Wojna kieszonkowa

Nie dajcie się nabrać. "Marvel Ultimate Alliance 3: The Black Order" może wygląda jak owad uwięziony w bursztynie, ale to dziecko naszych czasów. W 2009 roku, kiedy ukazała się ostatnia część
"Marvel Ultimate Alliance 3: The Black Order" - recenzja
Nie dajcie się nabrać. "Marvel Ultimate Alliance 3: The Black Order" może wygląda jak owad uwięziony w bursztynie, ale to dziecko naszych czasów. W 2009 roku, kiedy ukazała się ostatnia część serii, Nintendo kokietowało głównie fanów zumby, a dziś walczy o licencje dla graczy z dziada pradziada. Gatunek action-rpg był wówczas tożsamy z pierwszym trójwymiarowym "Falloutem", zaś teraz obejmuje wszelkie estetyczne i stylistyczne odstępstwa. Wreszcie, kinowe uniwersum Marvela stanowiło wielką niewiadomą, by w ciągu dekady stać się metaforą nowej popkulturowej wrażliwości. Być może właśnie dlatego, za sprawą dziesięcioletniej pauzy i nagłej teleportacji w przyszłość, gra Team Ninja bez pudła oddaje emocje towarzyszące dziecięcej lekturze komiksów. Tl;dr - to gra, w której stworzycie własną, superbohaterską drużynę gwiazd. 



Teoretycznie opowieść stoi na własnych nogach. W praktyce jest rekonfiguracją motywów wałkowanych na papierze i taśmie filmowej dziesiątki razy. W buty szwarccharakteru wskoczył po raz kolejny szalony tytan Thanos. A skoro jest Thanos, musi pojawić się również największy macguffin naszych czasów, czyli potężne kamienie nieskończoności. W prologu widzimy, jak zadowoleni z siebie Strażnicy Galaktyki próbują capnąć je z opuszczonego okrętu wojennego Kree, co kończy się gwałtowną wymianą uprzejmości z członkami tytułowego Zakonu. Kamyki zostają rozsiane po wszechświecie, zaś herosi wszelkich stanów i zawodów ruszają na poszukiwania. Uruchomiona w ten sposób narracja klei się nieźle z oldskulową fabularną strukturą gry wideo, jednak nie oczekujcie scenariopisarskich czarów. To opowieść, którą snujemy sami, niczym nadpobudliwe dziecko - wszystko, co dobre, zależy od naszej wyobraźni i płynie z konkretnych decyzji obsadowych. W zależności od tego, kogo powołamy do grupy pościgowej, możemy liczyć na drobne smaczki, spięcia, zabawne przytyki i tym podobne atrakcje. Iron Man, Kapitan Ameryka, Hulk, Spider-Man, Deadpool, Venom, Kapitan Marvel, Elektra, Ghost Rider, Wasp, Spider-Gwen, Wolverine… Wszystkie ręce na pokład!



Podobnie jak w poprzednich odsłonach serii, zabawa sprowadza się do eksploracji niewielkich terenów, bitki z kolejnymi falami wrogów oraz stosunkowo częstych starć z bossami. Dość prosty koncept ożywa nie tylko dzięki ciągłemu flirtowi z "pokemonową" konwencją (zbierz ich wszystkich!), ale przede wszystkim - dzięki satysfakcjonującemu systemowi walki. Każda postać ma dwa podstawowe ataki oraz kilka specjalnych, odblokowywanych w trakcie zabawy. Łączenie ich w balet destrukcji to dopiero początek zabawy, gdyż w drużynie - bez względu na to, czy gramy na kanapie z innymi, czy pocimy się w pojedynkę - bohaterów jest czterech. Ataki kontekstowe, akcje w duecie oraz potężne, obejmujące całą arenę ciosy specjalne zamieniają ekran w gigantyczną kulę światła, sztucznych ogni i konfetti. Jednak nie miejsce złudzeń - gra, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, potrafi napsuć krwi, więc liczy się odpowiednie zbalansowanie składu oraz tuning poszczególnych bohaterów. Drzewko ich rozwoju wygląda jak wzór na zimną fuzję, wszystkich opisuje tuzin statystyk, zaś jeśli chcecie czerpać korzyści z konkretnych składów osobowych, musicie się pobawić w stratega. Niektórzy herosi potrafią się regenerować, inni mają łapy jak bochny chleba, jeszcze inni sprawdzają się w walce dystansowej. Selekcja ma znaczenie zwłaszcza podczas arcytrudnych wyzwań odblokowywanych po zakończeniu gry. Namawiam do eksperymentów i polecam uzbroić się w cierpliwość, jeszcze mi podziękujecie. 



Od dziedzińca szkoły dla wybitnie uzdolnionej młodzieży, po iglicę Avengers Tower, każdy element cyfrowego świata wydaje się dymkiem z marvelowskich zeszytów; od bonusów za puszczenie w bój składu X-Men, po profity za wystawienie do walki Defendersów, każdy dymek zostaje bezbłędnie przełożony na rozgrywkę. "Marvel Ultimate Alliance 3" przypomina trochę wirtualne muzeum wydawnictwa, tyle, że w każdy eksponat możemy tchnąć życie. Jeśli chcecie sprawdzić, czy Miles Morales dogada się lepiej z Venomem niż Peter Parker, nie wahajcie się ani chwili. Jeśli na myśl o Deadpoolu wymieniającym sarkastyczne riposty z Ghost Riderem dostajecie gęsiej skórki, trafiliście pod właściwy adres. A jeżeli podejrzewacie, że twórcy przygotowali premię do ataków za dobór oryginalnego składu Avengers (podowiadam: Wasp, Thor, Hulk, Iron Man), cóż…zaryzykujcie. Fakt, że gra ukazuje się tylko na Switcha oddaje w jakimś stopniu jej wyjątkowy, zawieszony pomiędzy dwiema dekadami gamingu, charakter. To nie tylko lekkostrawny deser po ostatniej fazie kinowego uniwersum Marvela, ale też kuferek z superbohaterskimi przygodami, który zawsze nosimy pod ręką.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones