Recenzja filmu

Che - Rewolucja (2008)
Steven Soderbergh
Benicio del Toro
Demián Bichir

Wieczne staruszka mamrotanie

"Che - Rewolucja" to tylko seria pustych anegdot rozciągnięta do ponad dwóch godzin. Graniczy to z cudem, bo tak naprawdę materiału nie było nawet na godzinę.
Chyba przyszedł już czas, by zamknąć Stevena Soderbergha w domu starców. "Che - Rewolucja" to bowiem nic więcej, jak wieczne mamrotanie staruszka, który gada pod nosem sam do siebie. Nie ma nic gorszego, jak spytać owego stetryczałego gawędziarza, o czym tak opowiada. Natychmiast uczepi się ramienia i zacznie dzielić się błahymi, niekończącymi się anegdotami i zdarzeniami na tematy dawno przebrzmiałe. Po 10 minutach ma się już tego dosyć i zaczyna się na poważnie kontemplować zasadność eutanazji. Takie niestety wrażenie sprawia pierwsza część biografii Ernesto Guevary zrealizowanej przez Soderbergha. Film zaczyna się w 1955, a kończy w 1964 roku. Jednak Soderbergh przemieszał plany czasowe, przeskakując od rewolucji na Kubie do wizyty Guevary w Nowym Jorku, i z powrotem. Najważniejsze wydarzenia w karierze Che pokazane zostało z bolesną pieczołowitością i dbaniem o detale. Soderbergh jednak tak bardzo koncentruje się na szczegółach, że kompletnie zapomina o całości. Na obraz składają się nieustające sceny marszu przez Kubę, astmatycznego kaszlu Guevary (który jakimś cudem mu przechodzi im bliżej są zwycięstwa) i okazjonalnej walki. Wszystko to zostało rozciągnięte do ponad dwóch godzin. Graniczy to z cudem, bo tak naprawdę materiału nie było nawet na godzinę. Soderbergh ze wszystkich sił stara się być jedynie obserwatorem. Chyba bał się oskarżeń o tworzenie nowej legendy Che. Cóż, prawicowcy mogą spać spokojnie. W tym filmie nie zostało bowiem nic z człowieka, który odcisnął niezatarte piętno na popkulturze. Bez kierunku, bez idei przewodniej "Che - Rewolucja" to tylko seria pustych anegdot. Jednak Soderbergh oszukuje sam siebie – wcale nie jest obiektywny. Nie pokazuje wszystkiego, a to, co widzimy na ekranie, jest przedstawione w bardzo konkretnym świetle. Owszem, nie ma tu moralizatorstwa i prostego ideologicznego wykładu, co nie zmienia faktu, że właśnie taki wykład otrzymujemy. To, że nie jest szczery ani ze sobą, ani z widzami, jest dodatkowym, a może wręcz najważniejszym zastrzeżeniem, jaki mam do filmu. Z "Che - Rewolucja" tak naprawdę pozostaje techniczna oprawa filmu. Soderbergh jak zwykle bawi się obrazem, stosując różne kamery czy taśmy filmowe. Jednak udowadnianie widzom przez dwie godziny, że jest się sprawnym rzemieślnikiem to olbrzymia przesada. Po pewnym czasie przestaje się doceniać jego kunszt i widzi się już tylko pretensjonalnego artystę, którego przerósł podjęty temat. Szkoda, bo sam pomysł filmu o Che był jak najbardziej chwalebny. Po fiasku Soderbergha chyba długo przyjdzie nam czekać na kolejną próbę.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones