Recenzja filmu

Miłość (2012)
Filip Dzierżawski

Trudna miłość

Dzierżawski ucieka się do rozmaitych dokumentalnych form podawczych. Łączy klasyczną obserwację z konwencją "gadających głów", wykorzystuje materiały archiwalne, wprowadza nawet fragmenty
Magia kina – również dokumentalnego – nieraz rodzi się w najbardziej niepozornych warunkach. Czasem wystarczy zamknąć w pokoju pięciu facetów "z przeszłością" i włączyć kamerę. Co nie znaczy, że jest to łatwe w realizacji. Filipowi Dzierżawskiemu jednak się udało. Jego "Miłość" to popis uważnej filmowej obserwacji. Największą wartością jest tu fakt, że słowa służą reżyserowi zaledwie do dopowiadania – a nie opowiadania – kontekstu, jakim jest historia tytułowego zespołu. Relacje między bohaterami rozwijają się bowiem same, na naszych oczach. Widać je w tym, jak i co grają muzycy, a także w tym, kiedy się od grania powstrzymują. Dokument o muzyce, w którym przemawiają same dźwięki? Poproszę.  

Punktem wyjścia przedsięwzięcia jest spotkanie po latach. Byli członkowie kultowej formacji Miłość schodzą się, by spędzić czas na wspólnym graniu i zobaczyć, czy połączenie ich osobowości wciąż jest artystycznie nośne. W międzyczasie każdy z nich – Tymański, Trzaska, Możdżer – poszedł własną drogą i wyrobił sobie nazwisko w środowisku. Gdy ponownie chwytają w swoim towarzystwie za instrumenty, okazuje się, że między ich głowami wciąż przeskakują iskry. Ale ta interakcja niekoniecznie ma zdrowy charakter. Dzierżawskiemu udało się uchwycić coś bardzo ulotnego – niuanse skomplikowanych relacji między grupą (byłych?) przyjaciół. Tytuł brzmi w tym kontekście niemal jak pytanie, prosi się o jakiś epitet ("trudna"?).

Ale to nie tylko film o uczuciu między członkami zespołu, ale również o ich miłości – a raczej miłościach – do muzyki. Skrajnie różne filozofie tworzenia i grania, będące odzwierciedleniem poszczególnych osobowości, nie przystają już do siebie tak jak kiedyś. W przeszłości ten organizm funkcjonował: Tymon Tymański jako duch, spiritus movens, Mikołaj Trzaska jako serce, kłąb surowych emocji przepisanych na dźwięki, Możdżer jako mózg – obkuty z teorii muzyki człowiek-maszyna. Jak na dłoni widać jednak, że dynamika Miłości nie mogła trwać w nieskończoność. Prący przed siebie Tymon jest ewidentnie rozdarty między przeciwstawnymi żywiołami Możdżera i Trzaski. Rozpad zespołu przypieczętowały jednak nie personalne potyczki, a samobójcza śmierć perkusisty, Jacka Oltera. W rezultacie ta "trudna miłość" niesie ze sobą pokłady bolesnych wspomnień, żalu i wyrzutów sumienia związanych z odejściem przyjaciela.

Żeby to wszystko ogarnąć, Dzierżawski ucieka się do rozmaitych dokumentalnych form podawczych. Łączy klasyczną obserwację z konwencją "gadających głów", wykorzystuje materiały archiwalne, wprowadza nawet fragmenty inscenizowane. Z samej sekwencji próby można by w zasadzie wykroić osobny, błyskotliwy krótki metraż. A tak dostajemy pełen pakiet: możemy zaobserwować wewnątrzzespołowe interakcje w filmowym akwarium Dzierżawskiego, ale dostajemy zarazem historię grupy w pigułce.  

Reżyserowi nie udaje się co prawda uniknąć plagi nawiedzającej wszelkie "filmy-z-muzyką", czyli scen, w których panowie grają niekoniecznie to, co akurat słychać. Inna sprawa, że to dość błahy zarzut. Poza tym wiadomo przecież, że w kinie – nawet dokumentalnym – nie o prawdę absolutną idzie. Sama decyzja o włączeniu kamery, wybór kadru jest już bowiem jakąś tam interpretacją, zawężeniem perspektywy. Do prawdy można się jedynie zbliżać. A Filip Dzierżawski ma ją na wyciągnięcie ręki. I my też – dzięki niemu.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones