Recenzja filmu

Nie ten człowiek (2010)
Paweł Wendorff
Piotr Adamczyk
Jan Frycz

Pieśni z M3

Wendorff osiąga lepszy efekt niż wszystkie polskie kabarety razem wzięte. Czuć również w pracy artysty pasję narratora, frajdę z opowiadania, rozwijania anegdot.
Lista zagranicznych nagród dla "Nie tego człowieka" powoli zaczyna przypominać książkę telefoniczną. I choć film zdobywa uznanie na festiwalach, których nazwy nie powiedzą zbyt wiele widzowi wyrabiającemu średnią statystyczną, wielu polskich twórców (nie tylko tych, których lenistwo, asekuranctwo lub brak talentu usprawiedliwiamy metką "kino niezależne") powinno brać przykład z Pawła Wendorffa. W jego drugim obrazie wycyzelowana forma nie jest balastem, lecz atrakcją: odsłania coraz głębsze pokłady komizmu i tragizmu.  

Szkatułkowa i wielowątkowa konstrukcja przywodzi na myśl dokonania Roya Anderssona ("Pieśni z drugiego piętra", "Do ciebie, człowieku"), który dzięki absurdalnym mikroscenom nie tylko budował swój prywatny, filmowy wszechświat, ale również satyrycznie portretował bliskie mu społeczeństwo. Kolejni bohaterowie pojawiają się tu na parę minut, znikają, potem wracają, by za kilka chwil przepaść na dobre. Ich kolejne "wejścia" zamieniają utwór w barwny (choć nakręcony w czerni i bieli) kalejdoskop postaw, charakterów, emocji i światopoglądów.  

Większość odbitych w krzywym zwierciadle groteski postaci znamy, że tak się wyrażę, z codziennego życia: od chowanych pod maminą spódnicą wiecznych dzieciaków, przez umęczone kury domowe, po conradowskich marzycieli z M3, którzy są zbyt tchórzliwi, by wszcząć własną rebelię przeciw światu i kończą na wygrażaniu sąsiadom palcem. Porcjująca kanapki pędzącemu na pociąg synowi Matka Polka (z szynką, z serem, z serem, z szynką, i jeszcze z szynką i z serem) czy pracownicy fabryki deliberujący o miłości podczas rytualnego rzucania nożem do celu to figury wyjęte z najlepszych filmów Koterskiego – jednocześnie przejaskrawione i zaskakująco prawdziwe, zaludniające surrealistyczną wyobraźnię i żyjące gdzieś obok.

Wykorzystując emploi kolejnych aktorów (fantastyczna Gabriela Muskała!) i trzymając się precyzyjnego, opartego na długich monologach scenariusza, Wendorff osiąga lepszy efekt niż wszystkie polskie kabarety razem wzięte. Jego skecze nie tylko mają puentę, co na rodzimym podwórku jest rzadkością. Czuć również w pracy artysty pasję narratora, frajdę z opowiadania, rozwijania anegdot. Chęć mówienia do innych. I słuchania nie tylko siebie.    
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones