Polski podtytuł sugeruje atrakcje rodem z katalogu turystycznego. Na szczęście film, choć nie unikający folderowych widoków, ma do zaoferowania więcej.
Polski podtytuł sugeruje atrakcje rodem z katalogu turystycznego. Na szczęście film, choć nie unikający folderowych widoków, ma do zaoferowania więcej. Jest taka reklamowa klisza, gdy na ruchliwej ulicy, pełnej czarno-białych ludzi, nagle pojawia się ktoś kolorowy (ponieważ, dajmy na to, używa leku na katar, o którym reszta zakichanego społeczeństwa nie ma pojęcia). Bohaterowie "Genui" to ludzie czarno-biali wśród kolorowych. Gdy spacerują słonecznymi deptakami włoskiego miasta, uśmiechnięci i rozgadani, widać w ich gestach i spojrzeniach piętno tragedii. Joemu (niezły Firth) umarła żona, jego dwóm dorastającym córkom – matka. Cała trójka przybywa nad Morze Liguryjskie, by zapomnieć. Opalają się na plażach, pluskają w wodzie, zwiedzają urokliwe zabytki. Długonoga, starsza siostra odkrywa uroki miłości cielesnej i szuka ukojenia w ramionach lokalnego donżuana, ojciec zaczyna pracę na uniwersytecie, gdzie podrywa go czarująca studentka. A jednak, mimo pozornej sielanki, nie udaje się przepędzić upiorów. Przepiękna Genua pokazuje bohaterom swoje pokrętne oblicze. Gubią się w ciasnych, klaustrofobicznych alejkach, na obdrapanych klatkach schodowych, wśród przybrzeżnych krzaków. Środek poetycki zwany psychizacją krajobrazu rzadko bywa użyty z taką precyzją. Ponadto Winterbottom konsekwentnie prowadzi tę historię wizualnymi kontrastami. Zimową sekwencję pogrzebu i stypy zalewa żarem południowego nieba, liryczne, pełne wyciszenia sceny puentuje rozdzierającym krzykiem Anny, zbudzonej z nocnego koszmaru. Im bliżej końca, tym mocniej owe kontrasty i banalne opozycje spychają film w stronę wątpliwej jakości traktatu metafizycznego. Wraz z pojawieniem się ducha zmarłej żony, staje się jasne, że reżyser wypełnia wzorzec kina spod znaku Kieślowskiego. Gładko rozwiązuje akcję i pokrzepia widza. Bo cierpienie po stracie bliskiej osoby to temat dla Winterbottoma oczywisty. Tak samo jak los więźniów Guantanamo, erotyczne przygody glacjologa, aborcja w społeczeństwie przyszłości, Tristram Shandy, śmierć Daniela Pearla w Karaczi, propaganda Naomi Klein i wojna w Bośni. Doświadczenia dokumentalisty pozwalają mu na szybkie wejście i wyjście z problematyki. W międzyczasie odwala kawał profesjonalnej roboty. Trochę zbyt chirurgicznej i czystej jak na twórcę ogarniętego takim głodem opowiadania.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu