Recenzja filmu

W spirali (2015)
Konrad Aksinowicz
Katarzyna Warnke
Piotr Stramowski

Więźniowie labiryntu

Konrad Aksinowicz dwoi się i troi, by obszyć fabularny kościec. Szkatułkową fabułę rozwija, wracając raz po raz do punktu wyjścia, rozszerzając znane sceny, żonglując punktami widzenia i cały
Młodzi i piękni jadą na wycieczkę. Raczej drogą do zatracenia niż autostradą do raju. On (Piotr Stramowski) jest ambitnym aktorem, którego paparazzi wypatrzyli na kawie i czułych słówkach z koleżanką z planu. Ona (Katarzyna Warnke) jest producentką jego filmów, która właśnie powiedziała "stop" i zaczęła rozliczać męża ze zdrad i podejrzanych znajomości. Jest jeszcze ten trzeci, autostopowicz, zabrany po drodze Żyd - trajkoczący jak najęty, z paczuszką halucynogennego specyfiku w torbie (Tamir Halperin). Kiedy otworzy paczuszkę, skończy się podróż, a zacznie ostry trip.


Rejony trochę znajome: mamy w końcu przepracowywanie kryzysu, a Obcy staje się kołem zamachowym zmian w życiu bohaterów. A trochę dziewicze: bo reżyser Konrad Aksinowicz dwoi się i troi, by jakoś obszyć ten fabularny kościec. Szkatułkową fabułę rozwija, wracając raz po raz do punktu wyjścia, rozszerzając znane sceny, żonglując punktami widzenia i cały czas zmieniając optykę: raz będzie to służąca za ekspozycję retrospekcja z mieszczańskiego życia, kiedy indziej ta sama chwila ukazana z perspektywy dwojga bohaterów. Oczywiście, nie jest to żadna pochwała relatywizmu, tylko narracyjny bajer, który - trzeba to reżyserowi oddać - przez chwilę spełnia swoją funkcję. Rekonstruowanie całej, rozbudowanej sekwencji podróży jest na tyle intrygujące, że raz czy dwa będziemy rewidować wiedzę o bohaterach, co zawsze stanowi jakąś intelektualną stymulację.

Kiedy jednak małżonkowie dekują się wraz z przybyszem w domku na odludziu, a następnie idą do lasu, by wykurować umęczone dusze, czar pryska, stymulanty przestają działać. To co zaczynało się jak opowieść o tragicznym klinczu odmiennych wrażliwości, zamienia się w banalną historię toksycznej miłości, w której nadmierna emfaza i efektowne gesty zastępują psychologiczne prawdopodobieństwo. Tekst Aksinowicza i Julity Olszewskiej naszpikowany jest sztucznie brzmiącymi dialogami i powierzchownymi refleksjami, z kolei Warnke i Stramowski nie są w stanie unieść filmu wyłącznie ekranową charyzmą.


Odejść - żle. Zostać - jeszcze gorzej. Nic dziwnego, że bohaterowie zwracają się w stronę metafizyki, że kusi ich wizja, w której to matka natura wykonuje za nich brudną robotę. Jak na film o erozji więzi małżeńskich, to jednak trochę zbyt łatwe rozwiązanie. Tamir wydaje się dalekim krewnym innych postaci znanych z polskiego kina - granego przez Zygmunta Malanowicza bezimiennego chłopaka z "Noża w wodzie" Romana Polańskiego oraz Starego (Marek Kondrat) z "Trzeciego" Jana Hryniaka. Oni również przybywali znikąd, nie byli obciążeni żadną przeszłością, wchodzili z butami w życie młodych par i stawiali przed nimi lustro. W tamtych filmach mieliśmy jednak starcie charakterów, a walka o wspólne życie odbywała się blisko ziemi, co ułatwiało empatię i identyfikację. U Aksinowicza idziemy drogą na skróty.

W kabale spirala jest symbolem rozwoju i zarazem rozpadu - w zależności od wektora ruchu, zwija się bądź rozwija wokół nieruchomego centrum. Reżyser również uruchamia tę symbolikę, pokazuje bohaterów, którzy raz po raz zbliżają i oddalają się od centrum swojego świata. I choć obserwowanie tych przypływów i odpływów namiętności bywa fascynujące, to konkluzja o seksie jako sile witalnej i ocalającej musi rozczarować. Na co nam były te wszystkie formalne labirynty i słodko-gorzkie tripy?    
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones