Recenzja filmu

Święci z Bostonu (1999)
Troy Duffy
Willem Dafoe
Sean Patrick Flanery

Wściekłe psy z Bostonu

Wybierając się do kina na <a href="fbinfo.xml?aa=10213" class="text"><b>"Świętych z Bostonu"</b></a> nie wiedziałem, czego się spodziewać. Troy Duffy, reżyser i scenarzysta filmu, to wszak
Wybierając się do kina na "Świętych z Bostonu" nie wiedziałem, czego się spodziewać. Troy Duffy, reżyser i scenarzysta filmu, to wszak debiutant, który zrobił jak do tej pory jeden film. Odtwórcy głównych ról Sean Patrick Flanery oraz Norman Reedus mimo, iż nie są aktorami początkującymi również nie mogą poszczycić się jeszcze olbrzymimi sukcesami. Z drugiej jednak strony w obrazie gra Willem Dafoe a partneruje mu sam Billy Connolly, artysta nominowany w 1998 r. do nagrody BAFTA za kreację w doskonałym dramacie "Jej wysokość Pani Brown". Ponieważ rzadko się zdarza aby dwóch tak dobrych aktorów zgodziło się wystąpić w filmie realizowanym przez debiutanta i to za bardzo niewielkie pieniądze szedłem na seans z nadzieją na obejrzenie solidnego obrazu. I nie zawiodłem się. Fabuła "Świętych z Bostonu" jest prosta, jak budowa cepa. Oto dwóch braci, głęboko wierzących Irlandczyków, podczas bójki w barze naraża się rosyjskiej mafii, która próbuje sobie podporządkować zamieszkiwaną przez nich okolicę. Bandyci zostają pokonani, ale jak się okazuje na krótko, bowiem następnego dnia powracają z zamiarem zabicia braci MacManus. Ci jednak stawiają napastnikom czynny opór i w konsekwencji zabijają swoich prześladowców. Kiedy zwłoki Rosjan zostają znalezione przez policję do akcji wkracza FBI w osobie agenta Paula Smeckera (Willem Dafoe). Ekscentryczny stróż prawa, słuchający podczas pracy operowych arii szybko odkrywa, iż nie było to zaplanowane zabójstwo i nie ma ono, wbrew pierwszy podejrzeniom, nic wspólnego z mafijnymi porachunkami. Co więcej, skruszeni bracia sami zgłaszają się na policję, gdzie przyznają się do zabicia gangsterów. I w tym miejscu cała historia mogłaby się zakończyć, gdyby informacja o bójce nie przedostała się do prasy. Dziennikarze z miejsca uczynili z braci bojowników walczących z przestępczym świadkiem Bostonu i cała sprawa zrobiła się w kilka godzin głośna w całym mieście, a MacManusowie urośli do rangi bohaterów. Jakby tego było mało pod wpływem medialnego zamieszania wokół siebie bracia uwierzyli, iż faktycznie zostali wybrani przez Stwórcę do walki ze złem tego świata. Zakupują zatem sporą ilość broni i wyruszają na ulice Bostonu z zamiarem oczyszczenia ich z przestępców. Przeciwstawić się ich działalności próbuje agent Smecker, ale on sam wkrótce zdaje sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach krucjata Irlandczyków jest jedynym sposobem na powstrzymanie rosnącego wciąż bezprawia. Fabuła "Świętych z Bostonu" nie jest, więc, co widać z powyższego opisu, specjalnie nowatorska. Podobnych filmów historia kinematografii zna już wiele, a wśród z nich znalazły się m.in. cykl "Życzenie śmierci" z Charlesem Bronsonem oraz taki sobie "Pogromca" z Dolphem Lundgrenem będący ekranizacją popularnego na całym świecie komiksu. Z banalności tematu zdawał sobie również sprawę autor scenariusza i reżyser całego przedsięwzięcia Troy Duffy, który tą mało oryginalną historię opowiedział w sposób ciekawy, zaskakujący, a co najważniejsze, trzymający w napięciu. "Święci z Bostonu" to przede wszystkim film, który operuje nawiązaniami i odwołaniami do innych obrazów takich reżyserów jak Quentin Tarantino, czy John Woo. Historia opowiedziana w filmie przedstawiana nam jest podobnie jak w "Pulp Fiction" z pominięciem chronologii, bracia MacManus tak samo jak Jules Winnfield przed zabiciem złoczyńcy recytują modlitwę a strzelaniny zrealizowane są według najlepszych wzorców stworzonych przez Johna Woo jeszcze w czasach, kiedy pracował on w Hong Kongu. Uważny widz takich odwołań znajdzie jeszcze więcej, ale ponieważ ich wyszukiwanie jest całkiem niezłą rozrywką nie zdradzę nic więcej aby nie psuć nikomu zabawy. Owe zapożyczenia nie są jednak ślepym i bezmyślnym kopiowaniem cudzych pomysłów. Troy Duffy nie kryje tego, że czerpie pełnymi garściami z twórczości innych artystów, ale też widać wyraźnie, że ich idee są dla niego jedynie inspiracją do własnych rozwiązań reżyserskich, które niejednokrotnie są znacznie śmielsze i odważniejsze niż oryginalne. Duffy cały czas bawi się z widzem. Z jednej strony opowiada nam sensacyjną historię samozwańczych mścicieli, z drugiej puszcza do nas oko mówiąc "ten film to jedna wielka gra". W parze ze sprawną reżyserią idą doskonałe dialogi, które, mimo, iż składają się głównie z wyrazów powszechnie uznanych za wulgarne to jednak są nieodparcie śmieszne i wierzę, że część z nich na pewno wejdzie do języka potocznego. Na pochwałę zasługuje również aktorstwo. Wspomniani już wcześniej Sean Patrick Flanery oraz Norman Reedus dobrze wywiązują się ze swoich ról, ale uczciwie trzeba przyznać, iż artystą najbardziej zwracającym na siebie uwagę jest Willem Dafoe, który w "Świętych z Bostonu" stworzył jedną ze swoich lepszych kreacji. Kiedy kreowany przez niego agent Paul Smecker pojawia się na ekranie to oczy wszystkich widzów wpatrzone są tylko w tą postać, reszta bohaterów jest jedynie tłem dla Dafoe i jego gry. Równie dobrze wypadł szczególnie lubiany przez mnie Billy Connolly, który popularność zyskał jako aktor komediowy a w "Świętych z Bostonu" wcielił się w maniakalnego zabójcę o imieniu "Il Duce". Opisywane wydarzenia ilustrowane są ciekawą muzyką będąca mieszaniną operowych arii, techno oraz rocka, która doskonale pasuje to klimatu i fabuły obrazu. "Święci z Bostonu" to, moim zdaniem, film godzien polecenia, który koniecznie powinni obejrzeć miłośnicy Quentina Tarantino oraz Johna Woo (szczególnie jego twórczości z czasów, kiedy pracował w Hong Kongu). Obraz oferuje nam szybką akcję, niezłą muzykę, sporo specyficznego humoru i solidne aktorstwo. Jest to z całą pewnością jeden z ciekawszych debiutów ostatnich lat i pozostaje nam mieć nadzieję, że kolejny obraz Troya Duffy będzie jeszcze lepszy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones