Recenzja wyd. DVD filmu

Blueberry (2004)
Jan Kounen
Vincent Cassel
Juliette Lewis

Western wizyjno-hipnotyczny

Pod koniec lat 90. reżyser <a href="http://www.filmweb.pl/Person?id=10345" class="n">Jan Kounen</a>, twórca niezłego choć niedocenionego <a
Pod koniec lat 90. reżyser Jan Kounen, twórca niezłego choć niedocenionego "Dobermanna", ogłosił, iż zamierza przenieść na duży ekran popularną serię komiksową Moebiusa i Jean-Michela Charliera pt. "Blueberry". W wielu wywiadach Kounen zapowiadał, że jego celem jest zrobienie filmu maksymalnie wiernego westernowym realiom. W tym celu reżyser wybrał się nawet kilka razy do USA, gdzie spotkał się z przedstawicielami indiańskich plemion. Te spotkania zaowocowały jednak poważnymi zmianami, zarówno w karierze samego reżysera, jak i w jego wizji przyszłego filmu. Podczas wspomnianych wizyt Kounen spotkał się z indiańskimi szamanami, czego efektem były eksperymenty z pejotlem i innymi środkami halucynogennymi. Zafascynowany nowymi przeżyciami reżyser nie dość, że zrealizował dokument "Other Worlds" poświęcony narkotycznym wizjom, to jeszcze postanowił część swoich przeżyć umieścić w ekranizacji komiksu. W rezultacie powstał film, który mimo charakterystycznej scenografii i pozornie westernowej fabuły, nie przypomina żadnej z kowbojskich opowieści, jakie widzieliśmy do tej pory na dużym ekranie. "Blueberry" Kounena nie obfituje w pojedynki rewolwerowców, w tle nie przebiegają stada bizonów, a finałowa walka pomiędzy tytułowym bohaterem, a jego śmiertelnym wrogiem rozgrywa się nie na "ubitej ziemi", ale w świecie narkotycznych wizji. Połączenie twórczości Moebiusa i Williama S. Burroughsa, jak często określano "Blueberry", nie zostało jednak dobrze przyjęte ani przez widzów, ani przez krytyków. Film, którego produkcja kosztowała 45 milionów dolarów, a w rolach głównych pojawiły się takie sławy jak Vincent Cassell, Michael Madsen, Juliette Lewis, czy Ernest Borgnine w Francji zgromadził bardzo niewielu widzów, a w większości krajów (w tym również w Polsce) ukazał się od razu na kasetach VHS i płytach DVD z pominięciem dystrybucji kinowej. Wydaje się, że ambitny projekt nieco przerósł umiejętności Kounena. Pierwszą część filmu, w której najpierw poznajemy młodego Blueberry'ego i jesteśmy świadkami tragicznych wydarzeń z jego życia, a później obserwujemy go jako dojrzałego mężczyznę pełniącego funkcję szeryfa w miasteczku sąsiadującym z terenami Indian, ogląda się jeszcze jako tako. Jednak, od momentu, kiedy na ekranie zaczyna dominować indiańska magia, fabuła zaczyna się gmatwać, a westernowe krajobrazy zostają zastąpione przez długie - w finale trwające nawet po kilkanaście minut - i niestety mocno niezrozumiałe cyfrowe animacje będące odzwierciedleniem narkotycznych wizji. Owszem, trzeba przyznać, że same animacje, których autorem jest Rodolphe Chabrier robią wrażenie i aż żal, że nie miałem okazji obejrzeć ich na dużym ekranie, ale z drugiej strony ciężko powstrzymać się od ich przewinięcia w sytuacji, kiedy przez długie minuty naprawdę nie wiadomo, o co chodzi. "Blueberry" niestety rozczarowuje. Scenariusz filmu inspirowany jest co prawda albumami "La Mine de l'Allemand perdu" oraz "Spectre aux balles d'or", ale obraz Kounena, co zaznaczono również w napisach początkowych, jest ich bardzo luźną adaptacją. Z seansu mogą być zatem niezadowoleni zarówno wielbiciele komiksowej serii jak i fani westernu, gdyż wizja reżysera jest odmienna od tego, co znamy z komiksów i innych filmów. "Blueberry" broni się jednak od strony technicznej. Poza wspaniałymi animacjami cyfrowymi film wyróżnia się również pięknymi zdjęciami, których autorem jest Tetsuo Nagata. Porywające ujęcia przedstawiające wspaniałe plenery - pustynie, kaniony, wodospady - przywodzące na myśl niesamowite widoki znane z wielu klasycznych westernów, na długo pozostają w pamięci. Również od strony aktorskiej "Blueberry" prezentuje się nieźle. Co prawda teksański akcent odtwórcy głównej roli niekiedy brzmi śmiesznie, ale trzeba przyznać, że Vincent Cassell stworzył wiarygodną kreację. Nieźle wypadła również Juliette Lewis, która nie tylko udanie wcieliła się w rolę ukochanej tytułowego bohatera, ale również po raz kolejny udowodniła - wykonując piosenkę "Danny Boy", że jest nie tylko utalentowaną aktorką, ale również piosenkarką. Wypatrujcie na ekranie również Ernesta Borgnine'a - gwiazdy westernów grającego w "Blueberrym" przykutego do wózka inwalidzkiego szeryfa oraz charaktersytycznego Tchéky Karyo, który w filmie pojawia się ucharakteryzowany tak, że gdyby nie informacja w napisach ciężko byłoby się domyśleć w jaką postać się wcielił. Niestety, mimo najszczerszych chęci i całej sympatii dla Kounena oraz Cassella, "Blueberry" bardzo mnie rozczarował. Zrealizowany doskonale od strony technicznej film był zwyczajnie nudny, a oryginalny i ambitny pomysł został w nim przedstawiony w sposób dość nieporadny. Można obejrzeć, ale bardziej z ciekawości niż z nadzieją na kawałek solidnej komiksowej adaptacji, czy trzymający w napięciu western. PS. Wydanie DVD, które otrzymałem do recenzji praktycznie pozbawione jest dodatków. Poza kilkoma zwiastunami na płycie nie znajdziemy żadnych materiałów dodatkowych.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones