Recenzja filmu

Oby do wiosny (2005)
Adam Rapp
Amelia Warner
Zooey Deschanel

Wracaj w te strony

Są takie historie, z których absolutnie nic nie wynika. Podobne jedna do drugiej. Bohater, najczęściej młody, ale już mocno doświadczony przez życie, zmęczony często niezbyt udanym "zdobywaniem
Są takie historie, z których absolutnie nic nie wynika. Podobne jedna do drugiej. Bohater, najczęściej młody, ale już mocno doświadczony przez życie, zmęczony często niezbyt udanym "zdobywaniem wielkiego świata" wraca do rodzinnego domu. Na chwilę bądź na stałe. Tu rozpoczyna się mozolny proces odnajdywania samego siebie i weryfikowania sądów na temat najbliższych. Odbudowywanie zerwanych więzi odbywa się, jak wiadomo, z lepszym lub gorszym skutkiem. Kiedy sam temat trudno uznać za oryginalny, liczy się sposób opowiadania. Tu pole do popisu dla twórców, którzy potrafią wykreować wiarygodne portrety psychologiczne, włożyć w usta bohaterów inteligentne dialogi, odkryć poezję tkwiącą w szczegółach. Przychodzi mi tu na myśl "Powrót do Garden State" Zacha Braffa - kameralna, trochę magiczna opowieść o początkującym aktorze, który po latach wraca do domu na pogrzeb matki. Debiutant Adam Rapp niestety niczym nas nie zaskakuje. W "Oby do wiosny" opowiada o relacjach córki i ojca. Reese (Zooey Deschanel), młodziutka aktorka offowych teatrów, ze skłonnością do depresyjnych nastrojów, zamierza opublikować listy miłosne swego ojca, kiedyś wziętego pisarza i laureata nagrody Pulitzera, któremu od 20 lat nie udało się nic napisać. Suma, jaką proponuje dziewczynie wydawca jest niebagatelna, więc Reese, choć wiele lat temu zerwała kontakty z rodziną, decyduje się pokonać autobusem wiele kilometrów. W rolę ojca wcielił się Ed Harris. Zagrał zdziwaczałego alkoholika żyjącego pod jednym dachem z parą ekscentrycznych współmieszkańców. Kiedy Reese dociera do celu, drzwi w domu rodzinnym otwiera jej obcy facet, w dodatku średnio rozgarnięty i próbujący walczyć z paraliżującą nieśmiałością. Ciężar tego filmu opiera się na bohaterach, zróżnicowanych i w założeniu ciekawych. Problem w tym, że u Rappa postacie nie wybiegają nawet na milimetr poza wyeksploatowane schematy. Mam na myśli przede wszystkim Eda Harrisa pochylonego nad notatkami ze szklanką whisky, z rozwianym włosem, co chwila popadającego w zamyślenie, który mimo tego kostiumu nie jest w stanie przykuć większej uwagi. Zdecydowanie większe pole do popisu ma Zooey Deschanel ("Autostopem przez galaktykę"), ale i jej portret w "Oby do wiosny" zdaje się być przerysowany. Reese nie mogąc uporać się ze swoimi emocjami, przycina sobie palce szufladą i topi ukochanego kota... A co gorsze, stanowiący najistotniejszy element filmu konflikt między dwojgiem poturbowanych przez życie ludzi zaczyna nagle, bez wyraźnego powodu, wygasać. Sztuczność i nachalność takich rozwiązań zdecydowanie przeszkadza w odbiorze filmu. Jeśli ma się na planie dobrych aktorów, to po co uciekać się do charakterystyki graniczącej z łopatologią? Miało być kameralnie i bez rozmachu, więc reżyser "Oby do wiosny" zdaje się z premedytacją unikać ciężkich emocji i nadmiernego psychologizowania. Może niepotrzebnie, bo film, który mógłby być przekonującym dramatem, staje się tylko kolejną przeciętną opowiastką z cyklu "nigdy nie jest za późno, by kochać".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones