Recenzja filmu

Bezwiedne figle - O czym się nie mówi (2000)
Tamra Davis
Jennifer Jason Leigh
Drew Barrymore

O czym się powinno mówić

To film o normalnych rzeczach, choć niektórzy próbują udawać, że te nie istnieją albo że ich nie dotyczą. Możliwe też, że się ich najzwyczajniej wstydzą bądź bezrefleksyjnie potępiają.
UWAGA, SPOILERY! 
TA RECENZJA ZAWIERA TREŚCI ZDRADZAJĄCE FABUŁĘ.

Niektóre związki powstają po tym, gdy minie wstępne zauroczenie partnerem i para przechodzi do etapu budowania dalszych relacji w sposób bardziej racjonalny. Inne powstają po pełnym seksualnego napięcia szaleństwie, kiedy okazuje się, że jednak coś ich poza tym łączy. Jeszcze inne są przeobrażeniem się w relację romantyczną długiej - i być może - aseksualnej przyjaźni. Kolejne są wynikiem wyrachowania, mającego na celu zaspokojenie potrzeb: biologicznych, kulturowych, duchowych bądź materialnych. Jeszcze inne związki są swatane i mogą przekształcić się w coś więcej niż wypełnienie przykazań religijnych bądź norm społecznych. I w końcu są też takie, które powstają z konieczności, a do której to doprowadził przypadek. Ta ostatnia sytuacja najczęściej dotyczy ludzi młodych, a wręcz bardzo młodych, choć wydaje mi się, że mogę niesłusznie generalizować, bo jeśli ktoś ma więcej wiosen na karku, nie oznacza to wcale, że dorósł emocjonalnie. Nad młodymi ludźmi pochylamy się bardziej, gdyż mają całe życie przed sobą i już na starcie może się okazać, że je sobie zmarnowali. Ale też jest w tym jakiś pierwiastek własnej porażki. Tytułujemy siebie dorosłymi i mamy pełnię praw obywatelskich oraz władzę nad młodzieżą po to, aby dawać im wzór, uczyć ich podejmowania decyzji i ponoszenia konsekwencji tychże oraz po to, aby nie popełniała naszych błędów. Jeśli więc młodzi ludzie robią to samo, co my uważaliśmy za błędy, to ma się wrażenie, że ponieśliśmy własną porażkę. I nie chodzi tu tylko o naszą latorośl, ale o każdą, na którą mamy jakiś wpływ - obojętne czy jesteśmy rodzicem, rodzeństwem, przyjacielem, nauczycielem bądź wykonawcą prawa. Powielanie tych samych błędów przez jednostki znacząco wpływa na całą społeczność, a w ostatecznym rachunku oznacza to marazm cywilizacyjny. "Bezwiedne figle - O czym się nie mówi" są doskonałym przykładem całej powyższej tezy.

Bez pardonu teraz wtrącę swoje trzy grosze do polskiego tytułu filmu, bo nie da się obok tego tłumaczenia przejść obojętnie. Zawsze staram się zebrać w sobie jednocześnie garść spokoju i szczyptę zrozumienia, próbując zaakceptować polskie wersje tytułów, lecz tutaj tłumacze i dystrybutorzy próbowali chyba zrzucić z piedestału najgłupsze polskie przełożenie wszech czasów, a mianowicie "Wirujący seks" ("Dirty Dancing"). "Skipped Parts" to jednocześnie tytuł książki autorstwa Tima Sandlina i jej ekranizacji, którą recenzuję. Gdy film był niedługo po premierze dostępny w Polsce na jednej z platform cyfrowych, reklamowano go jako "O czym się nie mówi", co jeszcze jest relatywnie poetyckim tłumaczeniem "Skipped Parts" (dosł. "pomijane fragmenty", co nawiązuje do pomijanych istotnych szczegółów dotyczących seksu). Później film trafił na antenę tego samego kanału telewizyjnego, który stworzył fenomen pod tytułem "Wirujący seks" i tam - oraz w wydaniu DVD - przyłączono do tego przygłupią nazwę "Bezwiedne figle". Praca tłumacza tego kanału przypomina nieco trudy dyrektora "z zawodu" w filmie "Poszukiwany, poszukiwana", granego przez kapitalnego w takich rolach Jerzego Dobrowolskiego. Ilustruje ją poniższy dialog:
- Panie dyrektorze! Tu jest jezioro!
- A to nie, nie... A nie, dobrze! To jezioro damy tutaj... a ten niech sobie stoi w zieleni."
Zastanawiam się czy tłumacze tytułów w polskim kinie i telewizji to bardziej drętwi dowcipnisie czy jednak zgorzkniali złośliwcy.

Film opowiada historię czternastoletniego Sama (Bug Hall), żyjącego z niepracującą matką, Lydią (Jennifer Jason Leigh), na garnuszku swojego dziadka Caspara (R. Lee Ermey), który jest lokalnym bonzą na wciąż nietolerancyjnym południu USA, konkretnie w Karolinie Północnej. Akcja dzieje się w pierwszej połowie lat 60. ubiegłego stulecia, więc potępienie dla rozwiązłości czy innych ras niż biała nikogo tu nie dziwi. Aby nie popsuć notowań politycznych, Caspar wywozi córkę i wnuka daleko do Wyoming, gdzie nikogo z kolei nie dziwią Indianie poza rezerwatami. Samuel jest już w takim wieku, że dziwnym by było nie interesować się własną seksualnością (symbolem czego jest Drew Barrymore), ale jako że nie było wtedy Internetu i nie miał żadnych kolegów, to jedynym koryfeuszem na polu wiedzy o seksie pozostaje, niebędąca dobrym przykładem, Lydia. Jej wiedzę i podejście do życia najlepiej obrazuje scena z organoleptycznym zbadaniem nocnej zmazy syna, na którym zresztą nie robi to wrażenia, bo on sam nie wie, kto jest jego ojcem, a chłopaków swojej matki spotkał w życiu więcej niż rówieśników w szkole. Jak to u heteroseksualnego młodszego nastolatka, ciekawość własnego ciała łączy się z ciekawością ciał dziewcząt i kobiet oraz z chęcią niepozostawania w tyle z wiedzą na tematy, których nie rozumie, byle nie ośmieszyć się wśród innych dzieciaków. Swoją pewnością siebie w tematyce romantycznej działa na nerwy rówieśniczce z nowej klasy, Maurey (Mischa Barton). Maurey, nieco na zasadzie przekomarzania się, ale i trochę z ciekawości, decyduje się na "spróbowanie" seksu z Samem, a później na jego regularne uprawianie. Nie jest to nic dziwnego w tym wieku, wszak choć sam jako czternastolatek jeszcze tak nie robiłem (a się tym żywo interesowałem), to już znałem takie dziewczyny i takich chłopców, a nawet i poród na koniec ósmej klasy podstawówki. Zresztą, nie ma co się oszukiwać żadnymi sofizmatami - biologia sama umożliwia ludziom w tym wieku spółkowanie, płodzenie dzieci oraz ich rodzenie. Tak samo nie ma co się chować za parawanem religijnej obłudy, albowiem na wsiach, gdzie religijność jest zdecydowanie wyższa i bardziej naturalna niż w miastach ludzie zdecydowanie szybciej rozpoczynają współżycie i macierzyństwo. Gros osób, nie ukrywających pobudek ideologicznych jakie nimi kierują, uważa ten film za kłamliwy i obrzydliwy. Cóż, ja za takowe uważam hipokryzję i bigoterię. To film o normalnych rzeczach, choć niektórzy próbują udawać, że te nie istnieją albo że ich nie dotyczą. Możliwe też, że się ich najzwyczajniej wstydzą bądź bezrefleksyjnie potępiają. Osobną sprawą jest nieprzykładna postawa Lydii, która zachęca nastolatków do seksu, nie uświadamiając ich zbytnio na ten temat (antykoncepcja, seks to nie to samo co miłość) oraz nie ma nic przeciwko aborcji. Nie jestem przeciwnikiem aborcji, dając ludziom wolny wybór i życie w zgodzie z własnym sumieniem oraz potrzebami. W kontekście filmu nie uważam jednak, że to najlepsze rozwiązanie dla czternastoletniej dziewczynki, jeśli chodzi o wpływ tego zabiegu na jej zdrowie fizyczne i psychiczne.

Film ma lekkie zabarwienie komediowe, lecz lubię gdy pod płaszczykiem śmiechu są przenoszone poważne tematy i tylko od widza i jego poziomu percepcji zależy czy po seansie powie, że się tylko świetnie bawił czy będzie miał dodatkowo jakieś przemyślenia. Dzieło to nie stara się moralizować; prędzej opowiada historię, dopuszczając do komentarzy różne stanowiska. Znamienne jest, że takie samo zdanie o zabawach Maurey z Samem ma Indianin Hank (Michael Greyeyes) jak i pogardliwie podchodzący do jego pochodzenia Caspar. Widzimy też pewne podobieństwa w poczynaniach matki Maurey, Laurabel (Peggy Lipton) do Lydii. Ojca dziewczynki nie ma przez dużą część roku w domu i to ona musi ją wychowywać. Podobnie jak Lydia dla Sama jest jedynym wzorcem zachowań. Lydia urodziła syna w podobnym wieku do tego, w którym ten zostanie ojcem, a Laurabel przekazała córce proste i szybkie rozwiązania - sama zdradzała męża (Maurey zaś chłopaka) i sama zdecydowała się na aborcję. Tu pojawia się jeszcze jeden wątek: Maurey przez większość czasu była w związku z Dothanem (przedwcześnie zmarła dziecięca gwiazda, Brad Renfro), Samuel z Chuckette (Alison Pill), a Lydia raz z Hankiem, a raz z miejscowym kowbojem. To jeszcze nie były czasy rewolucji seksualnej, która miała wybuchnąć za parę lat w USA i zachodniej Europie. Jak podsumował, niecierpiący Afroamerykanów i upadku niewolnictwa, Caspar: "Co to za rodzina, którą tworzy czerwonoskóry (celowo podał nazwę innego plemienia niż powinien), ladacznica, nierób i dziewczynka w ciąży"? Postaci tu nie są jednowymiarowe; nie są tylko dobre albo tylko złe. Są raczej błądzące, lecz na pewno każdą z nich stać na trzeźwy osąd w przynajmniej jednej sytuacji w filmie, w której inni nie wiedzą co zrobić czy co powiedzieć.

"Bezwiedne figle - O czym się nie mówi" to na wskroś inteligentny film, mimo że historia i narracja do tejże nie są jakichś wysokich lotów. Nie ocenia, co według mnie jest kluczowe, ale przedstawia różne spojrzenia na trudne aspekty życia, bo warto zwrócić uwagę, że przewijają się tam także kwestie rasizmu, polityki (zabójstwo Kennedy'ego), przemian społecznych, różnic między Południem a Północą i na każdy z tych tematów przypada po co najmniej jednej opinii od dwóch przeciwstawnych sobie w tym aspekcie postaci. Jednocześnie góruje nad tym tytułem smutna refleksja, że dzieci kopiują błędy swoich rodziców, jeśli rodzice sami dotychczas nie dojrzeli i niczego ich życie nie nauczyło. Dochodzi do tego jeszcze moja osobista uwaga, że w obu rodzinach (Maurey i Sama) brakowało autorytetu ojca, co jest tak samo ważne dla dorastających chłopców i dziewcząt, a może nawet bardziej dla dziewczynek. Ogólnie jednak nie stała się tragedia: młodzi ludzie wydają się odkrywać uczucia do siebie, więc - nawiązując do wstępu - nie tylko będą związkiem z konieczności, ale i jest szansa żeby był to związek oparty na przyjaźni, co myślę jest ważne o tyle, by siebie szanowali i wspierali oraz nie poddawali za łatwo, gdy pojawią się inne problemy. Kończy się ich młodość? Możliwe, lecz ledwo przekroczą trzydziestkę, czyli wciąż będą bardzo młodzi, a ich dziecko będzie już dorosłe, więc to tylko przesunięcie w czasie, które pozwoli im na nowo kosztować życia, ale już bez głupich pomysłów, symptomatycznych dla ich obecnego wieku. Dzieło w przewrotny sposób pokazuje, o czym właśnie powinno się mówić. Uświadamiać młodszych nastolatków o seksie, zanim będą chcieli uzyskać odpowiedzi od rówieśników czy od innych, niekoniecznie mających szczere intencje, dorosłych. Kochać swoje dzieci, a nie zostawiać je same sobie, zwłaszcza gdy mają problem i proszą o pomoc. Ale też nie traktować ich jak bezmyślne marionetki w naszych rękach, a podmiotowo. Wszystko łatwo powiedzieć, byle zdecydowanie więcej mówić niż nie rozmawiać, obruszać się, wstydzić, udawać że czegoś nie ma. To właśnie te przywary doprowadziły Maurey i Sama do etapu, który połączy ich na resztę życia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones