze figurowi, teksturom brakuje detali, z kolei wszystkie sceny akcji wypadłyby lepiej w formie pokazu slajdów. Wspomniane niedoróbki wpływają nie tylko na poważniejsze sceny dramatyczne, w których ograniczona ekspresja postaci uniemożliwia przekazanie odpowiednich emocji, ale też na momenty humorystyczne, w których puenty nie zostają odpowiednio wygrane.
Jeśli przymkniecie oko na szkaradną oprawę, nie odejdziecie z pustymi rękoma. Najmłodsi zrozumieją, że miłość nie toleruje lenistwa. A dorośli – że nawet rycerz w lśniącej zbroi musi czasem poprosić o pomoc. I chociaż tym razem Kopciuszek nie włożył swojej najlepszej sukienki, wciąż warto przyjąć zaproszenie na królewski bal.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu