Recenzja filmu

Błazny (2023)
Gabriela Muskała

Bądź realistą: nie mów prawdy

"Błazny" to także portret pokolenia coraz bardziej świadomego swoich potrzeb i uczącego się je nazywać. Film wadzi się przy tej okazji z wcale niejednoznaczną figurą mistrza.
Bądź realistą: nie mów prawdy
Przed wejściem do budynku poci się "Dwóch ludzi z szafą", przez korytarz przemyka student w kurtce z "Taksówkarza", a tuż obok z frazą "Here's Johnny!" na ustach ktoś przebija drzwi siekierą. Dzień jak co dzień na aktorskim wydziale łódzkiej filmówki. Zanim prawda wybrzmi na scenie, trochę fikcji musi przeniknąć do życia. By zaś dojrzały aktorskie osobowości, przydatna będzie garść chlubnych inspiracji. Galeria absolwentów na ścianach uczelni tyleż studentów motywuje, co uczy pokory. Dodajmy do tego rywalizację, a okaże się, że na ich sukces składa się nie tylko ambicja, talent i ciężka praca, ale i wrażliwe wnętrze chronione bardzo twardą skórą. Gdy więc do paczki studentów na roku dociera informacja o możliwej współpracy z Wielkim Reżyserem (Oskar Hamerski), przyjaźnie zostaną poddane próbie, kompleksy i traumy wyjdą na światło dzienne, a zmagania ze sceny przenikną do życia.

Siódmy – m.in. po "Soyer" Łukasza Barczyka czy "Monumencie" Jagody Szelc – pełnometrażowy film dyplomowy wyprodukowany przez Szkołę Filmową w Łodzi okazuje się dziełem najbardziej autotematycznym. Reżyserowane przez debiutującą w tej funkcji Gabrielę Muskałę "Błazny" odkrywają przed nami rzeczywistość hermetyczną, zaskakująco przy tym wciągającą. Aktorzy i aktorki młodego pokolenia – na czele z Sebastianem Delą, Janem Łuciem, Justyną Litwic i Magdaleną Dwurzyńską – na podstawie częściowo improwizowanego scenariusza grają postacie stanowiące jedną studencką drużynę. Charaktery diametralnie się od siebie różnią, umieszczone zostają na kursie kolizyjnym, w efekcie zaś – muszą się od siebie uczyć. To relacje tętniące życiem, wiarygodnie kształtowane w scenach na uczelni i poza nią.

Dużo w nich braterstwa i siostrzeństwa, pewnie dlatego stojące przed studentami zadanie przetworzenia historii Kaina i Abla czy Balladyny i Aliny znajdzie tak podatny grunt. Z czasem Biblia i Słowacki wyjdą poza teatralną arenę, wpłyną na prywatność aktorów, być może brutalnie ją przekroczą. Pytanie o granice intymności w tym skomplikowanym zawodzie, o prawdę i fałsz przenikające się na scenie i o poświęcenie własnej podmiotowości w imię sztuki drażnią w "Błaznach" tym bardziej, im gęstsza jest atmosfera wydarzeń. Migocząca konwencja (dzięki operatorskiej pracy Piotra Żurawskiego i montażowi Jakuba Darewskiego oraz Kosmy Kowalczyka) świetnie problematyzuje wspomniane już tematy. Mamy do czynienia po części z psychodramą, po części z romansem, po części z kryminałem. Nawet jeśli śledztwo w finale sprowadzone zostaje do skrótu, a psychodrama nie jest wolna od aktorskiego wystudiowania, to teatralną umowność usprawiedliwia temat. Aktorzy wcielają się wszakże w uczących się aktorów. Nie jest przypadkiem, że w filmowym kadrze mieści się drewniana scena.

"Błazny" to także portret pokolenia coraz bardziej świadomego swoich potrzeb i uczącego się je nazywać. Film wadzi się przy tej okazji z wcale niejednoznaczną figurą mistrza. Nawet jeśli – występujące tu w charakterze dowcipnej fantazji – bratnie dusze w postaci tego Więckiewicza czy tamtej Jandy stanowią nie lada inspirację dla aktorów u progu kariery, to jednak z socjotechnikami bardziej cynicznych wpływowych osób debiutanci muszą poradzić sobie tu i teraz. "Błazny" zgrabnie przedstawiają tę – pełną rozczarowań, ale i satysfakcji – próbę. Chwalą solidarność, która pozwala wznieść się ponad anachroniczne strefy wpływów. Skutecznie przekonują, że nawet gdy mowa o spełnianiu marzeń, potrzebie docenienia i chodzeniu pod prąd, bez empatii i wzajemnego szacunku ani rusz.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones